Tak dużej sprzedaży bonów jak w pierwszym miesiącu tego roku nie było nigdy w historii. Skala operacji otwartego rynku na koniec poprzedniego miesiąca z tytułu sprzedaży bonów wynosiła 131,8 mld zł.
Banki kupują bony, bo z ich punktu widzenia to wysoki i bezpieczny zysk.
– Szukają najlepszej stopy zwrotu. Jeśli ktoś nie chce lokować środków na dłuższy termin, to jedyną rozsądną alternatywą jest bon pieniężny NBP, którego rentowność teraz wynosi 3,75 proc. – mówi Paweł Wołczyński, dyrektor departamentu zarządzania aktywami i pasywami w Raiffeisen Polbank. Dla porównania rentowność dwuletnich obligacji skarbowych to obecnie 3,37 proc.
– Po znaczącym ograniczeniu podaży bonów skarbowych bony pieniężne stały się jedyną alternatywą – dodaje Wołczyński. Ostatnio sprzedawane 20-tygodniowe bony skarbowe miały rentowność na poziomie 3,465 proc., a popyt czterokrotnie przewyższył podaż.
Reklama
NBP nie sprzedaje bonów, żeby banki miały na czym zarabiać. Bank centralny musi to robić, żeby koszt pieniądza na rynku był taki, jak sobie życzy tego Rada Polityki Pieniężnej. Gdyby banki komercyjne cały nadmiar płynnej gotówki wrzuciły na rynek międzybankowy, to stawki mogłyby spaść dużo mocniej, niż chce dziś tego RPP. NBP ściąga z rynku te nadwyżki, płacąc bankom według stopy referencyjnej ustalanej przez Radę Polityki Pieniężnej.
Pozostaje pytanie, skąd w bankach przybyło tyle wolnej gotówki. NBP ma jedno główne wytłumaczenie wzrostu nadpłynności – to napływ środków unijnych. Ministerstwo Finansów wymienia euro na złote na swoim rachunku w NBP, które potem przelewa na rachunki bankowe beneficjentów programów UE. W styczniu bezpośrednim powodem wzrostu nadpłynności mogła być wypłata pieniędzy na dopłaty dla rolników. Na konta Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa miało wpłynąć 1,3 mld zł. Drugi powód: Polacy część gotówki, jaką trzymają w portfelach, wpłacili na bankowe rachunki. W styczniu wartość gotówki w obiegu spadła o ok. 3 mld zł.
Tomasz Kaczor, główny ekonomista Banku Gospodarstwa Krajowego, mówi, że więcej pieniędzy w bankach to efekt z jednej strony wzrostu oszczędności gospodarstw domowych, a z drugiej ograniczenia akcji kredytowej przez banki. – Po wynikach ostatniej ankiety kredytowej NBP widać, że bankom zmniejszyła się ochota do kredytowania firm i konsumentów i planują dalsze zaostrzanie swojej polityki w tej dziedzinie – mówi.
Paweł Wołczyński ma podobne zdanie w tej sprawie. Jak mówi, banki mają coraz więcej pieniędzy z depozytów, które rosną ze względu na coraz gorszą koniunkturę w gospodarce (konsumenci i firmy oszczędzają na czarną godzinę). W końcu ubiegłego roku depozyty w sektorze bankowym wynosiły blisko 800 mld zł.
– Same banki z kolei w okresie dekoniunktury ograniczają akcję kredytową. Skutek jest taki, że dysponują niewykorzystanymi zasobami i aby zrobić coś z pieniędzmi, wybierają kupno papierów NBP – mówi Paweł Wołczyński.