44,4 proc. – o tyle między 6 lipca 2007 roku i 23 grudnia 2011 roku spadł indeks WIG20, grupujący 20 największych polskich firm notowanych na GPW. Od początku 2011 roku osunął się o blisko 18 proc. W tych, którzy mieli i mają w portfelu akcje lub fundusze akcji, kryzys uderzył bardzo mocno. Nie wiadomo, kiedy dla nich się skończy i czy warszawska giełda kiedykolwiek zawita na poziomy, na których była w lipcu 2007 r.
Jednak w realnej gospodarce Polski nie dzieje się tak źle, jak mogłyby wskazywać notowania giełdowe. Nie ma mowy o bankructwach firm na skalę masową, tempo wzrostu PKB zwalnia, ale nie ma recesji i prawie nikt nie spodziewa się jej, w przyszłym roku, ani w kolejnych.
Co więcej, w listopadzie sprzedaż detaliczna wzrosła o 12,6 proc. w porównaniu do listopada 2010 r. To wynik znacznie przekraczający oczekiwania analityków. Co prawda wzrost był w dużej części zasługą sporej inflacji (4,8 proc.), ale wartość sprzedaży liczona w cenach stałych też wzrosła. To oznacza, że popyt na dobra i usługi nie maleje.
Reklama
Firmy też mają się nieźle. Choć bezrobocie stale rośnie, to nieznacznie – w listopadzie było na poziomie 12,1 proc., czyli bez pracy było 1,9 mln Polaków aktywnych zawodowo. Liczba etatów w przedsiębiorstwach nie zmienia się jednak od wielu miesięcy. Ludzie czują więc stabilizację i nie zmniejszają konsumpcji. Resort finansów spodziewa się, że bezrobocie na koniec bieżącego roku wyniesie 12,4 proc., a w grudniu 2012 roku nieco się obniży się do 12,3 proc.
To właśnie polskie firmy są podstawą do tego, by z optymizmem patrzeć w przyszłość. Znane są z tego, że są bardzo konkurencyjne. Eksperci wskazują, że na rynku niemieckim radzą sobie w warunkach spadającego popytu i liczby zamówień o wiele lepiej, niż np. czeskie. Poza tym warto zwrócić uwagę na zapobiegawczość naszych przedsiębiorców. Pod koniec października na kontach krajowych firm znajdowało się rekordowe 183 mld zł. Od początku 2007 r. oszczędności przedsiębiorstw wzrosły o 58 mld zł.
Biznes powinien sobie poradzić w warunkach europejskiego kryzysu, tym bardziej że otoczenie makroekonomiczne nie powinno być w najbliższych latach złe. Budżet państwa na 2012 r. został skonstruowany przy konserwatywnym założeniu realnego wzrostu PKB o 2,5 proc. podczas gdy konsensus rynkowy przewiduje 3 proc. Jednym z czynników wspomagających polską gospodarkę w 2012 r. będzie organizacja piłkarskich mistrzostw Europy w piłce nożnej. Zagrożeniem może być ograniczenie akcji kredytowej przez banki należące do międzynarodowych grup finansowych (które będą miały kłopoty w związku z kryzysem zadłużeniowym w strefie euro) oraz zbytnie umocnienie się złotego (może to uderzyć w eksporterów). Tempo wzrostu PKB w 2013 roku ma jednak przyspieszyć do 3,4 proc., a w 2014 i 2015 roku wynieść odpowiednio 3,8 proc. i 3,9 proc. – zakłada projekt budżetu na 2012 r.
Wiarę w naszą realną gospodarkę pokazują nie tylko dokumenty rządowe, ale także wydarzenia mijającego roku. Napływ inwestycji zagranicznych w 2011 roku był najwyższy od 2007 r. Do końca września sięgnął 7,5 mld euro – podaje Polska Agencja Informacji i Inwestycji Zagranicznych. W pierwszych 10 miesiącach tego roku agencja ta przyjęła do realizacji projekty inwestycyjne o wartości dwukrotnie wyższej niż przed rokiem.
Po tym skrótowym opisie tego, co dzieje się i dziać się może w polskiej gospodarce czas powrócić do punktu wyjścia, czyli inwestycji w akcje i fundusze akcyjne. Pamiętając przede wszystkim o tym, że kupowanie papierów firm albo jednostek uczestnictwa funduszy akcyjnych powinno być inwestycją długoterminową – czyli co najmniej trzyletnią (choć Amerykanin powiedziałby, że co najmniej 10-letnią) – należy zwracać uwagę na to, jak prezentują się fundamenty polskich giełdowych spółek. Te prezentują się dobrze. Żadna z nich nie ma poważnych kłopotów finansowych. Na jesieni sporo uruchomiło programy skupu własnych akcji – co wskazuje, że są w świetnej kondycji, ale ich kursy są zaniżone. Pokazują to wskaźniki. C/WK, odzwierciedlający relację aktualnej ceny papieru danej spółki do jego wartości księgowej dla spółek z GPW wynosi w tej chwili około 1,0. Jest blisko dołka z przełomu lat 2008-2009, kiedy spadł do 0,85, podczas gdy na szczycie hossy sprzed 4,5 roku sięgał 3,18, a średnia ze wszystkich lat funkcjonowania giełdy to 1,7). Dlaczego tak się dzieje? Polska wciąż nie jest postrzegana jako kraj na tyle mocny, aby poradził sobie w warunkach rynkowej zawieruchy. To powoduje, że globalni inwestorzy wkładają nasz kraj do jednego koszyka z innymi państwami z Europy Środkowej i Wschodniej. A cały ten region traktują jako mocno uzależniony od tego, co dzieje się w gospodarce europejskiej.
Jeśli jednak polskie firmy wciąż będą sobie dobrze radzić, a gospodarki nie dotknie recesja, w ciągu 2-3 lat WIG powinien wzrosnąć co najmniej do poziomu średniej długoterminowej, czyli o 70 proc., co oznaczałoby ostre odbicie notowań akcji notowanych na GPW i wycen jednostek funduszy akcji. Nawet jeśli tak by się stało, nie zostałyby odrobione straty poniesionych od połowy 2007 r. Ale pamiętajmy o podejściu wspomnianego Amerykanina. Polskim inwestorom przydałoby się z pewnością wydłużenie perspektywy inwestycji.
ikona lupy />
GPW Fot. Materiały GPW / Forsal.pl