Jarosław Gowin zasugerował, że może dochodzić do sprzedaży ludzkich zarodków do Niemiec, gdzie miałyby one być poddawane eksperymentom naukowym. Choć wczoraj minister sprawiedliwości przyznał, że nie zna konkretnych przypadków podobnego procederu, postanowiliśmy pójść tropem jego słów i sprawdzić, czy jest on możliwy. DGP jako pierwszy opisał problem z zarodkami w klinice w Poznaniu, które najpewniej zostały zniszczone, a które stały się powodem wystąpienia ministra sprawiedliwości.
Skąd Jarosław Gowin czerpał wiedzę o handlu? – Sygnały o sprzedaży polskich zarodków do Niemiec docierały do zespołu ds. bioetycznych, który działał w kancelarii premiera w poprzedniej kadencji i pracował nad ustawą bioetyczną. Były to informacje ogólne pochodzące ze środowiska osób pracujących w klinikach zajmujących się in vitro – poinformowali DGP współpracownicy ministra. Zaczęliśmy więc przepytywać członków zespołu ds. bioetycznych. Jeden nie chciał w ogóle sprawy komentować. Inny powiedział, że nie przypomina sobie, by taki temat w ogóle się pojawił. Dodał jednak, że w rozmowach pojawiła się kwestia przyjazdów Niemek, które chcą poddać się procedurze in vitro, do Polski. O tym, że taka turystyka jest powszechna, mówi DGP Stefan Todorow, lekarz z kliniki w Bayreuth, zajmującej się m.in. sztucznym zapłodnieniem.
– W RFN zakazane jest nawet wykorzystanie jajeczek pochodzących od innych kobiet. Dlatego Niemki często wyjeżdżają, zwłaszcza do Hiszpanii i Czech, ale także innych państw Europy – mówi dr Todorow. Wątek niemiecki pojawia się więc tylko w kontekście turystyki in vitro. Jak przyznaje pracownik jednej z klinik, rzeczywiście przyjeżdżają do nas pacjentki z zagranicy, np. te, które przekroczyły wiek, do którego zabiegi są refundowane w RFN. Rynkowe ceny procedury są w Polsce tańsze niż na Zachodzie. Inną motywację mają Brytyjki: w przeciwieństwie do Polski u nich nie obowiązuje zasada anonimowości dawcy.
Eksperci zajmujący się in vitro oraz pracownicy klinik, tak z Niemiec, jak i z Polski, zaprzeczają, by dochodziło do handlu zarodkami. Nie słyszeli o tym także inni rozmówcy DGP, m.in. poseł PO Małgorzata Kidawa-Błońska, która przygotowywała projekt ustawy mającej regulować kwestie zapłodnienia pozaustrojowego. Podobnie mówi wicemister zdrowia Sławomir Neumann.
Reklama
Sprowadzanie zarodków, ale też embrionalnych komórek macierzystych do RFN jest prawnie zakazane. Jest jedna furtka: pochodzące z zarodków komórki mogą zostać sprowadzone do celów badawczych, jeśli powstały przed 2002 r. i jeśli placówka udowodni, iż są one niezbędne do testów kluczowych z punktu widzenia rozwoju medycyny. „Ustawa o ochronie zarodków przewiduje, że embrion stworzony w wyniku procedury in vitro nie może zostać wykorzystany ani do badań, ani do celów terapeutycznych, ale zgodnie ze swoim naturalnym przeznaczeniem powinien otrzymać szansę rozwinięcia się w człowieka i urodzenia się” – pisze na łamach „German Law Journal” Christian Starck, prawnik z uniwersytetu w Getyndze.