Branża budowlana nie potępia jednoznacznie kryterium ceny, ale chce wykluczenia z przetargów ofert z rażąco niską ceną.
– Nieważne, jak się zaczyna. Ważne, jak się kończy – tak Tomasz Latawiec, prezes Stowarzyszenia Inżynierów, Doradców i Rzeczoznawców, komentuje politykę inwestycyjną szefa GDDKiA Lecha Witeckiego. Bo rekordowy program drogowy za 80 mld zł spowodował oddanie w latach 2008–2012 prawie 1,5 tys. km autostrad i tras ekspresowych, ale jednocześnie zakończył się bezprecedensową falą upadłości w budowlance.
U źródeł katastrofy leży polityka przetargowa oparta w 100 proc. na kryterium najniższej ceny. Co ciekawe, szefowie GDDKiA zaprzestali jej stosowania w niektórych przetargach na usługi intelektualne. Podczas debaty BiznesAlert eksperci zwracali uwagę, że w przetargu na doradztwo prawne GDDKiA kryterium ceny ma tylko 30-proc. udział w punktacji. – Agencja musi mieć najwyższej klasy prawników, żeby wygrywać sprawy z wykonawcami wybieranymi w 100 proc. na podstawie ceny – usłyszeliśmy w kuluarach.
W większości przetargów drogowych ogłoszonych przez GDDKiA w czerwcu kryterium ceny to 90 proc. punktacji. Pozostałe elementy brane pod uwagę to czas budowy i okres, na jaki wykonawca udziela gwarancji. Praktyki zamówień publicznych to nie zmieni ani o jotę – oferenci i tak będą deklarowali najkrótszy możliwy termin i najdłuższą dopuszczalną gwarancję, a o wszystkim zdecyduje i tak cena.

>>> Czytaj również: Alpine Bau kontra GDDKiA: wykonawca wini szefa dyrekcji za swoją porażkę

Reklama
Prawnik Marcin Bałdyga zwraca uwagę, że prawo zamówień publicznych oprócz ceny umożliwia stosowanie wymagań dotyczących potencjału ludzkiego i sprzętowego. W Niemczech jeśli firma deklaruje, że dysponuje setką maszyn budowlanych, to udostępnia też ich numery fabryczne. Zamawiający może w każdej chwili skontrolować teren budowy i nałożyć karę, jeśli nie ma tam konkretnej koparki.
Branża budowlana nie potępia jednoznacznie kryterium ceny. – Jest ono do zaakceptowania, ale jeśli projekty będą przygotowywane w sposób kompletny, przetarg zostanie poprzedzony prekwalifikacją, a zamawiający będzie wykluczał oferty rażąco niskie – mówi Jan Styliński, prezes Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa.
Branża apeluje, żeby w perspektywie UE 2014–2020 przetargi były dwustopniowe, czyli adresowane do wykonawców, co do których zamawiający jest pewny, że są w stanie wywiązać się z zadania. Najwięksi gracze apelują o uszczelnienie sita prekwalifikacji, dzięki któremu będą odsiewane zarówno firmy „przywiezione w teczkach” (realizujące zlecenia siłami podwykonawców), jak i mniejsi gracze.
I tutaj wychodzi na jaw różnica w poglądach między wykonawcami a rekinami budowlanki. – Branża chce ograniczenia konkurencji, na co zgody nie ma – mówi Jakub Troszyński, dyrektor biura prawnego GDDKiA. – Trzeba dopuścić dużą liczbę podmiotów, żeby przetarg był konkurencyjny. To właśnie wpłynęło na urealnienie stawek: w przeliczeniu za kilometr płacimy dziś za autostrady tyle co na zachodzie Europy – twierdzi.
Obie strony zgadzają się tylko w jednym: w systemie zamówień publicznych konieczne jest pilne zdefiniowanie rażąco niskiej ceny, żeby takie oferty były automatycznie eliminowane. Prace legislacyjne wciąż są jednak w toku, mimo że problem jest znany od 2009 r., kiedy chiński COVEC składał na A2 oferty poniżej 50 proc. kosztorysu inwestorskiego.

>>> Polecamy: System zamówień publicznych: mały poradnik ustawiania przetargów