Cytat, rzecz jasna, z Sienkiewicza. Niechęć do Niemców była mocno zakorzeniona jeszcze wtedy, kiedy II wojna światowa nikomu się nie śniła. Niemieccy koloniści niepokoili Bolesława Prusa, a w nagrodzonych Noblem „Chłopach” Reymont wysyła polskich chłopów, by napadli tworzoną właśnie wieś niemiecką.
Nacjonalizm niemiecki postrzegano (słusznie!) jako ideologię antypolską. Rosnąca w oczach potęga przemysłowa i technologiczna Niemiec z jednej strony wywoływała podziw, z drugiej strach przed połknięciem. Chociaż nie zabrzmi to politycznie poprawnie, konflikty między narodami generalnie uważano za starcia niezbędne, zgodne z prawem natury, dające dodatkowy impuls rozwoju. Ludy Europy przeoranej w XIX w. przez cywilizację przemysłową szukały nowego pomysłu na jedność. Idea narodowa tej jedności mogła dostarczyć, szczególnie wtedy, kiedy nasi stali po jednej stronie, a po tamtej Niemcy. Polacy chętnie zapominali o plusach związków z Niemcami, natomiast doznane germanizacyjne krzywdy przypominali raz po raz (podobnie zresztą robili Węgrzy z dziedzictwem austriackim, Słowacy – z węgierskim, a Litwini – z polskim).
Komunizm, jak pamiętamy nakarmiony ideologią ponadnarodową i antynacjonalistyczną, niczego nie zmienił. Antyniemieckość – całkowicie naturalna po okrucieństwie okupacji – łączyła władzę i naród. Naszym pierwszym filmem powojennym były „Zakazane piosenki”, a pierwszą megaprodukcją „Krzyżacy”. Co do Niemców panowała zgoda: byli źli (a nie byli?) i należy się ich dalej bać. W niepodległej już III RP zapanował proniemiecki entuzjazm. Najkrócej mówiąc, RFN wciągała Polskę do Unii Europejskiej, likwidując przy tym wschodnie komunistyczne Niemcy (które tym samym weszły do UE sporo przed Polską). Realnemu wsparciu Polski towarzyszyły ładne gesty wyrażające żal za wojnę.
I tak sobie dzisiaj myślę, że lata 90. są już tak odległe jak lata powojenne albo nawet jak XIX wiek. Niemcy mają dzisiaj swój pomysł na Europę, Polska może albo ten plan poprzeć, albo znaleźć innych sojuszników i być z Berlinem w konflikcie. To pierwsze nie oznacza serwilizmu i kolaboracji, tylko zdrową kalkulację polityczną, a to drugie nie oznacza fobii i nacjonalizmu, tylko także zdrową kalkulację polityczną. Wreszcie polityka oparta jest na składkach, środkach, dopłatach, harmonizacjach i gazie łupkowym. Wolno być za Niemcami, a nawet przeciw, w zależności od tego, co jest dla nas korzystniejsze. Bogu dziękować, a Angeli Merkel nie szarpać jak dzieciak, tylko jeżeli trzeba, walnąć, aż huknie, a jak trzeba, komplementować.
Reklama