Dziś jest ich w Polsce 1800, a za rok ma być w całym kraju 2600. A być może jeszcze więcej, jeżeli Poczta Polska przekona sąd przy Urzędzie Patentowym, by „paczkomat” przestał być znakiem towarowym zastrzeżonym tylko dla InPostu.

Żółte skrytki otwierane hasłem przychodzącym w SMS-ie pozwalające odebrać przesyłkę zostawioną przez kuriera są jednym z hitów coraz prężniej rozwijającego się u nas rynku e-commerce i dostaw kurierskich. To dzięki nim zyskał rozpoznawalność i sukces rynkowy na szerszą skalę zaczął odnosić należący do Rafała Brzoski InPost.

Od lat ochotę na ten koncept ma także Poczta. Po raz pierwszy o własnych paczkomatach mówiła już w 2010 r. W marcu tego roku zapowiedziała, że w ciągu najbliższych pięciu lat postawi tysiąc urządzeń samoobsługowych do odbioru i nadawania paczek. To ewidentnie było wyzwanie rzucone InPostowi i jego paczkomatom. Tyle że okazało się, iż nie będzie mogła nazwać swoich maszyn „paczkomatami”. Powód: to słowo jako zastrzeżony znak towarowy jest pod specjalną ochroną. By móc konkurować na tym rynku, Poczta postanowiła więc wytoczyć działa prawne.

„Poczta Polska S.A., Warszawa przeciwko Easypack Sp. z o.o., Kraków oraz Verbis Alfa Sp. z o.o., Warszawa o unieważnienie prawa ochronnego na znak towarowy słowny »PACZKOMAT« R.225679” – taka sprawa toczy się właśnie przed Urzędem Patentowym. Easypack i Verbis Alfa to firmy kontrolowane przez Rafała Brzoskę. EasyPack jest spółką z grupy Integer, która zarządza siecią paczkomatów na rynkach zagranicznych. A Verbis Alfa w Integrerze odpowiada za zarządzanie paczkomatami na terenie Polski. To do nich prawnie należą „paczkomaty” jako zarejestrowany od ponad pięciu lat znak towarowy.

Ani Poczta Polska, ani InPost nie chcą komentować sprawy. Wojciech Kądziołka, rzecznik prasowy InPost, podkreśla jedynie, że twórcą i pomysłodawcą paczkomatów jest Rafał Brzoska i to on jako jedyny dysponuje prawami autorskimi do tego rozwiązania.

Reklama

– Co nie oznacza, że jest to patent zarezerwowany tylko i wyłącznie dla tej firmy – ocenia Przemysław Sypniewski, prezes Instytutu Pocztowego. I rzeczywiście: system ten nie jest polskim wynalazkiem. Niemiecka poczta Deutsche Post testowała podobne rozwiązanie już w 2005 r. – To rozwiązanie, które prędzej czy później będą chcieli wykorzystać też inni gracze na rynku. Chodzi nie tylko o Pocztę, choć dla niej to bardzo naturalny ruch. Posiada bardzo rozbudowaną infrastrukturę, że nie miałaby większych problemów z dodaniem kolejnej usługi – uważa Sypniewski.

Działalność w Polsce rozpoczyna choćby norweska firma NoaTech ze swoimi automatami Swipbox. Tyle że te urządzenia mają być raczej pomocą dla kurierów i służyć do przechowywania niedostarczonych przesyłek.

Na razie jednak to żółte Paczkomaty InPostu u nas królują, w ciągu roku przybyło ich blisko 500. A Brzoska zaczął ten model rozpowszechniać na świecie. Dziś funkcjonuje on już na 21 rynkach na czterech kontynentach, a plany są jeszcze większe: w połowie tego roku Easypack pozyskał 118 mln euro (z tego tylko niecała połowa pochodziła od spółki Integera) na rozwój sieci tych maszyn na świecie.

Jak zapewnia firma, właściwie wszędzie świetnie się one przyjmują, choć wciąż to Polska jest dla niej głównym rynkiem. Co widać po wynikach firmy. W III kw. tego roku skonsolidowane przychody Grupy Integer.pl wyniosły 159 mln zł, o ponad 4 mln zł mniej niż rok wcześniej, ale za to spółka zanotowała wzrost liczby przesyłek o 26 proc. w skali roku. I już praktycznie wiadomo, że końcówka roku dla paczkomatów będzie rekordowa w ich historii. – Obecnie poziom ich wypełnienia jest nawet trzykrotnie większy w porównaniu z pozostałymi miesiącami w roku, a dzienny wolumen obsługiwanych przesyłek to nawet 200 tysięcy paczek – zapewnia Kądziołka.

– Ale to nie tyle zasługa samych paczkomatów, ile rosnącego w zawrotnym tempie polskiego rynku e-handlu. Jest coraz większa konkurencja na rynku dostaw kurierskich i szukamy coraz wygodniejszych sposobów odebrania przesyłek – tłumaczy Sypniewski. – Pojawiła się już nawet usługa zostawiania przesyłek w sieciach np. kiosków czy stacji benzynowych. To pokazuje, jak bardzo jesteśmy chłonni na nowe, wygodniejsze formy dostaw – tłumaczy ekspert.

>>> Czytaj też: Nie tylko tania ropa martwi Norwegów. Rynek nieruchomości rozgrzany do czerwoności