Nie ma wątpliwości, że każdy z nas ma inne poczucie estetyki i granice tolerancji wobec cudzych wyborów. Jednak w przestrzeni zawodowej – gdzie obowiązują zasady współżycia społecznego, a dodatkowo stawką jest wizerunek firmy – granice te muszą być jasno określone. I tu zaczyna się rola pracodawcy, który nie tylko może, ale wręcz powinien sformułować obowiązujący dress code.

Zażenowanie zamiast skupienia

Na problem zwróciła uwagę jedna z czytelniczek portalu prawniczego, opisując koleżankę z biura, której stylizacje w wakacyjne miesiące stały się źródłem irytacji i żartów. – Wystające ze spodni stringi, przezroczyste materiały, głębokie dekolty – to nie tylko wywołuje zażenowanie, ale też odciąga od pracy – pisała. Subtelne sugestie nie przyniosły skutku, a w zespole narastało poczucie, że ktoś powinien w końcu zareagować. Ta sytuacja jest dość typowa. Upały prowokują do skracania spódnic, zdejmowania marynarek czy zamiany koszul na T-shirty. Tyle że o ile w niektórych zawodach nikomu to nie przeszkadza, o tyle w administracji, bankowości czy przy obsłudze klienta taki luz bywa odbierany jako brak profesjonalizmu.

Prawo daje narzędzia

Kodeks pracy nie podaje katalogu dopuszczalnych ubrań, ale wskazuje, że pracownik pozostaje w stosunku podporządkowania wobec pracodawcy. To oznacza, że to szef organizuje proces pracy – a więc także decyduje, jak mają wyglądać jego ludzie w kontakcie z klientami czy kontrahentami. Umowa o pracę z definicji wiąże się z obowiązkiem podporządkowania. Pracownik musi liczyć się z tym, że niektóre wymogi – w tym dotyczące stroju – nie będą mu odpowiadały. Pracodawca może wymagać np. koszuli bez krawata, ale z zakazem krótkich spodenek czy sportowych klapek, bo to kwestia budowania marki i reputacji firmy. Co więcej, art. 207 k.p. nakłada na pracodawcę obowiązek zapewnienia odpowiednich warunków pracy, obejmujących także relacje społeczne i atmosferę w zespole. Jeśli więc strój jednego pracownika zakłóca komfort innych, pracodawca ma obowiązek zareagować.

Granice swobody a kultura organizacyjna

Zdaniem ekspertów wiele zależy od specyfiki firmy. W startupie technologicznym, gdzie zespół niemal nie spotyka się z klientami, standardy będą inne niż w kancelarii prawniczej czy urzędzie skarbowym. Problemem bywa nie brak zasad, lecz ich egzekwowanie. – Menedżerowie unikają rozmów dyscyplinujących. A to rodzi sytuacje, w których cała firma cierpi, bo nikt nie ma odwagi powiedzieć: „Twój strój jest nieodpowiedni”

Dress code to nie fanaberia

Kwestia ubioru bywa bagatelizowana, tymczasem ma wymiar nie tylko estetyczny, ale i psychologiczny. Wygląd pracownika wpływa na relacje w zespole, poczucie komfortu współpracowników i to, jak postrzegają nas klienci. Strój jest elementem komunikacji niewerbalnej. To, jak się ubieramy, wpływa na poczucie granic i nawet na sferę seksualności. Każdy pracodawca powinien spisać zasady dotyczące wyglądu w regulaminie pracy i regularnie o nich przypominać. Nie chodzi o restrykcje, ale o jasność i przewidywalność. Jeśli firma życzy sobie stonowanych kolorów paznokci, to lepiej to zapisać wprost, niż potem prowadzić niekończące się dyskusje.

Luz tak, ale z głową

Wielu pracodawców stosuje tzw. „casual Friday”, kiedy można pozwolić sobie na luźniejszy strój. Jednak nawet wtedy granice muszą być wyraźne. Krótkie spodenki, koszulki na ramiączkach czy nadmiernie odkryte stroje nie są akceptowalne w profesjonalnym środowisku. Swoboda nie może przysłaniać zdrowego rozsądku. Ubiór musi zawsze oddawać powagę miejsca pracy.

Podsumowanie

Letnia aura nie zwalnia z obowiązku przestrzegania zasad profesjonalnego wyglądu. Odpowiedzialność spoczywa zarówno na pracownikach, jak i pracodawcach. Pierwsi powinni pamiętać, że ich wybory wpływają na atmosferę w zespole i odbiór firmy. Drudzy – że jasno określone i konsekwentnie egzekwowane zasady ubioru chronią nie tylko wizerunek organizacji, ale i komfort pracowników. Bo choć każdy lubi czuć się swobodnie, biuro to nie plaża, a profesjonalizm nie zna wakacji.