Autor tekstu Martin Ehl, zajmujący się problematyką polską i środkowoeuropejską, pisze, że "entuzjazm czeskich przeciwników rozbudowy (kopalni), w tym ministra spraw zagranicznych Jakuba Kulhanka, że Polacy rzeczywiście wstrzymają wydobycie, jest przedwczesny".

"Polska prawdopodobnie będzie wolała zapłacić wysoką karę niż wstrzymać wydobycie. O ile w ogóle będzie respektować decyzję (Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej)" - zauważa.

Kopalnia węgla brunatnego i elektrownia Turów należą do spółki PGE Górnictwo i Energetyka Konwencjonalna, będącej częścią PGE Polskiej Grupy Energetycznej. W 2020 r. polski minister klimatu i środowiska Michał Kurtyka przedłużył koncesję na wydobywanie w Turowie węgla brunatnego na kolejne sześć lat, do 2026 r. Pod koniec lutego br. Czechy wniosły do TSUE skargę przeciwko Polsce w sprawie rozbudowy kopalni wraz z wnioskiem o zastosowanie tzw. środków tymczasowych, czyli o nakaz wstrzymania wydobycia. Trybunał przychylił się do tego wniosku.

Ehl ocenia, że polski system elektroenergetyczny funkcjonuje na granicy swoich możliwości, i opisał niedawną awarię w największej elektrowni węglowej Bełchatów, w której systemy wyłączyły 10 z 11 bloków. "Polska sieć energetyczna została uratowana przed awarią dzięki natychmiastowej pomocy z dostaw z zagranicy, a także dzięki zwiększeniu mocy krajowych elektrowni, w tym Turowa – wskazuje. - Realia polskiej energetyki są po prostu takie, że nie stać jej na wstrzymanie wydobycia w Turowie i tym samym wyłączenie elektrowni".

Reklama

Cytując opracowanie "Polityka Insight" komentator "HN" zauważa, że w 2020 r. Turów wytwarzał 3,4 proc. energii elektrycznej w Polsce dla ok. 2,3 mln gospodarstw domowych. "W zeszłym tygodniu oficjalnie, ale po cichu, uruchomiono nowy blok, co oznacza, że do sieci podłączonych zostanie kolejny milion gospodarstw domowych" – napisał Ehl. Zwrócił przy tym uwagę, że zastąpienie mocy elektrowni oznaczałoby masowy import energii elektrycznej z Niemiec i Czech.

Autor artykułu przytacza też argument PGE, która m.in. obawia się, że wstrzymanie wydobycia oznaczałoby przymusowy import węgla brunatnego z kopalń w pobliskich regionach Niemiec i Czech, tak aby spółka nie musiała zamykać elektrowni. "Zyski zagranicznych firm kosztem krajowych, w dodatku z powodu wyroku sądu UE, są dla rządzących w Polsce czymś w rodzaju czerwonej płachty dla byka" – ocenia. Podkreśla, że elektrownia mogłaby importować energię, ale straciłaby miliardy złotych, których potrzebuje na transformację w kierunku bardziej zrównoważonych źródeł energii.

Martin Ehl wskazuje też, że dla PGE ważnym argumentem są tysiące miejsc pracy. Jak konstatuje, poza opisanymi powodami odmowy Polski do zastosowania się do decyzji TSUE, ważne są także argumenty polityczne, bowiem akceptacja decyzji TSUE o wstrzymaniu wydobycia mogłaby oznaczać rozpad koalicji rządowej w Polsce.