Szybkość z jaką Międzynarodowy Fundusz Walutowy zatwierdził pożyczkę dla Ukrainy w wysokości 18 mld dolarów pokazuje, jak napięta jest sytuacja na Wschodzie. Nie wiadomo jednak, czy USA i Unia Europejska rozumieją, że powinny działać równie szybko - pisze zespół redakcyjny agencji Bloomberg.

MFW szuka na Ukrainie gospodarczego sposobu na rozwiązanie geopolitycznego problemu. Standardowe zasady obowiązujące w przypadku programów ratunkowych, zmuszające rządy do ograniczenia wydatków, a obywateli do oszczędzania, nie mogą znaleźć tutaj zastosowania. Obecnie urzędowa korupcja ma jednak na Ukrainie tak endemiczny charakter, a przy tym jej rząd jest tak nieudolny, że ścisła kontrola MFW jest niezbędna.

Co należy więc zrobić? Należy przy tym pamiętać, że na ukraińskiej granicy stacjonują gotowe do ataku rosyjskie siły wojskowe. Rosja ponadto karmi wschodnią, rosyjskojęzyczną część Ukrainy narracją, według której integracja państwa z Unią Europejską doprowadzi do upadku gospodarki: zamknięcia kopalń, fabryk, likwidacji miejsc pracy, wzrostu cen i spadku wynagrodzeń.

By zabezpieczyć transakcję z MFW tymczasowy premier Ukrainy Arsenij Jaceniuk musiał jednak zapewnić Ukraińców, że część tej prognozy może się urzeczywistnić. Premier ostrzega, że inflacja może przekroczyć w tym roku nawet 14 proc., natomiast gospodarka skurczy się o 3 proc.

>>> Czytaj też: Rosja wycofuje batalion spod granicy. Kijów: "Krzyczeć hurra, hurra nie będziemy"

Reklama

W tych okolicznościach standardowa „terapia szokowa” stosowana przez MFW nie jest dobrym rozwiązaniem. Warunki pożyczki – na przykład ograniczenie subwencji na systemy grzewcze dla domów – są istotne, ale wpływ reform na zwykłych obywateli musi zostać znacznie bardziej zamortyzowany, niż rząd może sobie obecnie pozwolić.

Pakiet pożyczkowy z MFW, którego wysokość waha się od 14 do 18 mld dolarów, jest z pewnością wystarczający. Pokryje on do końca tego roku ukraiński dług, którego jawna wysokość to 7,8 mld dolarów. MFW prawdopodobnie słusznie wstrzyma wypłatę większości tej kwoty co najmniej do maja, kiedy to Ukraina wybierze nowego prezydenta.

Tymczasem Rosja z pewnością dąży do spotęgowania społecznej frustracji na Ukrainie. Gazowy monopolista Gazprom zapowiada, że upomni się o 1,89 mld dolarów, jakie Ukraina jest mu winna z tytułu niezapłaconych rachunków. Ponadto zapowiada podniesienie ceny tysiąca metrów sześciennych gazu dla Ukrainy o 80 proc. Pojawiają się również sygnały, że Rosja ponownie nałoży na Ukrainę blokadę handlową.

Aby pokazać, że Zachód poważnie podchodzi do pomocy Ukrainie, Unia Europejska powinna jak najszybciej udostępnić 2,2 mld dolarów by kraj mógł w płynny sposób zacząć wprowadzać zarekomendowane zmiany.

UE będzie musiała prawdopodobnie dorzucić więcej gotówki do swojej hojnej pomocy w wysokości 11 mld euro, którą zaproponowała Ukrainie. Większość tej kwoty zawiera długoterminowe inwestycje. Znaczna część pomocy ze Stanów Zjednoczonych (1,15 mld euro) składa się z kolei z gwarancji pożyczkowych.

Ukraina ostatecznie będzie musiała ponieść koszty reform. W tym momencie UE i USA muszą mieć jedynie pewność, że państwo otrzyma odpowiednią ilość środków by pozostać w jednym kawałku, dopóki nie wybierze stałego rządu.

>>> Co czwarty Ukrainiec zagłosuje w majowych wyborach prezydenckich na Petra Poroszenkę, wynika z opublikowanych w ubiegłym tygodniu sondaży. Zobacz, kim jest tajemniczy kandydat na prezydenta