Może się jednak okazać, że tak naprawdę jest to tylko pokaz pozornej siły.
Obchodząca w tym roku 20. rocznicę istnienia spółka ma w istocie twardy orzech do zgryzienia dotyczący naszego regionu.
We wrześniu 2012 r. Komisja Europejska otworzyła postępowanie przeciwko spółce Gazprom. Nastąpiło to niecały rok po niezapowiedzianych kontrolach KE w siedzibach wielu przedsiębiorstw energetycznych, w tym polskiego PGNiG oraz EuRoPol Gazu.
Co ciekawe, w miejsce oczekiwanej sprawy z art. 101 TFUE (porozumienia ograniczające konkurencję) wszczęto postępowanie tylko przeciwko Gazpromowi z art. 102 TFUE (nadużywanie pozycji dominującej).
Reklama
Postępowanie przeciwko Gazpromowi wydaje się pokłosiem badania sektorowego rynków energetycznych, które KE zakończyła w 2007 r. W tym kontekście po fali postępowań przeciwko firmom z Europy Zachodniej oczekiwano, iż KE zwróci swoją uwagę na Wschód – gdzie nadal obowiązywały umowy długoterminowe, często zawierane jeszcze z ZSRR i mogące naruszać przepisy prawa konkurencji. Z drugiej strony od lat wiadomo było, iż w miarę jak wpływy UE rozszerzały się na Wschód, istniał w Brukseli pewien niepisany kompromis z Federacją Rosyjską – spółki rosyjskie miały być zostawione w spokoju albo miano oszczędzić im trudów oraz konsekwencji pełnego postępowania antymonopolowego. KE zdaje się łamać panujące status quo.
Warto zauważyć, iż jednym z zarzutów KE jest stosowanie przez Gazprom destination clauses. Co ciekawe, nominalnie takie klauzule zostały usunięte przez Gazprom z umów już 10 lat temu. Co się zatem zmieniło? Zmianie na pewno uległy warunki panujące na rynku.
Po pierwsze, obecne ceny gazu na rynkach spot są o wiele niższe niż te przewidziane w umowach długoterminowych zawieranych przez Gazprom z przedsiębiorstwami energetycznymi z naszej części Europy.
Ponadto Gazprom zawiera umowy długoterminowe (które mogą trwać nawet 10–15 lat) na bardzo duże ilości gazu w oparciu o zasadę „bierz lub płać” (take or pay). W tej sytuacji odbiorcy nie mają możliwości (ani zachęty finansowej) do rozwijania alternatywnych źródeł zaopatrzenia (chociażby przez terminale LNG, gdzie cena gazu w ostatnich latach spada drastycznie w odpowiedzi na łupkową rewolucję trwającą w Stanach Zjednoczonych). W tym kontekście należy pamiętać, że według europejskiego prawa konkurencji podmioty posiadające pozycję dominującą nie mogą zawierać umów skutkujących (de facto) wyłącznością dla swoich dostaw.
Trzecim elementem jest wiązanie cen gazu z cenami ropy naftowej. Co ciekawe, komisarz Almunia w odpowiedzi na krytykę ze strony administracji rosyjskiej odnośnie do tego aspektu postępowania podkreślił, iż wiązanie cen jest nielegalne tylko wtedy, gdy skutkuje nadużywaniem pozycji dominującej (nieuczciwe zawyżanie cen przez spółki o pozycji dominującej może prowadzić do odpowiedzialności z art. 102 TFUE).
Nie bez znaczenia pozostaje to, iż Gazprom od wielu lat stara się zostać znaczącym graczem na europejskich rynkach i nie chce być tylko i wyłącznie eksporterem surowca. Jak pokazują ostatnie doniesienia związane z memorandum w sprawie budowy drugiej nitki gazociągu jamalskiego czy memorandum dotyczące rozbudowy Nord Stream podpisane z holenderską Gasunie, Gazprom jest zdeterminowany, aby pozycje tę umacniać.
Od początku postępowania zarówno Gazprom, jak i administracja rosyjska wyrażają opinie, iż prowadzone postępowanie jest umotywowane politycznie. Twierdzenie to jest nieodmiennie odpierane przez KE.
