„Red. @RafalWos stawia minfina w dziwnej sytuacji: Jako obywatel żąda większych podatków. To jak owca do wilka: zjedz mnie”. Albo „dobrowolne oddawanie pieniędzy komuś kto jest niegospodarny jest nieracjonalne. To jak dawanie wódki alkoholikowi”. To reakcja z gatunku tych dla autora łaskawszych. Bo jeden z kolegów znanych komentatorów (dla ułatwienia powiem, że niedawno przeszedł z jednej bulwarówki do tej innej) napisał nawet, że samo mówienie o potrzebie wyższych podatków to nic innego jak „zboczenie”. Tak, właśnie zboczenie! Ani chybi ktoś zaraz zarzuci mi narodową zdradę i wyda zaoczny wyrok banicji za podważanie leżącego u podstaw III RP (i IV z resztą też) dogmatu, że „dobry fiskus to martwy fiskus” .

Wnioski z tych reakcji płyną arcyciekawe. Okazuje się bowiem, że stawianie postulatu wyższych podatków i/albo poprawy jakości ich ściągania jest przez niektórych postrzegane jako działanie dziwaczne, frajerskie czy szkodliwe. Tak, jakby fiskus był jakimś zaborcą. Który przybył, podbił, złupił i obłożył biednych Polaków kontrybucją. Ale fiskus nie jest zaborcą. Niezorientowanym przypominam, że żyjemy w kraju (co by nie mówić demokratycznym), w którym podatki zostały nałożone przez legalne władze dysponujące przyznanym jej zgodnej z konstytucją drodze. Dlatego należy je płacić. A już na pewno z antypodatkowego nastawiania nie robić cnoty rozsądnego i uczciwego obywatela. Bo to jakiś absurd.

Podobnie z przekonaniem, że podatki nie powinny być wyższe, bo przecież i tak zostaną zmarnowane. Czy wygłaszający takie tezy mają na ich potwierdzenie jakieś dowody? Oprócz takich, że musieli stać w kolejce do państwowego lekarza a w urzędzie pani spojrzała na nich krzywo? I czy nie przyszło im do głowy, że to co oni uważają za patologię marnotrawstwa często jest po prostu efektem zbyt małej ilości środków publicznych przeznaczonych na jakiś cel?

Reklama

>>> Czytaj też: Szczurek: Nasze podatki są niskie

Owszem zawsze znajdą się tacy, którzy twierdzą, że oni sobie bez państwa świetnie radzą. Do lekarza chodzą prywatnie, tak też kształcą dzieci, a z komunikacji nie korzystają w ogóle. Takie myślenie ma jednak poważne ograniczenia. Przypomnę, że pewien arcyliberał (a obecnie europoseł) gdy kilka lat temu padł ofiarą ataku nożowników to skończył ostatecznie w szpitalu… państwowym. A z kolei ci, którzy uważają propagowanie podatków za „zboczenie” też chodzą po chodnikach, których sami nie ułożyli, żyją w kraju chronionym przez wojsko, policję i służby graniczne. A jak się tak lepiej zastanowią to pewnie wymienią niejednego nauczyciela, któremu mają w życiu co nieco do zawdzięczenia.

Aby to wszystko funkcjonowało podatki są potrzebne. No chyba, że biznes będzie gotów dotować państwo przy pomocy bezzwrotnego pompowania długu publicznego. Nie wydaje mi się jednak by to była realna alternatywa wobec fiskalizmu państwa. Zejdźmy więc wreszcie na ziemie i dodajmy dwa do dwóch. Jeśli chcemy mieć lepsze państwo i lepsze społeczeństwo potrzebne są wyższe podatki. Innej drogi po prostu nie ma.