W piątek Wall Street była w nienajgorszych nastrojach. Chęć odreagowania pokaźnych spadków z poprzednich dni nadal dominowała, jednak byki słabły z każdą godziną. Poza chęcią pomagał im brak bardziej istotnych wydarzeń i informacji lub trudność interpretacji tych, które się pojawiły. Tak było w przypadku doniesień z Libii.

Z jednej strony decyzję ONZ można było traktować jako czynnik prowadzący do uspokojenia sytuacji i zakończenia wojny domowej. Z drugiej jednak umiędzynarodowienie konfliktu może grozić bardzo poważnymi konsekwencjami, nie tylko w horyzoncie tygodni, a być może obejmującymi nie tylko Libię. W każdym razie indeksy zaczęły wysoko, od zwyżek po ponad 1 proc., skończyły zaś dzień wyraźnie niżej, nieustannie się osuwając. Dow Jones zyskał 0,7 proc., a S&P500 wzrósł o 0,4 proc. Być może była to osuwanie było reakcją na wieczorne doniesienia, że ogłoszone rzez Kadafiego zawieszenie walk było tylko pustą deklaracją. Prezydent Barack Obama ostro zareagował na wieści, że wojska reżimowe nadal prowadzą działania.

Interwencje na rynku jena oczywiście japońską walutę osłabiły ale widać, że gdy tylko super dealerzy przestaną wysyłać zlecenia, rynkowy trend pokazuje siłę i kierunek ruchu. Trzeba wiele miliardów dolarów by go powstrzymać, nie mówiąc o powrocie choćby do poziomu ponad 84 jenów za dolara.

Dziś w Japonii święto wiosny, więc zbyt wiele się o panujących tam nastrojach nie dowiemy. Na pozostałych giełdach azjatyckich byki miały zdecydowaną przewagę. W Hong Kongu i Singapurze indeksy wzrosły po prawie 1,4 proc., na Tajwanie i w Tajlandii po niemal 1 proc. W Chinach Shanghai B-Share zyskał 0,4 proc., a Shanghai Composite 0,1 proc.

Reklama

Kontrakty na amerykańskie indeksy wskazują na dobrą formę, rosnąc po 0,5-0,7 proc. W najbliższych dniach danych makroekonomicznych nie będzie zbyt wiele. Powoli odkrywać się będzie przed nami obraz amerykańskiego rynku nieruchomości. Dziś dane o sprzedaży domów na rynku wtórnym.