Na pytanie, czy obdarza pan (pani) zaufaniem swoich bezpośrednich przełożonych, 70 proc. stwierdziło, że tak, 27 proc. odpowiedziało, że nie, a 3 proc. nie miało zdania. Największa nieufność jest wśród szeregowych.

– Namawiałbym do refleksji MON i Sztab Generalny i do tego, by przyjrzeli się problemowi. Dowódcy nie trzeba kochać, ale z pewnością należy mu ufać i go szanować. Powinno to działać w obie strony – komentuje Janusz Zemke, były wiceminister obrony narodowej.

Według niego wyniki badań to efekt tego, że na stanowiska dowódcze awansują osoby z kwalifikacjami, ale bez cech przywódczych.

– Zgłaszane przez podwładnych problemy są ignorowane. Ostatnio spotkałem się z żołnierzem, który od dwóch lat jest na stanowisku działowego rosomaka. Do tej pory, mimo próśb, dowódca nie wysłał go na szkolenie z obsługi tego pojazdu – opowiada gen. Waldemar Skrzypczak, były wiceminister obrony narodowej. Przekonuje, że dowódcy bardzo się upolitycznili i utracili kontakt z rzemiosłem. – A morale wojska podupada – kwituje.

– Nie dziwię się, że wśród szeregowych są osoby, które nie chciałyby oddać życia za ojczyznę, skoro ta nie interesuje się ich losem. Bierze się ich na misję, a tuż przed nabyciem uprawnień wyrzuca z wojska – dodaje gen. Roman Polko, były dowódca GROM.

Również zdaniem socjologów nieufność wynika z braku perspektyw dla żołnierza. – Wojsko w okresie pokoju działa bardziej jak firma – uważa prof. Janusz Czapiński, socjolog.
Płk Jacek Sońta, rzecznik prasowy MON, nie podziela tych zarzutów. Tłumaczy, że zaufanie podwładnego do przełożonego zależy od bardzo wielu czynników i rośnie wraz ze stażem służby. – Dlatego należy opracowanie rozpatrywać kompleksowo, a nie analizować każde z pytań oddzielnie – dodaje.

>>> Czytaj też: "Łapówka? To prostactwo". Najsłynniejszy lobbysta na świecie zdradza sekrety swojej pracy