Tak, oczywiście, Chiny i Australia opublikowały swoje statystyki, a chociaż dla pierwszego z tych krajów były one nieco lepsze, a dla drugiego odrobinę gorsze, ostateczny rezultat bynajmniej nie był emocjonujący. Pierwszą rzeczą dziś rano była nowa fala kupujących USD, a indeks DXY próbował odzyskać niedawno utracone terytorium.

Ruch ten nie miał żadnego większego uzasadnienia. Ponieważ dzięki dochodzeniom, o jakich słyszymy przez ostatnie miesiące, działy sprzedaży i traderzy boją się własnego cienia, zebranie wiarygodnych informacji na temat czynników, które stały za tym ruchem, jest niemal niemożliwe.

Dane opublikowane rano przez Wielką Brytanię okazały się w dużej mierze zgodne z oczekiwaniami i miały zasadniczo niewielki wpływ na kierunek notowań GBP/USD. Początkowe spadki spowodowane wspomnianymi zakupami USD zostały powstrzymane, a po publikacji kurs poszedł w drugą stronę.

Potem jednak wzrosty spowolniły, i to szybko. EUR/USD nadal jest „przemoczony” i w chwili, gdy to piszę zalicza nowe dołki w okolicach 1,3545. Wszystkie oczy kierują się teraz na minimum odnotowane w zeszły czwartek na fali reakcji na decyzje EBC – wówczas ochrona bariery na 1,3500 dobrze się utrzymała. Śmiem twierdzić, że dziś może wydarzyć się coś podobnego.

Reklama

EUR/AUD w końcu przebił się przez obszar 1,4500 i również ciąży ku dołowi. Już od jakiegoś czasu interesują mnie długie pozycje w AUD, w tym celu posługuję się funtem brytyjskim, euro oraz do pewnego stopnia nawet dolarem amerykańskim. Jeśli o mnie chodzi, najlepszym rozwiązaniem są teraz transakcje bezpośrednie.

Dzisiejszy dzień nie przyniesie nam już więcej publikacji danych, a zatem zachowanie cen zapewne nadal będzie zależało od aktywności „ciężkich rąk" i niewielkiej płynności.

Nadal obstawiam spadki na USD i jak zawsze w sytuacjach nieuzasadnionego entuzjazmu w notowaniach „zielonego”, planuję grać selektywnie pod prąd względem tego ruchu.