Takie komentarze można usłyszeć w Brukseli. Na wczorajszym spotkaniu unijni ministrowie nie podjęli decyzji o sankcjach gospodarczych, ale zapowiedzieli, że Wspólnota rozpoczyna przygotowania. Jutro propozycją sankcji zajmą się unijni ambasadorowie.

Mimo że od rozpoczęcia konfliktu na Ukrainie licząc od aneksji Krymu minęło prawie pół roku, Unia wciąż nie znalazła sposobu na Rosję. Była i jest bezradna. Według komentatorów, tylko surowe sankcje gospodarcze, finansowe, mogłyby odwieść Rosję od destabilizacji sytuacji na Ukrainie, ale nie było na nie zgody wśród państw członkowskich, bo część obawiała się pogorszenia relacji handlowych z Rosją.

- Miałem nadzieję, że zagrożenie dla stabilności tak blisko unijnych granic zmusi europejskie stolice do działania, że możliwe będzie odsunięcie na bok podziałów, ale tak się nie stało - negatywnie ocenia tę sytuację Sony Kapoor, ekspert londyńskiego instytutu badawczego Re-Define.

Zmiana tonu w Unii. Czy dzisiejsze zestrzelenie SU-25 ich pośpieszy?

Reklama

Na wczorajszym spotkaniu ministerialnym zmienił się nieco ton dyskusji i zdecydowano o rozpoczęciu planowania sankcji gospodarczych. Ale stanowiska były rozbieżne na tyle, że nie udało się nawet uzgodnić, czy powinny to być sankcje łagodne czy te najostrzejsze. W przeszłości Unia nie podejmowała decyzji, bo czekała na to, co zrobi Rosja.

Judy Dempsey z berlińskiego biura Carnegie Europe mówi, że czas zarzucić te praktyki. - Unia nie powinna dawać Rosji więcej czasu. Władimir Putin bawi się z Europą. Udaje, że współpracuje, by zyskać trochę czasu. Nie możemy się oszukiwać - powiedziała Polskiemu Radiu. Można usłyszeć i takie opinie, że pieniądze nie powinny już dłużej przesłaniać celu, jakim powinno być zażegnanie konfliktu na Ukrainie.