Arnaud Montebourg – to nazwisko zna każdy, kto odpowiada za ściąganie inwestycji do swojego kraju. Od kiedy ten 49-letni przeciwnik globalizacji, zwolennik protekcjonizmu, został w maju szefem nowego resortu w Paryżu - ministerstwa ds. odnowy mocy produkcyjnych – walczy o każde miejsce pracy.

Na stronie jego ministerstwa codziennie pojawia się nowy komunikat. Komentuje dane makroekonomiczne i plany restrukturyzacji spółek. Wszystko w jednym duchu: miejsc pracy we Francji musi przybywać.

W lipcu Arnaud Montebourg zapowiedział, że spotka się po wakacjach z Philippem Camusem, prezesem Alcatela. Alcatel Lucent, zapowiedział bowiem cięcia, które mają zmniejszyć koszty firmy o 1,25 mld euro – chodzi o wycofanie z nierentownych rynków i kontraktów oraz zwolnienie 5 tys. osób, czyli 7 proc. zatrudnionych. Firma nie powiedziała, w którym ze 130 krajów (w tylu prowadzi działalność) zwolni ludzi, zapewniła tylko, że pod ochroną będzie 26 tys. pracowników centrów badawczo-rozwojowych, a cięcia dotkną raczej menadżerów. Alcatel ma we Francji ponad 9 tys. pracowników.

Jeszcze w tym samym miesiącu rząd Francji zapowiedział, że przedstawi plan, który ma zapobiec zwolnieniom w sektorze telekomunikacyjnym. Ministerstwo ds. odnowy mocy produkcyjnych – tym razem ustami współpracowniczki Montebourga – Fleur Pellerin, powiedziało, że rząd nie zaakceptuje, by Bouygues Telecom, czy należący do Vivendi SFR za pomocą zwolnień radziły sobie z wojną cenową toczącą się na francuskim rynku komórkowym. W styczniu tego roku firma Iliad zaproponowała usługi z abonamentem 2 euro lub 19,99 euro miesięcznie. Do połowy maja zdobyła 2,6 mln klientów. W efekcie SFR planuje cięcie kosztów o 450 mln euro, a Bouygues – o 300 mln euro.

Reklama

Ta ostatnia firma zamierza zmniejszyć zatrudnienie o 556 osób, które skorzystają z programów dobrowolnych odejść. Vivendi negocjuje podobne rozwiązanie ze związkami zawodowymi. France Telecom, w której państwo ma 27 proc., nie planuje zwolnień.

Czytaj cały artykuł na: