Nie po raz pierwszy okazało się, że nie czas na „gospodarkę postindustrialną” i żaden nadchodzący przełom technologiczny lub społeczny nie może zajść bez udziału przemysłu.

Tygrysy w formie

Państwom Europy Południowej nadrobienie pandemicznych strat może zająć dwa lata. W Korei Południowej właściwie nie ma już śladu po koronawirusowym kryzysie gospodarczym. Na koniec I kwartału 2021 r. jej PKB nieznacznie przebiło poziom z końca 2019 r. Dlaczego? Koreański przemysł odpowiada za 30 proc. tamtejszego PKB, czyli waży proporcjonalnie o połowę więcej niż we Włoszech, dwukrotnie więcej niż w Hiszpanii i ponad dwukrotnie więcej niż we Francji. Światowy popyt na wyroby elektroniczne koreańskich czeboli, czyli powstałych zwykle jako firmy rodzinne gigantycznych koncernów, napędza eksport, którego wartość także przebiła już poziom sprzed pandemii. W kraju tym w latach 60. XX w. forsowną (żeby nie powiedzieć: brutalną) industrializację kraju przeprowadzała autorytarna junta gen. Parka Chung-hee. Od tamtej pory Korea się zliberalizowała, jednak zaawansowana produkcja pozostaje znakiem rozpoznawczym tego niewiele większego przecież od Polski kraju.
Światowym liderem wzrostu obecnie jest jednak Tajwan. Wyspa w zeszłym roku praktycznie nie doświadczyła recesji – nie licząc pojedynczych miesięcy – i jej PKB wzrósł o niemal 4 proc. W tym roku sięga 9 proc. Przemysł na Tajwanie waży jeszcze więcej niż w Korei – odpowiada za ponad jedną trzecią PKB – a tamtejsi producenci nie nadążają z realizacją zamówień, co zresztą jest jedną z głównych barier podażowych postpandemicznej gospodarki świata. Tajwan niemal zmonopolizował wytwórstwo półprzewodników niezbędnych do produkcji elektroniki oraz samochodów. Nic więc dziwnego, że klienci ustawiają się po nie w kolejce. Niemiecki minister gospodarki Peter Altmeier osobiście interweniował u swojego tajwańskiego odpowiednika, by ten skłonił firmę TSMC do zwiększenia produkcji chipów.
Reklama