Europa zdecydowała się wprowadzić uporządkowaną likwidację banków, czyli resolution, nowy na naszym kontynencie, choć do dziesięcioleci stosowany już, np. w USA, sposób upadłości pomijający „standardowe” prawo upadłościowe. Chodzi w nim o to, by podatnicy nie musieli ponosić kosztów ich ratowania. W Unii w latach pokryzysowych rządy na ratowanie upadających banków wydały w sumie ok. 2 biliony euro. To były największe bail-outy, do jakich doszło w historii.
– Kwota bail-outu stanowiła ryzyko dla demokracji – powiedział podczas VI Europejskiego Kongresu Finansowego w Sopocie członek zarządu Europejskiego Banku Centralnego Yves Mersch.
Gdy w czasie kryzysu upadały transgraniczne grupy, niejednokrotnie wcześniej źle nadzorowane, państwa nie radziły sobie z tym problemem, a rządy wykładały gigantyczne kwoty, żeby pokrywać ich straty.
– Zareagowaliśmy na kryzys narodowo i państwa, które pomagały bankom, popadły w problemy – mówiła podczas EKF Elke Koenig, szefowa Single Resolution Board (SRB).
Przeświadczenie, że banki – zwłaszcza wielkie – mogą nadal „prywatyzować zyski i socjalizować straty”, obciążając nimi podatników, było przyczyną powstania unii bankowej w 2012 roku. Choć do unii należą obowiązkowo państwa strefy euro, jest ona otwarta także dla wszystkich innych krajów UE.
Jako pierwszy w 2014 roku powstał nadzór nad 130 największymi bankami strefy euro, Single Resolution Mechanism przy Europejskim Banku Centralnym. Uchwalono w 2014 roku dyrektywę BRR, przewidującą resolution, i powołano urząd europejskiego likwidatora Single Resolution Board (SRB) oraz fundusz Single Resolution Fund (SRF).
Na likwidowanie banków SRF ma dysponować wartością 1 proc. depozytów i zostać „napełniony” w ciągu ośmiu lat do poziomu około 55 mld euro. Wysokość składki ma wynosić 1,05 proc. depozytów z poprzedniego roku. Na termin pierwszej wpłaty 10 mld euro wyznaczono koniec czerwca 2016 r., a w ciągu 8 lat gromadzona suma ma wzrosnąć do 55 mld euro. Na początku będą to fundusze krajowe, z czasem mutualizowane, czyli przenoszone na poziom europejski. SRB rozpoczęła działać od początku 2015 roku, a od 2016 roku ma już pełne prawa do likwidowania ok. 150 europejskich banków.
W końcu 2015 roku Komisja Europejska przedstawiła propozycję trzeciego filaru, funduszu gwarancji depozytów European Deposit Insurance Scheme, który w ciągu ośmiu lat miałby stać się funduszem paneuropejskim. To powinno „zdjąć” z poszczególnych budżetów ryzyko dla pieniędzy publicznych i wprowadzić podział ryzyka – wspólny dla całej unii bankowej. Fundusz gwarantowania depozytów byłby jej trzecim filarem.
– Jego tworzenie dopiero się zaczyna. Bez tego nie będziemy mogli iść dalej – powiedziała Elke Koenig.
Dlaczego banki zmieniają się w zombie
Dzięki nowym regulacjom banki od wybuchu kryzysu silnie wzmocniły kapitały, co było pierwszym i najważniejszym krokiem do przywrócenia stabilizacji w sektorze finansowym Unii. Średni najtwardszy kapitał CET1 banków w Europie wynosił na koniec 2015 roku 13,6 proc. Problemem jest jednak teraz to, że banki przestały być zyskowne. Zwrot z kapitału europejskich banków sytuuje się znacznie poniżej kosztu kapitału, wynoszącego obecnie ok. 10 proc., podczas gdy przed kryzysem było to 6 proc. Wzrost oczekiwań co do stopy zwrotu odzwierciadla ryzyko inwestycji w bank.
Jakie są powody utraty rentowności? Najważniejsze to niskie stopy procentowe tworzące presję na wyniki odsetkowe banków i ogromny nawis złych kredytów, których wartość w Unii wynosi ok. jednego biliona euro.
