Krzysztof Krystowski obejmuje nie tylko stanowisko prezesa zarządu i dyrektora zarządzającego PZL-Świdnik, ale także mianowano go członkiem zarządu operacyjnego AgustaWestland. Przychodzi do firmy w newralgicznym dla niej momencie. PZL-Świdnik bierze przecież udział w przetargu na dostawę 70 wielozadaniowych maszyn dla polskich sił zbrojnych. Jeśli oferowany przez spółkę śmigłowiec AW149 wygra, to właśnie w Świdniku powstanie światowe centrum produkcji i rozwoju tej maszyny.
– Stworzy to szansę eksportu AW149 na cały świat w ciągu kolejnych kilkudziesięciu lat. Umożliwi też powstanie i stałe utrzymanie nowych miejsc pracy, których liczba może przekroczyć nawet dwa tysiące. PZL-Świdnik stanie się wówczas jednym z najważniejszych filarów działalności grupy AgustaWestland na świecie – podkreśla Krystowski.
Przyznaje, że wybór PZL-u w przetargu to dla firmy bardzo ważna sprawa, która może rzutować na dalszym tempie jej rozwoju w kraju.
Reklama
– Zakład ma jednak swoje plany inwestycyjne, które będzie realizował niezależnie od wyniku przetargu. Na pewno jednak wybór maszyny produkowanej w Świdniku będzie dla właściciela sygnałem, że warto jeszcze bardziej zwiększyć zaangażowanie – twierdzi Krystowski. Już dziś – jak przekonuje Krystowski, z PZL-u żyje cały Świdnik – sama firma zatrudnia niemal 3,5 tys. pracowników, drugie tyle znajduje zajęcie u kooperantów.
Nowy szef PZL protestuje, gdy mówi się, że został wybrany tylko po to, żeby zwiększyć szanse firmy w przetargu, bo był w przeszłości wiceministrem gospodarki odpowiedzialnym za sektor lotniczo-obronny i prezesem Bumaru oraz Polskiego Holdingu Obronnego. – Jestem zawodowym menedżerem i zdecydowaną większość czasu w mojej karierze spędziłem na stanowiskach kierowniczych w sektorze prywatnym – mówi.
Przyznaje, że to właśnie w resorcie gospodarki zaraził się bakcylem lotniczym, mimo że pracował tam tylko 2,5 roku. To faktycznie niedługo, uwzględniając to, że w tym roku obchodzi 20-lecie kariery zawodowej. Po odejściu z ministerstwa przez wiele lat był prezesem Avio Polska – i menedżerem Grupy Avio – globalnej firmy przemysłu lotniczego. Dwa lata temu jednak ponownie wypłynął na państwowe wody. Został prezesem Bumaru, który po zrestrukturyzowaniu przekształcił w Polski Holding Obronny.
– Nie zgadzałem się z przyjętą formułą konsolidacji. Uważałem, że PHO ma największe kompetencje, żeby konsolidować branżę, a Ministerstwo Skarbu Państwa zdecydowało się założyć Polską Grupę Zbrojeniową. Po prostu nie mogłem realizować koncepcji, w którą nie wierzyłem – opowiada.
Przez rok, w którym obowiązywał go zakaz konkurencji, zajmował się rozwojem osobistym oraz działalnością pro bono. Był i nadal jest prezesem Związku Klastrów Polskich i Śląskiego Klastra Lotniczego. Dużo też czytał, bo książki to obok malarstwa i jazdy na nartach jego największa pasja. – Uwielbiam Mario Vargasa Llosę. Przeczytałem chyba wszystkie jego książki – zapewnia. Tak jak Llosa, pielęgnuje w sobie postawę propaństwową. Peruwiański pisarz startował przecież nawet w wyborach prezydenckich.
– Może to zabrzmi pompatycznie, ale wiele rzeczy w swoim życiu robię, kierując się właśnie dobrem państwa. To m.in. dlatego jako zawodowy menedżer zdecydowałem się przejść na stanowisko ministerialne, a potem objęcie fotela prezesa Bumaru – zauważa.
Teraz wraca do biznesu prywatnego, ale jak to w życiu bywa, ostateczna ocena jego działalności uzależniona znowu będzie od werdyktu w ważnej dla państwa sprawie.