Taką deklarację złożyło wczoraj aż trzech ministrów z ekipy Francois Hollande’a: budżetu, gospodarki oraz spraw zagranicznych. A to oznacza, że Paryż złamie zasady paktu fiskalnego, który wszedł w życie zaledwie miesiąc temu.
Powodem porażki Francji w uzdrawianiu finansów publicznych jest wolniejszy, niż się spodziewano, wzrost gospodarczy i związane z tym załamanie dochodów podatkowych. W ustawie budżetowej rząd zakładał, że gospodarka w tym roku zwiększy się o 0,8 proc. Nie będzie to więcej niż 0,1–0,3 proc.
Zgodnie z paktem fiskalnym, który wszedł w życie 1 stycznia, kraje strefy euro powinny zredukować w tym roku deficyt do maksimum 3 proc. PKB. Jednocześnie deficyt strukturalny, a więc nieuwzględniający spłaty odsetek od długu, nie może być większy niż 0,5 proc. PKB dla krajów, których zobowiązania są większe niż 60 proc. PKB (w przypadku Francji to 90 proc. PKB). Państwo, które złamie takie zobowiązania, powinno zostać automatycznie ukarane sumą odpowiadającą 0,1 proc. PKB za każdy rok. Gdy idzie o Paryż, w grę wchodzi suma 2 mld euro.
Hollande liczy, że te regulacje da się złagodzić. Francja chciałaby, aby jej obietnica została uznana za spełnioną, jeśli w tym roku deficyt strukturalny, a nie ogólny, spadnie poniżej 3 proc. PKB. Taką modyfikację popiera kilka innych krajów, które też mają trudności z uzdrowieniem finansów publicznych.
Reklama
Niemcy obawiają się, że każda zmiana spowoduje, iż pakt fiskalny przestanie mieć znaczenie. Tak było przed 13 laty, gdy pod naciskiem Berlina i Paryża te kraje uniknęły kary za złamanie regulacji paktu o stabilności i rozwoju. To było jedną z ważnych przyczyn kryzysu finansowego, który wybuchł w 2008 r.