Kapitał jest wprawdzie zgodny z regulacjami, ale niska rentowność powoduje, że w Europie przybywa banków-zombie, które nie są w stanie udzielać kredytu i efektywnie transmitować oszczędności do gospodarki. Coraz częściej powtarzają się pytania, jak sobie z nimi poradzić. Są one tym bardziej istotne, że aktywa sektora bankowego przekrają wciąż wielokrotnie PKB wielu państw Unii.
– Europa ma za wiele banków, w tym za wiele nierentownych. Będą wielkie zmiany strukturalne w sektorze finansowym, ale to powoduje problemy z rozwojem. Lepiej to zrobić szybciej niż później – mówił podczas EKF Stefan Ingves, prezes Sveriges Riksbank i przewodniczący Bazylejskiego Komitetu Nadzoru Bankowego (BCBS).
Gdyby nie fakt, że EBC dostarcza sektorowi bankowemu w strefie euro nieograniczonej płynności, zapewne wiele banków-zombie utraciłoby płynność i zaczęłoby upadać. Utrata płynności byłaby też wystarczającą przesłanką, żeby takie banki poddać procedurze resolution.
– Banki-zombie ciągną system bankowy w dół – mówiła Elke Koenig.
– Banki mogą tkwić długo w tej trudnej sytuacji. Banki-zombie, wypłacalne, ale nierentowne, nie wspierają gospodarki, nie mogą iść do przodu. Na razie jest płynność, ale bez tego nie będzie recovery, czyli powrotu wzrostu – dodał Carlos da Silva Costa, prezes Banco de Portugal.
Resolution to nie resurrection
Czy resolution jest wystarczającym sposobem ma rozwiązanie tej sytuacji? Prawo europejskie wyposażyło już nadzorców, również zajmujących się resolution, w wiele instrumentów, dzięki którym mogą wpływać na sytuację banków, ich strukturę, modele biznesowe i decyzje. Europejscy nadzorcy stawiają na taką organiczną pracę nad bankami zanim dojdzie do spektakularnych decyzji o likwidacji. Z jednej strony regulatorzy mogą użyć postępowania likwidacyjnego, gdy bank nie jest w stanie sobie poradzić.
– Mamy zapewnić, żeby bank, który sobie nie radzi, upadł. Resolution to nie resurrection – mówiła Elke Koenig.
Z drugiej strony instytucje traktują resolution jako ostateczność, chcąc wykorzystać najpierw narzędzia naprawcze. W lipcu lub sierpniu opublikowane zostaną stress testy europejskich banków, które posłużą jako punkt wyjścia do kolejnej rundy procesu przeglądu i oceny nadzorczej SREP prowadzonej przez nadzór SSM w europejskich bankach. W wyniku SREP powstaną zalecenia dla konkretnych banków, nie tylko dotyczące kapitału i pokrycia ryzyka, ale też modelu biznesowego, struktury, a nawet zarządzania. Ich realizacja przez banki będzie kluczowa dla dalszych decyzji, również tego, czy bank zostanie „skierowany” na ścieżkę upadłości.
– SREP powinien przynieść rozwiązania dla banków i dać zaufanie inwestorom – mówiła Elke Koenig.
Równocześnie banki przygotowują plany upadłościowe i naprawcze. W tych planach mają opisać, jakie zamierzają podejmować przedsięwzięcia w przypadku rysującego się zagrożenia niewypłacalnością, jakie aktywa i w jakiej kolejności będą sprzedawać, w końcu jakie mają plany pozyskania kapitału, jeśli straty zaczną go pożerać.
– Jest zestaw narzędzi, żeby radzić sobie z problemami na wczesnym etapie, dla podejmowania działań restrukturyzacyjnych. BRRD daje takie uprawnienia – mówił Yves Mersch.
Nacisk na wczesną interwencję
SRB przywiązuje bardzo duże znaczenie do planów upadłościowych i naprawczych. Mają one nie tylko pomagać w sytuacji kryzysowej w prowadzeniu samej upadłości, ale także – wraz z wynikami SREP – umożliwią stworzenie scenariuszy wczesnej interwencji, żeby uratować bank.
