Maciej Sojka zakładał TVN 24, potem platformę n. Teraz namawia nadawców i producentów, by ze swoimi programami chcieli docierać do widzów za pośrednictwem YouTube.
Gdy sześć lat temu koncern ITI postanowił wprowadzić na rynek nową platformę satelitarną, nieżyjący już założyciel firmy Jan Wejchert postawił na czele nowego przedsięwzięcia Macieja Sojkę. – To nasz człowiek od zadań specjalnych i nowych projektów – podkreślał biznesmen. Jesienią 2006 r. menedżer, podczas prezentacji wzorowanej na wystąpieniach Steve’a Jobsa, pokazał platformę n, która po 3,5 roku zdobyła 700 tys. klientów. Był to drugi jego sukces w ITI po uruchomieniu w 2001 r. TVN 24, pierwszego kanału informacyjnego, którego prezesem był przez pięć lat, tworząc po drodze takie kanały tematyczne jak TVN Turbo i TVN Style.
Po krótkim epizodzie na hiszpańskim rynku, gdzie po odejściu w 2009 r. z n Sojka doradzał przy projekcie nowej platformy (projekt nie wypalił przez kryzys), twórca starych mediów zajął się tworzeniem nowych. 42-letni menedżer, który ma dyplomy Uniwersytetu Warszawskiego i Harvarda, dotychczas odpowiadał za to, by nadawcy telewizyjni chcieli nadawać swoje programy za pośrednictwem jego platformy. Teraz robi rzecz podobną – namawia nadawców i producentów, by ze swoimi programami chcieli docierać do widzów za pośrednictwem największego serwisu wideo na świecie – YouTube. Od kilku miesięcy odpowiada za rozwój jego oferty programowej w regionie Europy Środkowej i Wschodniej.
– Spotykam się z właścicielami i producentami i po prostu opowiadam im, jak robić biznes na YouTube, udostępniając za jego pośrednictwem swoje produkcje – tłumaczy swoje zadanie Maciej Sojka.
Reklama
W rzeczywistości gra toczy się o nowy układ sił na rynku telewizyjnym, a w efekcie – także o sposób podziału pieniędzy z reklamy. Obecnie większość budżetów reklamowych na świecie, w Polsce 50 proc., trafia do kieszeni tradycyjnych nadawców (np. TVN, Polsat), a opłat widzów za oglądanie telewizji do tradycyjnych dystrybutorów (np. Cyfrowy Polsat czy operatorzy kablowi). To jednak się zmienia, bo uwaga widzów przenosi się do internetu, z którego treści wideo oglądane są w różny sposób (na komputerach, tabletach, smartfonach, telewizorach). A na tym rynku coraz większą siłę stanowi YouTube. Jak wynika z ostatnich danych firmy badawczej ComScore – w sierpniu YouTube przyciągnął 150 mln użytkowników w samych Stanach Zjednoczonych, którzy obejrzeli w nim w sumie 13,8 mld filmów przez miesiąc. Dla porównania zajmujący drugą pozycję Yahoo! wyświetlił ich 529 mln.
Czy dzięki tak olbrzymiej liczbie widzów YouTube odbierze tradycyjnej telewizji udziały w rynku reklamowym? Niektórzy twierdzą, że serwis gromadzi przede wszystkim amatorskie filmy i nie jest w stanie konkurować z takimi kanałami, jak powiedzmy Discovery. Inni uważają, że z czasem duzi reklamodawcy będą przenosić swoje budżety do globalnego zbioru filmów wideo. W tej drugiej grupie jest oczywiście Maciej Sojka.
– Niektórzy reklamodawcy wciąż żyją w przekonaniu, że w internecie nie ma jakości. To już nie jest prawda. Do sieci i na YouTube trafia coraz więcej profesjonalnych treści. Wszystko zależy też od tego, jak tę jakość zdefiniujemy. Dla współczesnej widowni wychowanej w czasach internetu wyznacznikiem jakości jest autentyczność przekazu – uważa Maciej Sojka. Stąd bierze się ogromna popularność amatorskich produkcji.– Co ciekawe, reklamodawcy też zaczynają dostrzegać, że w treściach, przy których się pokazują, liczy się przede wszystkim autentyczność, która zwiększa efektywność kampanii – dodaje.
Czas pokaże, czy znajomość rynku i ludzi starych mediów przełoży się na sukces menedżera w serwisie, który niektórzy nazywają telewizją przyszłości.