Liderzy Komunistycznej Partii Chin są w pełni świadomi swoich możliwości i skrupulatnie wykorzystują obecną recesję jako inwestycję na przyszłość. Wszystko wskazuje na to, że plan się powiedzie, a Chiny przejmą żółtą koszulkę lidera od Stanów Zjednoczonych.
Po upadku wielowiekowej dynastii i przejęciu władzy przez Mao Zedonga, w Chinach nastał okres tzw. wielkiego skoku. Przemiany gospodarcze oparte o politykę Trzech Czerwonych Sztandarów w latach 1958 – 1962, zamiast zindustrializować kraj
i wyprowadzić go z wieloletniej recesji, sprowadziły na Chińczyków klęskę głodu oraz znaczący upadek ekonomiczny. Kluczowymi czynnikami były izolacja państwa, a także wysokie, 15-proc. podatki, które wyliczane były na bazie planowanych, nie zaś realnych zbiorów. Eksperci wskazujący na te dwa elementy wróżyli rychły upadek kraju i jego erozję społeczną, prowadzącą do autonomizacji regionów.
>>> czytaj również: Chiny tracą kontrolę nad swoją gospodarką
XXI wiek pokazał, że pesymistyczne prognozy kompletnie nie znajdują potwierdzenia w aktualnej rzeczywistości ekonomicznej – wręcz przeciwnie. Chiny, których gros kapitału pochodzi z produkcji przemysłowej dynamicznie rozwijającej się w latach 90–tych ubiegłego wieku, właśnie w tym momencie „kolonizują” świat poprzez gigantyczne inwestycje, m.in. na amerykańskim rynku nieruchomości. Obywatele ChRL kupują nie tylko dużo, ale i drogo.
Według statystyk amerykańskiego National Association of Realtors, w zeszłym roku Chińczycy zainwestowali w tamtejsze nieruchomości aż 13 mld dolarów, co znacząco wyróżnia tę nację na tle innych narodów. Dodatkowo, mediana wartości zakupionych domów oscyluje w okolicach 425.000 dolarów, podczas gdy pozostali kupcy z zagranicy inwestują nieco ponad 270.000 dolarów. Warto zauważyć, że 70 proc. Chińczyków kupuje głównie za gotówkę, unikając przy tym ryzykownych kredytów.
>>> Polecamy: Dlaczego zostałem chińskim bankierem w szarej strefie?
Masowe inwestycje Chin w nieruchomości na świecie to niejedyna droga ekspansji zmierzającej do zdobycia globalnego prymatu. Ostatnie badania pokazują, że chiński juan jest na dobrej drodze do przeistoczenia się w walutę o zasięgu światowym jaką przez lata był dolar, czy frank szwajcarski. W tym kontekście warto wskazać na paralele pomiędzy niemieckim cudem gospodarczym z lat 50 – tych ubiegłego wieku, czyniącym z marki globalną walutę rezerwową oraz inwestycyjną, a aktualną pozycją chińskiej gospodarki. Już teraz, dzięki wzmożonym inwestycjom i fizycznej obecności instytucji finansowych Państwa Środka w największych ośrodkach bankowych, 12 proc. transakcji handlowych odbywa się w juanach. O sile tej waluty świadczy również jej pozytywne postrzeganie przez inwestorów. Okazuje
się, że aż 14 proc. managerów zarządzających funduszami zainwestowało w chińską walutę, a kolejne 37 proc. zadeklarowało chęć jej kupna w przeciągu 5 lat.
>>> Czytaj także: Juan hybrydowy - chiński pomysł na międzynarodową walutę
Coraz więcej czynników wskazuje na to, że Chińczycy odzyskają w perspektywie kilkunastu lat należyte miejsce na świecie. Rozwój ekonomiczny naturalnie pociąga za sobą ekspansję kulturową. Nie jest wykluczone, że kolejne pokolenia będą oglądały ulubione seriale po mandaryńsku, a brak znajomości tego języka stanie się powodem do wstydu.