W piątek można było odnieść wrażenie, że wszystko sprzysięgło się przeciwko giełdom i rynkom finansowym. Czwartkowe wystąpienie Bena Bernakne rozczarowało, bo nie wniosło nic nowego, a w szczególności nie zawierało cienia sugestii podjęcia jakichkolwiek działań, zmierzających do wspomagania słabnącej gospodarki. Z kolei ogłoszony przez Baracka Obamę plan wpompowania w realną gospodarkę prawie 450 mld dolarów został przyjęty chłodno z zasadniczego powodu: ten plan musi być zatwierdzony przez Kongres, a to może być proces równie trudny i długotrwały, jak niedawne męki w sprawie podwyższenia limitu zadłużenia. Euforii więc taka perspektywa nie mogła spowodować.

Informacje płynące z Azji także nie były budujące. Japońska gospodarka skurczyła się o 2,1 proc., a więc nieco mocniej niż się spodziewano. W Chinach inflacja co prawda nieznacznie odpuściła malejąc z 6,5 do 6,2 proc. ale jednocześnie spadła też sprzedaż detaliczna i produkcja przemysłowa. Te informacje harmonijnie współgrały z czwartkowym ostrzeżeniem agencji Fitch o możliwości obniżenia ratingu Japonii i Chin. Później pojawiła się informacja, że ta sama agencja już wkrótce może zredukować ocenę wiarygodności kredytowej Włoch oraz sugestia, że w 2013 r. Irlandia może potrzebować dodatkowego wsparcia finansowego.

W tych warunkach jedynie początek sesji na warszawskim parkiecie był umiarkowanie pesymistyczny. Z czasem było coraz gorzej. WIG20 na otwarciu zniżkował o 0,6 proc., zaczynając od 2356 punktów. I ten poziom okazał się maksimum dnia. Podaż bardzo szybko przeszła do ofensywy, sprowadzając wskaźnik przed południem do 2289 punktów. W tym momencie tracił on już ponad 3 proc., spadając poniżej 2300 punktów. Późniejsze próby redukcji skali strat nie dawały efektu.
Działający w Warszawie inwestorzy byli znacznie bardziej nerwowi niż ci, operujący na pozostałych parkietach. W Paryżu, Londynie i Frankfurcie spadki były bowiem o wiele mniejsze i nie było widać oznak chęci pozbywania się akcji za wszelką cenę. Co prawda CAC40 i DAX w najgorszym momencie zniżkowały po około 2 proc., jednak po południu radziły sobie znacznie lepiej.

Nasz WIG20 sekundował jednak bardziej wskaźnikowi w Budapeszcie, który szedł w dół przez cały dzień, tracąc wczesnym popołudniem ponad 6 proc. Silnym spadkom obu indeksów towarzyszyła równie mocna przecena walut obu krajów. Forint tracił wobec dolara ponad 2 proc., zaś złoty osłabiał się wobec „zielonego” o ponad 1,5 proc., a w najgorszym momencie o niemal 3 proc. Euro na naszym rynku było najdroższy od prawie dwóch lat. Bank Gospodarstwa Krajowego interweniował na rynku sprzedając spore ilości wspólnej waluty.

Reklama

Akcje PKN Orlen i PKO momentami traciły po ponad 6 proc., o niemal 6 proc. w dół szły akcje Telekomunikacji Polskiej, Pekao i BRE. Sytuacja na rynku walutowym oraz mocna przecena sporej części blue chipów wskazuje na wycofywanie się z naszej giełdy inwestorów zagranicznych.