Jak na razie głównym argumentem prawnym wysuwanym przez Gazprom wydaje się być to, że prawo europejskie nie powinno mieć zastosowania do jego działań. Po wszczęciu postępowania Gazprom oświadczył, iż jest „organizacją strategiczną” obarczoną „specjalnymi funkcjami społecznymi”. Wskazał więc od samego początku, że postępowanie prowadzone przez KE nie będzie miało rutynowego charakteru, tak jak postępowania przeciwko potentatom energetycznym z Francji czy Niemiec. Poza tym, administracja rosyjska przyjęła dekret chroniący strategiczne aktywa przed obcą interwencją. W ten sposób dano Kremlowi oficjalną możliwość interwencji w sposób, w jaki Gazprom kooperuje z urzędami poza granicami Rosji. Kwestią, którą Gazprom może ująć w swojej obronie, jest wątpliwość, czy prawo europejskie może mieć do niego zastosowanie bez naruszania innych zobowiązań międzynarodowych.
Dla KE odpowiedź jest prosta. Jeżeli dany podmiot sprzedaje (działa) w UE, musi przestrzegać europejskiego prawa konkurencji. Przedstawiciele KE podkreślają, iż udział państwa w spółce nie ma znaczenia, i przytaczają przykład spółek takich jak EdF, w której udziały ma państwo francuskie, a która to spółka była w przeszłości karana przez KE.
Dla Gazpromu kontrargument wydaje się następujący: spółka wypełnia jedynie swoje obowiązki prawne nałożone nań przez państwo rosyjskie. KE nie może prowadzić postępowania przeciwko Rosji, jako że nie jest ona członkiem UE. Ten argument zdaje się sugerować, iż według Gazpromu sankcje KE na podstawie prawa konkurencji mogą łamać prawo międzynarodowe, naruszają bowiem interesy suwerennego państwa.
Mimo że urzędnicy europejscy wydają się być pewni swoich racji, Gazprom (oraz jej najważniejszy, rządowy udziałowiec) może szukać sprawiedliwości przed sądami poza UE. Być może rozważa on, czy takie fora jak Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości lub Światowa Organizacja Handlu zaakceptowałyby argument o zastosowaniu zasady nieinterwencji.
Tak czy inaczej, wiele państw członkowskich UE dysponuje obecnie bardzo ograniczonym (lub zgoła żadnym) wyborem odnośnie do tego, gdzie zaopatrywać się w gaz ziemny. W tym kontekście dominacja Gazpromu wydaje się argumentem trudnym do podważenia.
Z ostatnich wypowiedzi komisarza Almunii można wyczytać, iż KE jest w pełni zdeterminowana, aby dalej badać sprawę. Wydaje się jednak, iż postępowanie przeciwko Gazpromowi zostanie zakończone w drodze ugody. Sam komisarz jest zdecydowanym zwolennikiem decyzji zobowiązujących i ugodowych. Często próbuje rozciągać tę procedurę, by kończyć postępowania z art. 102 TFUE bez wnoszenia formalnych oskarżeń (jak choćby aktualne postępowanie przeciwko Google’owi). Zresztą praktyka polegająca na dążeniu do uzyskania zobowiązań ze strony przedsiębiorstw energetycznych w sprawach z art. 102 TFUE stała się niejako modus operandi dyrekcji generalnej ds. konkurencji, która w pewnym sensie przejęła część zadań związanych z liberalizacją rynku, nominalnie zarezerwowanych dla dyrekcji generalnej ds. energii.
Wątek polityczny nie pozostaje bez znaczenia, egzekwowanie zobowiązań wydaje się bowiem o wiele łatwiejsze i politycznie akceptowalne niż np. ściągniecie z Gazpromu wysokiej grzywny. Jednakże sam Gazprom nie wydaje się (przynajmniej oficjalnie) skłonny do rozmów na temat jakichkolwiek zobowiązań.
Przedstawiciele rządu rosyjskiego oraz sam koncern przekonują, iż negocjacje polityczne dotyczące relacji energetycznych UE – Rosja są lepszym sposobem na ograniczenie uzależnienia od rosyjskiego gazu. Zdają się oni sugerować, iż agresywne postępowanie KE przeciwko rosyjskiej perle w koronie jest po prostu niestosowne.
Tak czy inaczej, jeżeli można cokolwiek wyczytać z zalewu skarg z Kremla, to na pewno to, iż otwierając obecne postępowanie, UE wreszcie wywarła wrażenie na swoim wschodnim sąsiedzie. Po latach dyplomatycznych manewrów celem podważenia gazowej hegemonii Rosji Europa być może znalazła bardziej efektywne narzędzie – postępowania antymonopolowe. Wątpliwe jest, aby łatwo z tego narzędzia zrezygnowała.
>>> Czytaj też: Jamał II to przegrana Rosji