Węgrzy rebeliantami Unii Europejskiej? Jedynym narodem, który umie coś powiedzieć, gdy trzeba to powiedzieć? Na wzór Chin tworzą własną – skuteczną, choć nieortodoksyjną - politykę gospodarczą? - W coś takiego uwierzyć mogą tylko naiwniacy. Orbanowi chodzi wyłącznie o władzę i pieniądze – powiedział w wywiadzie dla Obserwatora Finansowego węgierski ekonomista i reformator Lajos Bokros.

Węgry pod rządami Viktora Orbana oddalają się od Unii Europejskiej. Jak tak dalej pójdzie, to gdzie będą za 5 lat?

Mam nadzieję, że nie pójdzie. To znaczy, że w kolejnych wyborach w 2018 r. zmienimy rząd i wrócą prodemokratyczne siły zorientowane na reformy, przywrócimy konkurencyjność gospodarki i rządy prawa.

Jak na razie nic nie wskazuje, żeby mogło być lepiej.

Reklama

Jeśli nic się nie zmieni, będziemy świadkami odchodzenia od standardów europejskich w każdym niemal aspekcie. Kraj się w końcu zawali gospodarczo, bo w ujęciu finansowym i gospodarczym polityka obecnego rządu jest nie do utrzymania w dłuższym okresie. Nie generuje ona wzrostu gospodarczego, zatrudnienia, a także blokuje inwestycje.

>>> Czytaj też: Szczurek: Nasze podatki są niskie

Co właściwie, dokładnie, Orban i jego partia Fidesz robią nie tak, jeśli chodzi o gospodarkę?

Od ręki mogę Panu wskazać na pięć fundamentalnych kwestii. Pierwsza to niedawna likwidacja systemu prywatnych funduszy emerytalnych. W Polsce też częściowo to zrobiono, ale nie zabrano z OFE wszystkich aktywów. Na Węgrzech dokonano pełnej konfiskaty, nie ma już kapitałowego zabezpieczenia emerytalnego. Jest za to system „pay as you go”, czyli opłacany bieżącymi składkami pracujących. Problem w tym, że taki system nie może działać, jeśli populacja maleje i starzeje się. Druga sprawa to nałożenie bardzo wysokich podatków w wybranych branżach – tych, w których mamy inwestorów strategicznych.

To znaczy?

Bankowość, telekomunikacja, handel, rynek energii. Ostatnio próbowano opodatkować nawet Internet, ale w wyniku oporu obywateli i strajków nie udało się. Jak pan widzi, podatki rosną głównie w usługach i finansach. W opinii partii rządzącej, usługi i finanse muszą być w rękach, czy też pod kontrolą państwa. Zagranicznych inwestorów trzeba wygonić.

O jak wysokich podatkach mówimy?

Bezprecedensowo wysokich, jednak trudno wskazać konkretne taryfy podatkowe, bo w każdym wypadku wylicza się je w oparciu o inne zmienne. Bardziej od ich wysokości istotne jest to, że nowe podatki nakładane są nie na dochód, a na obrót. Firmy muszą je płacić, nawet jeśli notują straty. W tej sytuacji żaden rozsądny zagraniczny inwestor nie pomyśli o ulokowaniu swojego kapitału na Węgrzech, a ci, którzy już tu są, myślą o opuszczeniu naszego kraju. Zaczynają się zwolnienia – w wymienionych branżach rośnie bezrobocie. W latach 1995-1996 sprywatyzowaliśmy większość banków, kupili je Francuzi, Włosi, Niemcy. Teraz chcą się oni swoich węgierskich aktywów pozbywać.

Nie wszyscy – niektórzy mają nadzieję, że za kilka lat karty się odwrócą i warto zostać, nawet mając w świadomości, że będzie okupione to stratami przez jakiś czas. Inni pakują manatki już teraz, uważając sytuację za beznadziejną. Kolejna, trzecia sprawa, to monopole. Rząd przejmuje różne branże, wprowadzając tam koncesje i licencje. Np. w handlu papierosami. Jeśli chcesz je sprzedawać, musisz mieć koncesję. A dostęp do tych koncesji… mają tylko znajomki polityków. W efekcie nie kupisz już Marlboro na stacji benzynowej, czy w sklepie osiedlowym. Wprowadzono także monopol na produkcję podręczników szkolnych – nauczyciele mają obecnie do wyboru jeden z dwóch wydawanych przez to samo wydawnictwo podręczników. Planuje się wprowadzenie monopolu państwowego na sprzedaż alkoholu.

>>> Czytaj też: Siedem plag spadnie na polskie banki

W Polsce wprowadzono jeden elementarz do podstawówki, a w Szwecji, czy Finlandii monopol na alkohol także ma państwo. Węgry nie robią tu niczego oryginalnego.

Złe przykłady można znaleźć wszędzie, ale jeśli te przykłady, które w innych państwach występują jednostkowo, na Węgrzech stają się masowe, to po pierwsze zabija się konkurencję, po drugie tworzy się uprzywilejowaną grupę ludzi, którzy na tych monopolach mogą zarabiać kosztem innych. Czwarta kwestia to interwencja na rynku kredytów w walutach obcych, których Węgrzy nieopacznie tak dużo pobrali i mają problemy z ich spłatą. Rząd postanowił nałożyć na banki obowiązek przewalutowania tych kredytów na forinta oraz zredukowania comiesięcznych rat o ok. 25-30 proc.

To naraża banki na olbrzymie straty, za które przecież koniec końców zapłacą nie banki, a inni, ci niezadłużeni, Węgrzy. I wreszcie rzecz piąta – samorządy lokalne. Dawniej miały one szeroką jurysdykcję, m.in. nad edukacją i służbą zdrowia. Teraz mamy postępującą centralizację. Cała edukacja na przykład kontrolowana jest już przez Budapeszt. Mam mnożyć więcej takich przykładów?

A uniwersytety pozostały niezależne?

Nie! Wprowadzono do nich odgórnie przez rząd narzuconych kanclerzy, którzy mogą zawetować wybrane działania uczelni. Jeszcze nie doszliśmy do punktu, w którym rząd mówi, co można, a czego nie można wykładać, ale kto wie… Cóż, z drugiej strony uniwersytety jednak nigdy do końca nie mogą być niezależne, bo są w całości niemal finansowane przez rząd, czyli podatników.

Fundamentalne pytanie jest takie: czy Orban ma dobre intencje, ale po prostu nie rozumie gospodarki i pojęcia wolności i demokracji, czy może ma intencje złe i jego działania przeniknięte są cynizmem?

>>> Czytaj całość artykułu na stronie Obserwatorfinansowy.pl

ikona lupy />
Victor Orban / Bloomberg / BIANCA OTERO