Nowe warunki finansowe korzystania z kart płatniczych za granicą wprowadzone już przez kilka banków pozbawiają klientów korzyści, jakie odnieśli po decyzji Visy w sprawie zmiany sposobu przewalutowania transakcji zagranicznych. Bankowcy przekonują, że nowe cenniki wcale nie są tak niekorzystne dla klientów jak dotychczasowe.
>>> Polecamy: Brytyjski gigant bankowy ucieknie z Wysp? HSBC rozważy przeniesienie centrali
Banki wyjaśniają
Jak tłumaczy przedstawicielka Citi Handlowego, wcześniej transakcje wykonane w innej walucie niż euro podlegały przewalutowaniu dwukrotnie: najpierw przez organizacje płatnicze na walutę rozliczeniową, jaką było euro, i drugi raz przez bank na złote ze spreadem w wysokości 4 proc. Nowe zasady upraszczają ten proces. – Są znacznie czytelniejsze dla klienta. Po wprowadzeniu zmiany transakcja zagraniczna zostanie przeliczona po kursie organizacji płatniczej, a bank pobierze jedną prowizję w wysokości określonej w tabeli opłat i prowizji – twierdzi Anna Krusińska, ekspert z departamentu kart kredytowych Citi Handlowego. Jej zdaniem dzięki temu o wiele łatwiej oszacować koszty transakcji, a gdyby rynek zgodnie ujednolicił te zasady, klient dodatkowo zyskałby jeszcze możliwość porównania ofert między bankami.
W podobnym tonie wypowiada się również przedstawicielka mBanku. – Transakcje wykonywane kartami Visa przeliczane są przez tę organizację od razu na złote. Bank dolicza z tego tytułu prowizję w wysokości 5,9 proc., ale klient nie traci na podwójnym przewalutowaniu – ocenia Joanna Erdmann, odpowiedzialna za rozwój biznesu kartowego w mBanku.
Jednak taka argumentacja nie przekonuje specjalistów. – Z punktu widzenia banku rozliczenie transakcji zagranicznej od rozliczenia transakcji krajowej właściwie niczym się nie różni. Nie ma tu takich dodatkowych kosztów, które uzasadniałyby pobieranie przez banki wysokich prowizji z tego tytułu – uważa Dawid Kulbicki, dyrektor rozwoju produktu w Grupie Lew. Jego zdaniem banki rekompensują sobie w ten sposób ubytek dochodów z interchange. Prowizja ta w wyniku dwóch administracyjnych regulacji została obniżona w krótkim czasie z 1,6 proc. do 0,2–0,3 proc., odpowiednio dla transakcji kartami debetowymi i kredytowymi.
Podwyżka prowizji zagranicznych to tylko jeden ze sposobów stosowanych przez banki. Inne to wzrost opłat za prowadzenie rachunków, używanie kart czy wypłaty z bankomatów.
Eksperci podkreślają jednak, że klienci nie są skazani na dyktat banków i mogą w łatwy sposób ominąć nowe prowizje. Instrumenty podsuwają same banki – to karty wydawane do rachunków walutowych. Są one dostępne w wielu instytucjach. Na przykład mBank wydaje je do kont w euro, dolarze i funcie brytyjskim. Prowadzenie rachunku jest bezpłatne, podobnie jak wydanie do niego karty walutowej. Jej użytkowanie w pierwszym roku również jest bezpłatne. Później trzeba się liczyć z opłatą w wysokości kilkudziesięciu złotych rocznie, ale można jej uniknąć, zastrzegając kartę przed końcem pierwszego roku użytkowania.
Ponadto przedpłacone karty walutowe można zamówić w innych instytucjach, np. w kantorach walutowych. Znajdują się one w ofercie choćby Cinkciarza.pl, dostępne są w euro, funtach i dolarach. Wyrobienie każdej kosztuje 15 zł. W prowizji tej zawarta już jest opłata za przesyłkę. – Nasze karty walutowe trudno nazwać odpowiedzią na to, co w tej chwili proponują banki, bo mamy je w ofercie od dawna. Jesteśmy jednak przekonani, że w obecnej sytuacji są świetnym rozwiązaniem dla klientów. Polecamy je wszystkim, którzy jadąc za granicę, chcą płacić w tani, wygodny i bezpieczny sposób – mówi Piotr Kiciński, wiceprezes Cinkciarz.pl.
>>> Czytaj też: Słowacy uratują najstarszy polski park rozrywki? Zainwestują 30 mln zł