Lufthansę wymienia się w gronie firm najbardziej zainteresowanych wykupieniem udziałów w LOT. Niemcom na pewno nie zabraknie pieniędzy, by przejąć polską firmę. Prezes czołowego europejskiego przewoźnika Christoph Franz ogłosił pod koniec zeszłego tygodnia, że Lufthansa zarobiła w ubiegłym roku 876 mln euro. W 2011 roku ma być jeszcze lepiej i to mimo rosnących cen ropy, zawirowań politycznych w Afryce Północnej czy katastrofy w Japonii.
Od spełnienia tej ambitnej zapowiedzi zależy dalszy los nowego 51-letniego prezesa, który stery w Lufthansie objął zaledwie trzy miesiące temu. Zadanie nie będzie łatwe. W ostatnich latach najbardziej znany niemiecki koncern lotniczy rozrósł się do niespotykanych wcześniej rozmiarów. Pod rządami poprzedniego prezesa Wolfganga Mayrhubera frankfurtczycy połykali rywali niemal jednego po drugim. To wówczas założona w 1926 roku Lufthansa kupiła m.in. takie linie lotnicze, jak Swiss, Brussels czy Austrian Airlines. Liczba obsługiwanych rocznie pasażerów wzrosła w krótkim czasie z 50,9 mln do 76 mln. Wiele zakupów nie przyniosło jednak spodziewanych profitów. Według najnowszego raportu rocznego takie spółki córki jak Austrian Airlines czy brytyjski Mid- land ciągle tracą pieniądze. Podobnie w przypadku należących do Lufthansy tanich linii German Wings.
Ale akurat stawianie na nogi mało zyskownych przewoźników należy do specjalności Christopha Franza. Do Lufthansy trafił w 1990 roku, zaraz po studiach w Darmstadt, Lyonie (przywiózł stamtąd żonę Francuzkę) i Berkeley. Już rok później wszedł w skład zespołu, którego zadaniem było przygotowanie planu oszczędnościowego dla jednej z zadłużonych spółek córek.
Wkrótce Franz dostał propozycję pracy w innym symbolu niemieckiej gospodarki – Deutsche Bahn.
Reklama
To była dla niego znakomita lekcja reńskiego kapitalizmu. Trudno wyobrazić sobie firmę, w której kotłują się równie sprzeczne interesy skarbu państwa, oczekiwania pasażerów, biurokracja i supersilne związki zawodowe. Po kilku latach mozolnego pięcia się w górę dostał wreszcie swoją szansę. Wszechwładny szef firmy Hartmut Mehdorn zlecił mu modernizację systemu biletowego, tak by przyniósł więcej zysków permanentnie potrzebującej gotówki firmie.
Zaproponował wiele rewolucyjnych zmian, trafił jednak na olbrzymi opór firmowych konserwatystów. Ci ostatni zwyciężyli i reformator musiał... szukać nowego zajęcia.
To wówczas zadzwonił telefon z Lufthansy. Koncern szukał właśnie kogoś, kto przeprowadzi restrukturyzację nowo kupionego i przynoszącego straty szwajcarskiego Swiss Airlines. Franz dostał wolną rękę i szybko wyprowadził firmę na prostą.
W nagrodę w 2006 roku wszedł do zarządu Lufthansy, a cztery lata później stanął na czele całej firmy. Jego zadaniem – prócz sanacji najsłabszych ogniw koncernu – jest zmiana wizerunku solidnego, ale nieco nudnego przewoźnika, tak by odparł atak konkurencji ze strony Emirates czy prężnego w Niemczech Air Berlin.
Być może już niedługo dowiemy się, czy będzie się to odbywało razem z LOT-em jako częścią rodziny Lufthansy.
ikona lupy />
Deutsche Lufthansa / DGP