Polki rodzą najwięcej dzieci spośród innych zamieszkałych tam nacji, więcej niż matki pochodzące z Indii, Pakistanu, Bangladeszu i krajów afrykańskich.
Oficjalne dane statystyczne potwierdzają, że Polki w Anglii i Walii rodzą z roku na rok coraz więcej dzieci (w 2012 r. 21,2 tys., sześciokrotnie więcej aniżeli w 2005 r.). Dla porównania w Polsce urodziło się w 2012 r. 386 tys. dzieci, nieznacznie więcej niż w roku 2005 – 364 tys. i 2001 – 368 tys. Brytyjscy statystycy wyliczyli, że wskaźnik dzietności Polek mieszkających w Anglii i Walii wynosi 2,13. Jest zatem nieco wyższy niż w Wielkiej Brytanii (1,95), i znacząco, aniżeli w Polsce (1,38).
Dane te mogą szokować, ale jeśli wziąć pod uwagę strukturę wiekową przebywających w Wielkiej Brytanii Polek, z wyraźną nadreprezentację młodych kobiet (70 proc.), to taki sposób porównania dzietności nie wydaje się uprawniony, jest zniekształcony. Według obliczeń Polityki Insight współczynnik płodności dla Polek w wieku 25–34 lata wynosi na Wyspach 0,112, a dla kobiet w tym samym wieku w Polsce 0,095. Też jest oczywiście wyższy, ale już nie o 65 proc., a o 12 proc.
Ale nawet pozbawione zbędnej dramaturgii odpowiedzi wymaga pytanie, dlaczego Polki przebywające na obczyźnie chętniej rodzą dzieci niż zamieszkałe nad Wisłą?
Reklama
Pomińmy w naszych rozważaniach czwartą część Polek, które urodziły dzieci obcokrajowcom, najczęściej Brytyjczykom, ale także Azjatom i Afrykańczykom. W tym przypadku istotnym motywem może być także chęć uzyskania dla dziecka brytyjskiego obywatelstwa. Pomińmy także taki aspekt, że z reguły cudzoziemki rodzą dzieci częściej na obczyźnie niż we własnym kraju. Nawet Niemki chętniej wydają na świat potomstwo na Wyspach niż nad Renem; w Niemczech rodzą bowiem statystycznie 1,41 dziecka, a w Wielkiej Brytanii 1,74.
Polki, w przeciwieństwie do Niemek, mają znacznie więcej powodów, aby decydować się na rodzicielstwo za granicą. I to nie tylko w Wielkiej Brytanii i Irlandii, ale także w innych krajach starej Unii. Głównym powodem jest bezpieczne rodzicielstwo, rozbudowana w tych krajach troska o dziecko, zapewniająca rodzicom poczucie socjalnego bezpieczeństwa. Państwa te zadbały, żeby ryzyka związane z urodzeniem i wychowaniem potomstwa nie ponosili wyłącznie rodzice. Państwo zapewnia dziecku i jego matce takie warunki, żeby niezależnie od ich sytuacji bytowej miały zagwarantowane środki i wszelką niezbędną pomoc w wychowaniu dziecka.
Świadczenia prorodzinne w Wielkiej Brytanii to m.in. becikowe (Sure Start Maternity Grant) dla matek po urodzeniu bądź adoptowaniu dziecka, zasiłek na dziecko (Child Benefit), kredyt podatkowy (Child Tax Credit), świadczenie dla osób o niskich dochodach (Working Tax Credit), a także dziecięcy fundusz powierniczy i zapomoga szkolna.
W oczach Polaków niemających na ogół większych problemów ze znalezieniem pracy, w dodatku znacznie lepiej płatnej, chociaż niekoniecznie odpowiadającej ich kwalifikacjom i aspiracjom, pakiet pomocowy państwa jest więcej niż satysfakcjonujący. Gwarantuje patrzenie bez obaw w przyszłość i bezpieczną egzystencję na przyzwoitym poziomie, nieosiągalnym w naszym kraju. Posiadanie dzieci z pewnością jest mniej ryzykowne niż w kraju ojczystym, gdzie nie tylko o pracę w miarę dobrze płatną niezmiernie trudno, ale i o kredyt na mieszkanie, miejsce w żłobku i przedszkolu niełatwo, a bezpłatna nauka i opieka lekarska też sporo kosztują.
Profesor Dawid Coleman (Oxford University), który swoje wystąpienie na Kongresie Demograficznym zatytułował „Polityka demograficzna w Wielkiej Brytanii – nic nowego”, uznał, że w Wielkiej Brytanii brak jest działań wspierających przyrost naturalny. Mieszkający tam Polacy zdają się tej opinii nie podzielać, ponieważ wciąż sporo nam brakuje do brytyjskich standardów. Niedługo miną dwa lata od odbycia Kongresu Demograficznego, na którym sformułowano wiele postulatów wobec polityki ludnościowej państwa. To ostatni już czas, żeby postulaty te znalazły swój wyraz w rządowym programie demograficznej naprawy Rzeczypospolitej. W przeciwnym razie młode Polki nadal będą chętnie wyjeżdżały, pracowały lub uczyły się i rodziły dzieci za granicą, ale coraz liczniej będą też rezygnowały z powrotu do kraju ojczystego.
ikona lupy />
Eugeniusz Śmiłowski członek Rady Statystyki, założyciel i wieloletni prezes Instytutu Pentor / Dziennik Gazeta Prawna