To coś to oczywiście intensyfikacja inwestycji. Wiadomo bowiem, że bez inwestycji ożywienie będzie raczej rachityczne i krótkotrwałe. Wszak inwestycje to i silny popyt dziś, i równocześnie baza pozwalająca podtrzymać tempo wzrostu gospodarczego w przyszłości. A skoro na przełomowe plany w zakresie infrastruktury przyjdzie nam troszkę poczekać – do uruchomienia środków z nowej perspektywy, a i my jako ludność dość powoli rozkręcać się będziemy z inwestycjami w substancję mieszkaniową, to zostali nam głównie przedsiębiorcy.
Jednym z najważniejszych czynników wpływających na decyzję o rozpoczęciu inwestycji jest przekonanie, że przez odpowiednio długi czas warunki gospodarowania pozostaną stabilne (mniej ważne, czy będą jakoś szczególnie korzystne). Decyzja jest podejmowana przy założeniu warunków bieżących (nawet takich sobie). Jak długo ma być stabilnie – to już zależy od specyfiki inwestycji. Może być np. 6–8 kwartałów na przygotowanie projektu, zdobycie finansowania, realizację i kwartał lub dwa na pierwszą produkcję.
Teraz wypadałoby podać przynajmniej kilka argumentów za tym, że są szanse na utrwalenie obecnej poprawy, że nie mamy tylko kilkumiesięcznej przerwy w bardzo kiepskim okresie.
Reklama
Jest w naszym otoczeniu gospodarczym przynajmniej kilka czynników, które z fazy osłabiania wzrostu przeszły w okres neutralności lub wręcz wzmacniania ożywienia. Ważne jest przełamanie niedawnej światowej niemocy (obserwowanej szczególnie w dużych wysokorozwiniętych gospodarkach). Skoro tak, to ci, którzy wspomagają światowy wzrost, będą mieli więcej zajęcia i jednocześnie pieniędzy do wydania. W naszym najbliższym sąsiedztwie wypada wskazać Niemcy (maszyny), Rosję (surowce), Ukrainę (stal). Osobno warto się pochylić nad zmianą sytuacji w Europie: wiele krajów ma za sobą bardzo poważne dostosowania fiskalne, pociągające za sobą głębokie korekty popytu. Teraz przyszedł już czas na stabilizację i początek odreagowania.
Na naszym podwórku też można wskazać pozytywną odmianę. Najważniejsze będzie chyba oddziaływanie polityki monetarnej. Kłopoty roku 2012 wynikały w części z nieco zbyt łagodnej polityki prowadzonej w początku 2011 r. (inflacja po roku uciekła na tyle, że dochody realne mocno ucierpiały, spychając popyt konsumpcyjny do stanu niewidzianego od lat). Do tego doszły skutki dłuższego i intensywniejszego, niż potrzeba, gaszenia owej inflacji (patrz koniunktura przełomu 2012/2013). W dodatku ostatnia z zaaplikowanych wtedy podwyżek przyjęta została jako istotnie zwiększająca sferę niepewności. Teraz sytuacja uległa diametralnej odmianie. Mająca miejsce od jesieni 2012 r. do lipca 2013 r. seria obniżek stóp zmniejszyła koszty istniejącego już finansowania i polepszyła ofertę kredytowania nowego. W dodatku otrzymaliśmy zapewnienie, że przynajmniej do połowy przyszłego roku warunki nie ulegną zaostrzeniu. Zmiana nastąpiła też w zakresie polityki nadzoru finansowego i polityki prowadzonej przez komitety kredytowe banków. Wiosną przeszliśmy od fazy szybkiego zacieśniania do stopniowego łagodzenia wymogów. I proszę powiedzieć, jaki interes bankowy da się w dłuższym okresie prowadzić przy dynamice kredytów oscylującej w okolicach 4–5 proc. w ujęciu rocznym? Na koniec może jeszcze jeden argument. W tegorocznych statystykach pojawiły się już pozytywne skutki wprowadzonych w roku ubiegłym posunięć rządu wzmacniających wzrost (patrz wyniki kwartałów drugiego i trzeciego). W statystykach ubiegłorocznych być ich jeszcze nie mogło.
A teraz możemy wrócić do początku: szanowni państwo, jest ożywienie.
ikona lupy />
Warszawa / ShutterStock