Amerykańskie dane w dalszym ciągu nie zachwycają. Pierwsze istotne, regionalne badanie aktywności w amerykańskim przemyśle wytwórczym – badanie aktywności w przemyśle w regionie nowojorskim – wypadło nieco lepiej niż poprzednio, lecz mimo to poniżej oczekiwań (7,10 wobec 8,0 i 5,08 poprzednio). Jeżeli chodzi o szczegóły, optymiści ucieszyli się mocnym wzrostem liczby zatrudnionych oraz poprawą poziomu średniej długości pracy w skali tygodnia. Jednak pesymiści również znaleźli coś dla siebie, a mianowicie niższe poziomy nowych zamówień oraz średnich cen.

Dane dotyczące międzynarodowych przepływów kapitałowych za czerwiec ukazują, dlaczego zwyżka dolara trafiła na twardy sufit. Kwota netto wypływów sięgnęła 6,7 mld USD. Co więcej, dane te wskazują na nikły popyt na amerykańskie aktywa ze strony banków centralnych, co oznacza, że praktycznie wszelkie wpływy pochodziły z sektora prywatnego.

Warto również zwrócić uwagę na niższy – w stosunku do maja – poziom zaangażowania Chin w USA (pałeczkę przejęła Japonia). Brakującym kawałkiem układanki okazał się indeks cen domów NAHB, który zanotował spadek do najniższego od siedemnastu miesięcy poziomu, co może sugerować, że po wygaśnięciu ulgi podatkowej zapasy w dalszym ciągu utrzymują się na wysokim poziomie. Pod koniec sesji awersja do ryzyka zaczęła dominować na rynku. Amerykańskie obligacje skarbowe zwyżkowały; rentowność 2-letniego długu obecnie znajduje się na komfortowym poziomie poniżej 0,5%, a USDJPY powraca w kierunku kluczowego poziomu 85,0.

Sesja europejska to m.in. dane o bilansie bieżącym w strefie euro oraz brytyjskie CPI/RPI (czy znów pokrzyżuje plany Banku Anglii odnotowując wyjątkowo wysoki wynik?), jak również badanie zaufania w Niemczech instytutu ZEW. Sesja amerykańska także wypełniona jest publikacjami danych – tutaj mamy PPI, liczbę rozpoczętych budów domów, liczbę udzielonych pozwoleń na budowę oraz aktywność w przemyśle/wykorzystanie mocy produkcyjnych.

Reklama