Kolega, którego ciotka raczyła się polskimi słodyczami, opowiadał tę historię ze śmiechem. Ale po chwili kto inny rzucił kilka zdań już całkiem serio o strasznym polskim jedzeniu. Kiedy nieśmiało próbowałam protestować, że przecież nie jest trujące i że chyba gorzej było z czeskim alkoholem, który zebrał całkiem spore żniwo, usłyszałam mrożącą krew w żyłach historię o martwej krowie. Tej polskiej, z której były robione kiełbasy, no i o soli przemysłowej. I to mi zamknęło usta na dobre. Dalsza dyskusja była bezsensowna. Zrozumiałam, że sprawa, która wydawała mi się jedynie bańką mydlaną, mocno nadmuchaną przez czeskich producentów żywności i specjalistów od czarnego PR wobec polskich firm, okazała się poważna.

Nawet mieszkańcy Pragi, ci z wyższym wykształceniem ulegli anty - polskiej propagandzie. A ponieważ Polacy nie należą do ich ulubionych narodów, łatwo uwierzyli, że nasze jedzenie jest naprawdę niedobre. Nic dziwnego, przez media przetoczyła się masa artykułów, po których mało kto chciałby sięgnąć po polskie wafelki czy mięso. W gazetach czy programach telewizyjnych wypowiadali się inspektor sanitarny, przedstawiciele firm spożywczych czy nawet minister rolnictwa, mówiąc bez ogródek, że Polacy sprzedają żywność bardzo niskiej jakości. Nie tylko naszpikowaną solą przemysłową, ale też trutką na szczury (znalezioną choćby w słodyczach). Eksperci mówili o lukach w polskiej kontroli i o tym, że należałoby wstrzymać eksport z Polski. Nic więc dziwnego, że w czeskim dzienniku „Mlada Fronta Dnes” całkiem spore miejsce zajął artykuł opisujący niecodzienny eksperyment. Przy suto nakrytym stole postawiono kilku znanych kucharzy, którzy mieli porównać smaki kilku podstawowych produktów: camemberta, czekolady, masła, paluszków, dżemu, piwa i soku. Cały dowcip polegał na tym, że porównywali oni czeskie jedzenie z polskim. Oczywiście nie mieli pojęcia, który produkt pochodzi z jakiego kraju. Największym zaskoczeniem był jednak wynik: w przedbiegach wygrały polskie produkty, nie tylko jeśli chodzi o smak, lecz także wygląd. Co ciekawe wygrało również polskie piwo, i to w obu kategoriach. Lepsze okazały się, no cóż, nie mogę tego zataić, czeskie wafelki.

O tym, jak ważny jest to temat, wyszło na jaw podczas niedawnej wizyty czeskiej głowy państwa w Polsce. Po tym, kiedy jeden z dziennikarzy zapytał o tę delikatną sprawę, która ostatnio zepsuła atmosferę stosunków polsko-czeskich, Bronisław Komorowski zażartował, że podczas kolacji czeski prezydent spróbuje wy - łącznie polskiej żywności. „A kiedy będziemy jeść kolację, to korzystając z soli, która jest w solniczce, nie będę pytał o jej pochodzenie” – ripostował Milos Zeman. O tym, czy na kolacji pojawiły się także wafelki, nie było już mowy.