"Gdy Rosja ograniczyła tłoczenie gazu do Europy (zachodniej) i przedstawiciele Gazpromu oficjalnie to przyznali, zaproponowaliśmy (Rosjanom), by się do nas zwrócili; sporządzimy umowę i pomożemy im, jeśli uważają, że jest to niezbędne" - oświadczył Azarow w wypowiedzi dla dziennikarzy.

Premier wyjaśnił, że niedobór gazu przesyłanego z Rosji przez ukraińskie rurociągi na Zachód można pokryć, wykorzystując zapasy zgromadzone przez Ukraińców w zbiornikach podziemnych.

"Właśnie po to wtłaczamy tam gaz w okresie letnim, by zimą z niego korzystać" - powiedział Azarow.

W ubiegły piątek z podobną ofertą wystąpiła ukraińska państwowa spółka paliwowa Naftohaz. Należące do niej podziemne magazyny gazowe należą do największych w Europie i mogą pomieścić ponad 30 miliardów metrów sześciennych surowca. W grudniu władze w Kijowie informowały, że zgromadziły w nich 19 mld metrów sześciennych gazu.

Reklama

W czwartek PGNiG i Gaz-System alarmowały, że Gazprom-Export zmniejszył dostawy gazu do Polski o ok. 7 proc. O ograniczeniu dostaw gazu z Rosji poinformował też w czwartek wieczorem główny dystrybutor gazu na Słowacji, spółka SPP. Słowacy podali, że zarejestrowali 30-proc. spadek dostaw rosyjskiego gazu. Spółka SPP uspokoiła jednak, że jest w stanie zapewnić ciągłość dostaw.

Rosyjski Gazprom oświadczył ze swej strony, że zwiększył dostawy na Zachód i zarzucił podbieranie gazu Ukrainie.

W piątek po godz. 13 Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo podało, że "dostawy gazu z importu są realizowane zgodnie z nominacjami". Premier Donald Tusk uspokajał następnie, że dostawy gazu do Polski nie są zagrożone, a jego tłoczenie z Rosji gazociągiem jamalskim realizowane jest w 100 proc.

Zarzuty Rosjan o podbieranie przez Ukrainę gazu dla odbiorców w UE odpierał w piątek ukraiński minister ds. energetyki Jurij Bojko. Zmniejszenie dostaw nastąpiło z winy Rosji, a nie Ukrainy - mówił, zapewniając, że Kijów wypełnia swe zobowiązania tranzytowe.

Problemy dotyczące dostaw rosyjskiego gazu do Polski i innych krajów UE pojawiają się zimą już po raz kolejny. Ponownie w ich tle jest rosyjsko-ukraiński spór o cenę gazu. Zdaniem władz w Kijowie jest ona stanowczo za wysoka. Moskwa gotowa jest obniżyć stawki płacone za błękitne paliwo przez Ukraińców, jednak pod warunkiem przejęcia kontroli nad ukraińskimi gazociągami. Na to z kolei nie ma zgody Ukrainy.

Ukraina płaci obecnie za 1000 m sześc. rosyjskiego gazu 416 dolarów. Ukraińcy uważają, że sprawiedliwą ceną byłoby 300 dolarów.

W styczniu ukraińskie władze zapowiedziały, że ze względu na brak zgody Rosji na obniżkę cen gazu zmuszone są ograniczyć jego odbiór o połowę. Zamiast przewidzianych w umowach 52 mld m sześc. paliwa w bieżącym roku Kijów kupi od Moskwy tylko 27 mld - podano.

Poprzedni konflikt gazowy między Ukrainą i Rosją miał miejsce na przełomie 2008 i 2009 roku. W jego wyniku na dwa tygodnie wstrzymano dostawy błękitnego paliwa z Rosji przez Ukrainę do państw Europy Zachodniej, w tym do Polski.