Nasza największa inwestycja narodowa pozostaje inwestycją omawianą tylko powierzchownie. Oczywiście szkoła, podobnie jak, powiedzmy, biblioteka w małym mieście to coś więcej niż biznes. Zważywszy jednak na ogrom wydawanych na edukację pieniędzy, dziwi atrofia w objaśnianiu, co nam się w edukacji opłaca, a co nie – i co to znaczy owe „opłaca”.
W Polsce nie dyskutujemy o pieniądzach w oświacie, lecz o ich braku. Tylko głupi uzna, że brak nie jest ważny – zresztą brakuje zawsze, nawet w Finlandii – ale dyskusja na temat wydatków państwa na edukację nie może wiecznie przebiegać w warunkach biadolenia strukturalnego. Edukacja, jak niemal wszystko na świecie, jest inwestycją (chociaż nie jest przede wszystkim inwestycją) i przyglądanie się „stopie zwrotu” jest uprawnione. W ostatnich latach podjęto wiele decyzji o likwidacji szkół. Niestety, decyzje podejmowały, mówiąc w uproszczeniu, wydziały finansowe samorządów, a nie wydziały edukacji. Kasowano tam, gdzie można było najwięcej zaoszczędzić, nie tam, gdzie wydawano niemądrze – bo po prostu nie bardzo wiadomo, gdzie wydawano mądrze, gdzie niemądrze.
Dodajmy, że z zasady szkoła nie jest otwarta, kiedy nie odbywają się w niej lekcje. Czy słyszał kto, aby szkoła przekształcała się popołudniami w dom kultury? Czy biblioteka szkolna musi się dublować z biblioteką publiczną? Czy szkoła musi być terytorium chronionym przed obywatelami?
Lubię myśleć o tym, że nauczycielki i nauczyciele pracują i na lekcjach, i nie na lekcjach w swego rodzaju nowoczesnym biurze prowadzącym działalność zarówno dla małych, jak i dla dużych Polaków. Są inaczej wykształceni, inaczej (przepraszam za słowo!) zadaniowani i inaczej opłacani. Jest ich mniej niż dzisiaj, zadań mają więcej niż dzisiaj, ale szkoła jest na tyle atrakcyjnym podmiotem na rynku pracy, że nawet dla dobrego akapitu w CV warto w niej pracować. Struktura jest bardzo elastyczna, a chiński mur dzielący szkołę od świata normalnego rozsycha się i zarasta chwastami. Szkoły są samodzielne, odważne w realizowaniu własnych programów nauczania i otwarte są zwłaszcza w te w dni, w których lekcji nie ma. Tyle marzeń, w realu szkoły są izolowane od społeczeństwa, bo to społeczeństwo może w szkole coś popsuć.
Reklama