Obawy wiceprezydenta budzi brak spójnego obszaru decyzyjnego w trójmiejskich samorządach.

PAP: Czy w Gdańsku w związku z Euro 2012 wszystko jest już zapięte na ostatni guzik?

Andrzej Bojanowski: Można powiedzieć, że tak jeśli chodzi o kwestie czysto turniejowe.

PAP: A czy wszystkie zadania infrastrukturalne udało się zakończyć?

Reklama

A.B.: Staramy się doprowadzić jeszcze do przejezdności drugiej nitki Trasy Słowackiego. Chcemy za dwa i pół tygodnia, czyli na Euro 2012, puścić ruch dwoma jezdniami środkowego odcinka trasy. Trwają wykończeniowe prace na Węźle Kliniczna, została już tam położona nawierzchnia ścieralna. Końcowe roboty są też na węźle Harfa, gdzie będzie bezpośrednie połączenie stadionu z ulicą Uczniowską. Wykonany został tunel dla pieszych. Podsumowując: infrastrukturalnie organizacja mistrzostw w Gdańsku nie jest zagrożona.

PAP: A można było uniknąć tej nerwówki, pracy na ostatnią chwilę?

A.B.: Myślę, że nie. Chociażby dlatego, że projekt Trasy Słowackiego jest zgodny z planem. Większość dużych projektów, poza Armii Krajowej i Węzłem Karczemki, planowana była na oddanie do użytku po Euro 2012. Od początku zdawaliśmy sobie z tego sprawę.

PAP: Nie powiodła się akcja ze znalezieniem noclegów dla wolontariuszy wśród mieszkańców Gdańska. Potrzebnych było 100 miejsc noclegowych. Tymczasem chętnych do wzięcia pod swój dach wolontariusza zgłosiło się tylko kilku.

A.B.: Nie ukrywam, że trochę nas to zaskoczyło. Okazało się, że gdańszczanie nie chcą wolontariuszy w swoich domach, są obojętni na obcych. Dziwi to tym bardziej, że chodziło przyjęcie głównie młodych osób, wcześniej sprawdzonych, mających odpowiednie predyspozycje psychiczne. Inna sprawa, że Polacy w ogóle jeszcze niewiele wiedzą, czym jest wolontariat.Jakoś sobie z tym problemem poradzimy. Znajdziemy wolontariuszom dach nad głową w akademikach.

PAP: Czy można dziś oszacować ilu kibiców przyjedzie do Gdańska?

A.B.: Staram się unikać tych szacunków. Z wcześniejszych danych, opartych na kontaktach z organizacjami kibiców i federacjami piłkarskimi krajów, które będą grać w naszym mieście, wynikało, że w dniu meczu możemy się spodziewać ok. 70 tysięcy osób. Szalenie istotna jest tu pogoda. Jeśli aura dopisze, to gości będzie więcej. Jeśli pogoda będzie brzydka, kibiców będzie mniej. Jeśli chodzi o narodowość kibiców, to na razie największe zainteresowanie przyjazdem do Gdańska wykazują Irlandczycy.Wielką zagadką jest dla nas ćwierćfinał. Liczymy, że w związku z tym meczem, jeśli grałaby w nim Polska przeciwko Niemcom lub Holandii, może przyjechać do Gdańska nawet 150 tys. ludzi.

PAP: Czy kibice znajdą miejsca noclegowe, czy też raczej spędzą noc na plaży?

A.B.: W obszarze do dwóch godzin jazdy, przyjmując kryteria UEFA, miejsc noclegowych jest bez liku - ok. 200 tysięcy. Nie widzę więc żadnego problemu. Inna sprawa, że przy ładnej pogodzie kibice z Irlandii mogą generalnie, z założenia, chcieć spać na plaży. Oni jasno mówią, że plaże, ciepło i słońce będą dla nich drugą ważną atrakcją w tym czasie, w przeciwieństwie do Hiszpanów i Włochów, którzy mają swoje własne plaże.

PAP: Jakie korzyści przyniesie miastu Euro 2012?

A.B.: Gdańsk już zyskał na Euro 2012. To są np. korzyści wizerunkowe: dużo i często mówi się w Europie i na świecie o Gdańsku w kontekście Euro 2012. Jeszcze rok, dwa lata temu rocznie odwiedzało nas ok. 200 dziennikarzy zagranicznych, którym, aby zachęcić do pisania o Gdańsku, opłacaliśmy część podróży i pobytu. W pierwszym kwartale tego roku było ich już 250 i w dodatku przyjeżdżają na własny koszt. Publikacje i materiały prasowe ich autorstwa są bardzo pozytywne.Kolejna korzyść z organizacji mistrzostw to piękny stadion, uznawany za najpiękniejszą arenę mistrzostw.

PAP: Czy da się wyliczyć ile pieniędzy zostawią kibice w Gdańsku w trakcie mistrzostw?

A.B.: Zleciliśmy taką analizę wraz z innymi miastami gospodarzami profesjonalnej firmie. Na przykład, w obszarze restauracji i hoteli, związanych z działalnością turystyczną, ceny wynagrodzeń i wynajmu wzrosły o ok. 40 proc. To pokazuje, że może być duży popyt na te usługi. Na dziś najważniejsze jest, abyśmy przyjaźnie przyjęli w mieście kibiców. Nie ma nic lepszego niż "marketing szeptany". Rzecz w tym, żeby goście z zagranicy przyjemnie spędzili u nas czas. Dzięki temu mogą wrócić do Gdańska później i namówić do przyjazdu swoich bliskich i znajomych.

PAP: Jakie ma Pan największe obawy związane z Euro 2012?

A.B.: Jedna z obaw dotyczy tego, że Gdańsk leży w metropolii, gdzie mamy do czynienia z co najmniej kilkoma zarządzającymi prezydentami i burmistrzami. Nie ma więc spójnego obszaru decyzyjnego, jaki ma miejsce w Poznaniu, Wrocławiu, czy nawet Warszawie. Druga obawa związana jest - i znowu do tego wracamy - z pogodą. Jeśli nam dopisze - nie będzie praktycznie żadnego ryzyka. Służby przygotowane są do zarządzania różnego rodzaju kryzysami. Natomiast im będzie ładniejsza pogoda, tym będzie ich mniej. Jeśli będzie padał deszcz, to sprawy mogą się skomplikować, bo trzeba będzie gościom zaoferować jakieś atrakcyjne, zadaszone miejsca w mieście. Jest ich wprawdzie trochę, ale są rozproszone, co oznacza trudniejszą kontrolę nad nimi.

PAP: A nadzieje?

A.B.: Oczywiście, polska reprezentacja na meczu ćwierćfinałowym w Gdańsku. To oczekiwanie sportowe. A z perspektywy urzędnika, osoby współodpowiedzialnej za przygotowanie za Euro 2012 w naszym mieście, oczekuję, że po turnieju, ci sceptycy, którzy do tej pory uważali, że ten projekt był niepotrzebny już na dobre zamilkną i nie będą się negatywnie wypowiadać.

PAP: A co by Pan powiedział tym mieszkańcom, którzy nie emocjonują się futbolem, a będą narzekać na zachowanie kibiców, korki na ulicach i inne utrudnienia?

A.B.: Nawet ci gdańszczanie, którzy nie przepadają za gwarem, hałasem i tłumem są do tego już trochę przyzwyczajeni. Co roku przecież organizujemy w centrum Gdańska dużą imprezę, jaką jest Jarmark św. Dominika. W gruncie rzeczy, zbliżające się Euro 2012 to taki Jarmark św. Dominika tylko, że z większą liczbą gości zagranicznych.