Jednak to nie tania ropa zabiła sowieckie imperium, lecz komunizm. Rosja Putina jest bardziej uzależniona od ropy niż przodek, nie musi się jednak liczyć z ideologią, a to może pomóc reżimowi pozostać przy władzy.
Związek Radziecki był dziwnym rodzajem republiki paliwowej. W 1985 paliwo odpowiadało za 52,7 proc. eksportu. Jednak jedynie 24,7 proc. ropy, 61,6 proc. produktów ropopochodnych i 45 proc. gazu sprzedawane było po cenach rynkowych za twarde waluty. Reszta była transferowana do krajów stowarzyszonych za ruble transferowe, wspólną walutę bloku komunistycznego, lub wymieniane w barterze w ramach sowieckiego ekosystemu gospodarczego. W zamian za ropę i gaz do Związku Radzieckiego trafiały produkty, których kraj w zasadzie nie potrzebował, sam barter był raczej efektem subsydiowania sojuszników.
Znaczna większość środków otrzymywanych za sprzedaż węglowodorów wydawana była na zboża. Kolektywizacja rolnictwa pod rządami Stalina i kolejnych dyktatorów spowodowała, że z największego producenta zbóż Rosja stała się ich największym światowym importerem. Yegor Gaidar, który wprowadzał ostre, pokomunistyczne reformy w Rosji w latach 90-tych pisał w 2007 roku, że gdy Arabia Saudyjska przestała wspierać ceny ropy w 1985 roku, radzieckie władze stanęły przed trudnym wyborem:
Pierwsza opcja, rozwiązać imperium, przestać wspierać inne państwa bloku węglowodorami i zacząć pobierać od nich opłaty po cenach rynkowych. To jednak wymagało od kierownictwa całkowego zanegowania wyników drugiej wojny światowej. Lider, który zaproponowałby to na spotkaniu Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego byłby spalony jako pierwszy sekretarz.
Druga opcja to ograniczyć import żywności o 20 miliardów dolarów – tyle Związek Radziecki stracił na spadku cen ropy naftowej. W praktyce oznaczałoby to wprowadzenie kartek, tak jak w czasie wojny. Konsekwencje były oczywiste – Związek Radziecki nie przetrwałby nawet miesiąca. Nikt nawet na serio nie rozważał tego pomysłu.
Trzecie rozwiązanie to ostre cięcia w przemyśle i zbrojeniach. To jednak rodziło konflikt z władzami regionów i przemysłowcami, zwłaszcza, ze wiele miast było uzależnionych od konkretnego zakładu w okolicy.
Wszystkie opcje były nie do zaakceptowania politycznie, więc Komunistyczna Partia Związku Radzieckiego zdecydowała się zignorować problem i zadłużyć się w zachodnich bankach, zwłaszcza, że zdolność kredytowa kraju wciąż była wysoka.
Jak było dalej – wszyscy wiemy. Ceny ropy zanurkowały, co przyczyniło się do upadku Związku Radzieckiego, jednak to ideologia przedłożona ponad ekonomię i zdrowy rozsądek, ostatecznie rozłożyły giganta.
Rosja Putina znacznie bardziej zależy od ropy niż kiedykolwiek zależał Związek Radziecki. Obecnie eksport węglowodorów kopalnych odpowiada za ponad 60 proc. całego eksportu kraju. Andrei Movchan, jeden z zarządców w Moscow Carnegie Center, wskazuje, że 70 proc. dzisiejszego PKB Rosji jest zależne od wydobycia ropy. Wlicza w to rządowe wydatki, w 60 proc finansowane z podatków od wydobycia, eksport oraz inwestycje i usługi utrzymujące się z tej gałęzi przemysłu. Większość podstaw gospodarki rosyjskiej – rezerwy walutowe, waluta, budżet czy PKB, mocno zależy od cen ropy.
Jednak Rosja ma w tej chwili znacznie mocniejszą gospodarkę. Mimo imperialistycznej i konserwatywnej ideologii Putina, jest to kraj kapitalistyczny. To czwarty światowy eksporter zbóż, który jest w stanie wyżywić własnych obywateli. Obecnie kraj importuje około 32 proc. jedzenia, kluczem jest jednak zapewnienie różnorodności produktów, a nie samego dostępu do żywności.
Współczesna Rosja nie może się pogodzić z odejściem dawnego imperium. Być może to dobrze, że ceny surowców są niskie, bo gwałtowny spadek przychodów może powstrzymać Putina przed poszerzaniem terytoriów lub kupowaniem kolejnych sojuszników. Białoruś oraz kilka satelickich krajów to jedynie pozostałości po dawnym Związku Radzieckim. Kraj znacznie ograniczył wydatki na zbrojenia i nawet nie próbuje się angażować w wyścig zbrojeń z USA.
Przychody z ropy naftowej pochłaniają głównie programy socjalne, które miały zbudować twardy elektorat, oraz korupcję w państwowych przedsiębiorcach, które budują rdzeń gospodarki. Putin już pokazał, że może zmienić zdanie odnośnie obu tych kwestii.
Putin ropoczął dewaluację jako metodę na utrzymanie Rosji na powierzchni niemal od pierwszych spadków cen ropy. Podatek od inflacji nałożony na elektorat był trudny. Jednocześnie rząd tnie programy społeczne, zwłaszcza ochronę zdrowia i edukację. Redukcja może być niewielka w porównaniu do skali spadku cen ropy, jednak pokazują, że Putin jest skłonny przerzucić część bólu związanego z niskimi cenami węglowodorów na zwykłych ludzi.
Również kacykowie rządzący państwowymi gigantami wydawali się do niedawna nietykalni. Jednak w zeszłym tygodniu Putin zwolnił swojego przyjaciela Władimira Jakunina, szefa kolei rosyjskich, najwyraźniej rozdrażniony kolejnymi prośbami o wsparcie, które miało ukryć fatalne zarządzanie spółką. Z kolei Rosnieft, największy producent ropy naftowej zarządzany przez długoletniego współpracownika Putina Igora Sechina, nie uzyskał wsparcia w czterech na pięć projektów, które złożył w Rosyjskim Narodowym Funduszu.
Putin pokazał, że potrafi być pragmatyczny. Jego odpowiedź na kryzys, choć niedoskonała, pomoże Rosji przetrwać ten sztorm.