Politycy chętnie sięgają po różnego rodzaju regulacje i ograniczenia, za pomocą których chcą chronić obywateli przed nieuczciwymi przedsiębiorcami oraz przestępcami. Niestety często ze szlachetnych pobudek powstają rozwiązania, które mogą mieć dokładnie odwrotny skutek.
Polityków często kusi możliwość regulacji wybranych sektorów gospodarki. Uzasadnień jest dużo: ochrona konsumentów, bezpieczeństwo państwa itp. Artykuł 20 konstytucji mówi o tym, że gospodarka rynkowa oparta jest m.in. na wolności gospodarczej, a artykuł 22 dopuszcza ograniczanie jej tylko w drodze ustawy i tylko ze względu na ważny interes publiczny. Dlatego planując regulację sektora, która w praktyce oznacza narzucenie pewnych ograniczeń, trzeba zadać sobie pytanie, czemu ma służyć taka regulacja i czy faktycznie jest niezbędna.
Ministerstwo Finansów, Prawo i Sprawiedliwość oraz Polskie Stronnictwo Ludowe przedstawiły propozycje regulacji sektora pożyczek pozabankowych. Politycy prześcigają się w zaostrzaniu przepisów – PiS chce karać więzieniem za udzielanie pożyczek niezgodnie z nowymi zasadami.
Największe emocje wzbudza pomysł wprowadzenia ustawowego limitu kosztów pożyczki. Z punktu widzenia przeciętnego wyborcy sprawa wygląda prosto – politycy chcą ograniczyć ogromne zyski branży pożyczkowej, które te uzyskują dzięki wysokim kosztom. Obniżenie opłat spowoduje, że Polacy przestaną wpadać w złe długi, których nie są w stanie spłacić i przez które tracą majątek. Tyle polityczna teoria, ekonomiczna rzeczywistość jest zupełnie inna.
Reklama
W 2013 r. średnia kwota pożyczki to 745 zł, a okres, na jaki zostały pożyczone pieniądze – 25 dni, czyli mniej niż miesiąc. Jeżeli przyjęlibyśmy, że suma kosztów nie może przekroczyć 30 proc. w skali roku (taki limit proponuje Ministerstwo Finansów, nie podając, na jakiej podstawie są te wyliczenia), oznaczałoby to, że firma pożyczkowa za udzielenie przeciętnej pożyczki może pobrać mniej niż 18 zł opłat. Taka kwota prawdopodobnie nie pokryje nawet kosztów udzielenia pożyczki (praca działu obsługi klienta, wydrukowanie i wysyłka listowna dokumentów). Istnieje też ryzyko, czyli odsetek pożyczek niespłacanych, które są stratą firm. I to ryzyko, czyli niespłacone długi, i praca działu windykacji również muszą być uwzględnione w kosztach udzielanej pożyczki.
Mitem jest, że wysokość opłat związanych z udzielaniem krótkoterminowych pożyczek wpędza w spiralę zadłużenia. Jeżeli brana jest pożyczka na kwotę 500 zł i po miesiącu trzeba zwrócić 570 zł, to małe jest prawdopodobieństwo, że taka pożyczka doprowadzi domowy budżet do ruiny. Jeżeli nawet w danym momencie pożyczkobiorca będzie miał kłopoty ze spłatą długu, to w porozumieniu z pożyczkodawcą może go rozłożyć na dłuższy okres. Dużo bardziej niebezpieczne są większe kredyty, udzielane na dłuższy okres, których rata jest wysoka w stosunku do miesięcznych zarobków. W razie wystąpienia problemów z obsługą (np. z powodu utraty pracy) rodzi się pokusa skorzystania z następnego kredytu w celu spłacenia innej raty. I to jest prawdziwy powód wpadania w pętlę zadłużenia – spłacanie jednych długów innymi.
Jeżeli zostanie wprowadzony limit kosztów pożyczki, część legalnie działających firm zacznie balansować na granicy prawa, np. rejestrując spółki za granicą i prowadząc działalność w Polsce jako oddział zagranicznej firmy. Tak się stało w Niemczech – limit kosztów spowodował, że pożyczkodawcy są zarejestrowani najczęściej w Szwajcarii. Inne firmy mogą uznać, że ryzyko prowadzenia działalności w ten sposób jest zbyt duże, i zakończą ją, a pracowników zwolnią.
Co się stanie z klientami, którzy są wykluczeni z sektora bankowego? Będą nadal pożyczać, bo muszą – zarabiają za mało, ich wierzyciele (pracodawcy, zleceniodawcy, kontrahenci) nie płacą im na czas albo mają się nieewidencjonowane przychody lub pozyskują je na podstawie umów innych niż umowa o pracę – preferowana przez banki. Oni pójdą do lombardów albo do szarej strefy. Tam nie ma żadnych regulacji i politycy ich nie ochronią.
ikona lupy />
Marcin Roszkowski prezes Instytutu Jagiellońskiego / Dziennik Gazeta Prawna