"Jeżeli nastąpiłaby eskalacja sytuacji na wschodniej Ukrainie, Nord Stream 2 byłby już nie do utrzymania" - podkreślił Bawarczyk.

Jego zdaniem prezydent Władimir Putin, gromadząc wojska na granicy z Ukrainą, chce stworzyć "wiarygodne zagrożenie i zademonstrować siłę".

"W połączeniu z innymi działaniami, jak cyberataki, kampanie dezinformacyjne albo zabójstwa, jest to realne zagrożenie dla UE i Zachodu" - podkreślił Weber.

Jednocześnie szef frakcji EPL zaproponował, by "dokończyć budowę Nord Stream 2, ale uzależnić przesyłanie nim gazu od przyszłego zachowania rosyjskich władz".

Reklama

Pod koniec lutego br. w rozmowie z PAP Thomas O'Donnell, analityk rynku energetycznego i wykładowca prywatnego berlińskiego uniwersytetu Hertie School of Governance przewidział, że Niemcy przyjmą dokładnie takie stanowisko: będą przekonywać do dokończenia NS2, mówiąc, że będzie to instrument wpływu na Kreml i obiecując, że przestaną odbierać surowiec, gdyby Putin był "niegrzeczny".

"Ten pomysł tylko pozornie jest ciekawy. Spójrzmy na sytuację realistycznie. Załóżmy, że Putin dokonuje inwazji na Ukrainę. Gaz który przez nią płynie zostaje odcięty. Czy jesteśmy sobie w stanie wyobrazić, że Niemcy oprócz tego, że tracą dostawy idące przez Ukrainę, odcinają też inne drogi, żeby coś udowodnić Putinowi? Byłoby to oczywiście słuszne, ale od razu podniosłyby się głosy, że nie wolno tego zrobić z najrozmaitszych powodów. Że to np. wina Ukraińców i że nie wolno narażać niemieckiego przemysłu i niemieckich miejsc pracy. Najnowsza historia uczy, że Niemcy nie nadają się do roli policjanta i nie zastąpią w Europie USA" - mówił analityk dwa miesiące przed tym, jak Rosja zaczęła gromadzić wojska na granicy z Ukrainą.

"Należałoby zatem pomyśleć o lepszej, innej gwarancji niż instrument wpływu na Rosję oddany w całości w ręce Niemców" - ostrzegał O'Donnell.