– Nie siedzimy w Brukseli, czekając na pierwszego klienta, który zapuka do naszych drzwi, żebyśmy urządzili mu piękny pogrzeb, tylko patrzymy na plany naprawcze i staramy się zapobiegać problemom – mówiła Elke Koenig.
– Chodzi o to, żeby zrobić co się da przed resolution, uniknąć znacznie większych szkód – dodał Roberto Nicastro, prezes połączonych czterech włoskich banków uratowanych jesienią zeszłego roku, a wcześniej wiceprezes UniCredit.
Co mogą zrobić banki, żeby wyjść z błędnego koła? Mogą zmniejszać skalę działania. Zamykać oddziały i zmniejszać zatrudnienie. Mogą sprzedawać części swojego biznesu silniejszym instytucjom. Wiele banków już zaczęło sprzedawać części swojego biznesu lub aktywa. Deutsche Bank zamierza sprzedać zależny od niego Postbank, ale na razie nie widać chętnych.
– To byłoby bardziej bezpieczne i tańsze niż resolution. Nie można wykluczyć wyjść z rynku – mówiła Elke Koenig.
W końcu banki mogą unikać ponoszenia kosztów prawnych oraz kar nakładanych przez regulatorów.
– Banki mogą odtworzyć dochodowość. Obsługa prawna, ugody, sankcje to wielkie koszty. Banki nie muszą ich ponosić, jeśli będą grały fair. Tu jest dużo miejsca na poprawę sytuacji – mówił Andrea Enria, szef Europejskiego Urzędu Nadzoru Bankowego (EBA).
Banki muszą zebrać MREL
Nie wszystkie warunki konieczne dla sukcesu przeprowadzenia uporządkowanej upadłości weszły już życie. SRB tworzy podręczniki restrukturyzacji i zarządzania kryzysowego, których skrócona wersja ma zostać opublikowana latem tego roku. Kolejnym warunkiem jest to, żeby bank, oprócz kapitału, zgromadził odpowiednie zobowiązania kwalifikowane na pokrycie strat przez jego wierzycieli, czyli MREL (minimum requirement for own funds and eligible liabilities).
Zobowiązania te mają stanowić nie mniej niż 8 proc. wszystkich zobowiązań instytucji. Elke Koenig zapowiedziała, że decyzje o wysokości MREL będą podejmować zespoły ds. resolution składające się z przedstawicieli odpowiednich organów wszystkich państw, w których działa grupa bankowa. Docelowy MREL będzie ustalany indywidualnie dla poszczególnych banków, a do końca roku ustalony ma być dla wszystkich grup.
– Dla 130 banków nadzorowanych przez SSM MREL będzie wynosił 8 proc., ale dla banków mających skomplikowaną strukturę będzie to trochę więcej. 8 proc. to minimum – powiedziała Elke Koenig.
Wyzwaniem jest również sposób alokacji MREL. Bo gdyby zobowiązania kwalifikowanie (podobnie zresztą, jak to jest w przypadku kapitału) były na poziomie grupy, a poddana resolution zostałaby spółka zależna (na przykład w Polsce), nie ma pewności, że matka „przydzieliłaby” przypadającą na nią część takich zobowiązań i to wystarczająco szybko. Wtedy koszty upadłości ponosiłoby państwo goszczące.
– Trzeba zapewnić, że alokacja MREL chroni spółki zależne. Nad tym trzeba jeszcze popracować – powiedziała Elke Koenig.
Dług stwarza okazję do hazardu
Do MREL zaliczane będą na przykład obligacje banków. Choć Europejski Urząd Nadzoru Bankowego wydał już przepisy na ten temat, jednak nie wszystko w związku z wprowadzeniem MREL jest jasne. Chodzi o to, że różne państwa, wprowadzając dyrektywę BRR do swojego prawa, ustanowiły różne hierarchie starszeństwa instrumentów dłużnych, które mogą być użyte na pokrycie strat w przypadku upadłości.
– Przejrzystość MREL będzie kluczowa dla inwestorów. Będziemy to harmonizować.
W przyszłym roku będą decyzje co do jakości MREL, czyli (hierarchii) podporządkowania (instrumentów dłużnych) – mówiła Elke Koenig.
Z wprowadzeniem MREL są jeszcze dwa inne problemy. Pierwszy jest taki, że liczony on jest w relacji do zobowiązań. A tymczasem – co może brzmieć paradoksalnie – niejednokrotnie trudno ustalić, jakie banki mają zobowiązania. I SRB trudno jest takie dane od banków wydobyć.
– Nadzory bardzo mocno skupiają się na aktywach. Natomiast jeśli chodzi o zobowiązania, to na przykład BaFin (nadzór bankowy w Niemczech) nie udostępnił nam danych dotyczących wielkości gwarantowanych depozytów. Gdy prosimy banki o listę zobowiązań, to okazuje się, że nie ma systemów informatycznych i wszystko trzeba wprowadzać ręcznie – mówiła Elke Koenig.
Drugi problem polega na tym, że banki emitują obligacje podporządkowane i sprzedają je inwestorom detalicznym. Ci nie zdają sobie sprawy z ryzyka polegającego na tym, że w przypadku upadłości banku, zostaną wywłaszczeni. W Polsce na rynku Catalyst notowane są obligacje 33 banków. Największą wartość mają papiery dłużne Getin Noble, który do końca 2015 roku przeprowadził łącznie 33 emisje o łącznej wartości 2,65 mld zł.
– Warto, żeby regulatorzy przyjrzeli się, czy to dobra ścieżka dla podniesienia kapitału, i temu, kto nabywał podporządkowane obligacje banków. To źródło przenoszenia problemu na cały system – mówił w Sopocie Jerzy Pruski, były prezes Bankowego Funduszu Gwarancyjnego.
– Na razie nie wiemy, co zrobić, żeby uniknąć zamieszania jeśli mamy indywidualnych posiadaczy obligacji. Oczywiście trzeba edukować inwestorów detalicznych. Trzeba też stworzyć bardzo jasną ścieżkę postępowania, żeby unikać paniki – dodał Roberto Nicastro.
W końcu wreszcie MREL jest swego rodzaju wybiegiem, żeby banki nie musiały jeszcze bardziej podnosić kapitału niż przewidują to wprowadzone dotychczas regulacje. W niektórych państwach, jak w Szwajcarii, wymagania kapitałowe są znacznie wyższe niż w Unii.
– To kapitał własny powinien być wystarczająco duży, a nie długi – mówił Stefan Ingves.
Czy wystarczy samo resolution?
Nikt nie ma pewności, czy resolution, w tym bail-in, są wystarczającymi odpowiedziami na wielkość i nieefektywność europejskiego sektora bankowego.
– BRRD jest idealnym modelem na kryzys, gdy jeden bank upada w dobrym otoczeniu.
Co zrobić, gdy to nie upadek jednej instytucji, tylko systemowa choroba, kiedy nikt nie chce kupić aktywów (…) gdy i bank, i gospodarka mają problem, na przykład ze względu na złe kredyty w całym systemie. Jeśli się zlikwiduje jeden bank, może to spowodować niepewność w innych. Narzędzia dłużne mogą nie zadziałać. Robimy wszystko, by BRRD działała i żebyśmy poradzili sobie ze skutkami – mówiła Elke Koenig.
Najgłębszym przejawem choroby sektora bankowego jest wciąż fakt, że banki starają się zachowywać „poprawnie” w strachu przed regulatorami, którzy zastąpili dyscyplinę rynkową. Nie ma tymczasem pomysłu na to, jak dyscyplinę tę przywrócić.
– Regulator staje się substytutem dyscypliny rynkowej – mówił Andrea Enria.
Tymczasem pokryzysowa reforma systemu bankowego powoli zbliża się do końca. Będą retusze, polegające na lepszej kalibracji obciążeń, wprowadzaniu proporcjonalności, harmonizacji prawa. Choć Wielka Brytania, Francja, Niemcy i Belgia wprowadziły już takie prawo, w Unii prawdopodobnie nie będzie reformy strukturalnej sektora bankowego, polegającej na oddzieleniu części depozytowo-kredytowej od operacji ryzykownych prowadzonych przez banki na rachunek własny.
Sektor bankowy może pozostać źródłem niepewności, póki SRB nie zlikwiduje kilku banków-zombie. Albo nie zacznie ponownie działać dyscyplina rynkowa.