Pracuje pan w oddziale celnym od prawie 18 lat. Czy jest coś, co pana może jeszcze zaskoczyć w bagażu podróżnym?

Na początku kariery zawodowej, kiedy stałem na tzw. pasie, byłem zaskakiwany. Teraz mnie już raczej nic nie zaskoczy.

Co ludzie starają się przemycić?

Jabłka, czereśnie, rafy koralowe czy medykamenty z tygrysa na pobudzenie potencji.

Reklama

Jabłka i czereśnie?

Niedawno Polka, która była w Turcji starała się przewieźć do Gdańska 3 kilogramy czereśni. Nie wiedziała o tym, że jest zakaz przewozu owoców i warzyw do Unii Europejskiej. W tamtym czasie w Polsce czereśnie kosztowały nawet 200 złotych. Starsza pani tłumaczyła się, że chciała przywieźć je dla dzieci i wnuków. A jeżeli chodzi o jabłka, to przed wybuchem wojny w Ukrainie, mieliśmy tygodniowo ok. 7 połączeń z tym krajem. Osoby, które do nas przylatywały, to głównie pracownicy i zdarzały się walizki wypełnione np. 20 kilogramami jabłek.

Dlaczego jabłka?

Osoba, u której znaleźliśmy jabłka tłumaczyła to chęcią ich spożycia. Nie wiedziała ile te owoce kosztują w Polsce. Odbieram to w ten sposób: my też kiedyś jeździliśmy na zachód z wałówką, żeby nie kupować tam rożnych rzeczy. To są małe dramaty na granicy. Pasażerowie nie są zamożnymi ludźmi. Przylatują do nas, żeby zarobić, a my jeszcze ich witamy mandatami i zabieramy im te rzeczy. Niestety nieznajomość prawa nie zwalnia ich z jego przestrzegania.

A co z tymi egzotycznymi zakazanymi przedmiotami? Wymienił pan m.in. rafy koralowe czy medykamenty z tygrysa.

Z takich rejonów jak Egipt turyści przywożą rafy koralowe czy muszle przydaczni. Z krajów Dalekiego Wschodu są to najczęściej alkohole np. z wężem czy medykamenty z tygrysa. One - jak twierdzili ich sprzedawcy - są na "pobudzenie potencji". Półtora roku temu na gdańskim lotnisku natrafiliśmy na kawałek skóry aligatora. A na początku mojej kariery wykryłem głowę aligatora. Pamiętam, że pasażer z Ameryki chciał ją podarować w prezencie. Kiedy mu powiedzieliśmy, że nie może tego wwieść to powiedział, że aligator na Florydzie jest traktowany jak szkodnik, a tę głowę kupił wraz z wędką na stacji benzynowej. U nas jednak obowiązuje Konwencja Waszyngtońska, która wyraźnie wskazuje, że takie przedmioty należy zabierać i kierować sprawy do sądu.

Mówiąc o Konwencji Waszyngtońskiej, ma pan na myśli konwencję o międzynarodowym handlu dzikimi zwierzętami i roślinami gatunków zagrożonych wyginięciem zwaną również CITES?

Tak, to konwencja podpisana w 1973 roku w Waszyngtonie. Kraje, które się pod nią podpisały chcą chronić florę i faunę naszego świata przed wymieraniem. Konwencja reguluje przemieszczenie przez granice państwowe ponad 34 tysięcy gatunków, z czego ponad 5 tys. to zwierzęta, zaś reszta to rośliny.

Pasażerowie, którzy przewożą te przedmioty, starają się je w jakiś sposób ukryć?

Nie. Te przedmioty z reguły nie są ukrywane. To są "przemytnicy wakacyjni", którzy nie robią tego z chęci zysku, tylko żeby sobie przywieźć pamiątkę egzotyczną z wakacji. Przed nami jednak nic się nie ukryje. Drogą analizy ryzyka i korzystając z narzędzi, które mamy, czyli m.in. prześwietlarek rentgenowskich, od razu takie rzeczy wyłapujemy.

Czy na przestrzeni ostatnich lat, pasażerowie bardziej świadomie podchodzą do tego, co można przewozić?

Tak. W tym też jest nasza rola. Staramy się dotrzeć do potencjalnych pasażerów z informacją, czego nie wolno przewozić. Jeździmy po szkołach z prezentacjami, oprowadzamy młodzież po lotnisku. W strefie wylotów na większości lotnik stoją gabloty, w których prezentujemy przedmioty pochodzące z przemytu, które mają uświadomić ludziom, że przemyt może ich dużo kosztować.

Co grozi pasażerowi, który postanowi przywieźć nielegalną pamiątkę z wakacji i co dzieje się z tym zakazanym przedmiotem?

Taka osoba zostaje w pierwszej kolejności poinformowana o popełnionym przestępstwie i zatrzymaniu przywiezionych okazów do postepowania karnego. Sprawa jest kierowana do naszego wydziału dochodzeniowo-śledczego, który po przeprowadzeniu dochodzenia, może skierować sprawę do sądu. To sąd decyduje, jaką wymierzy karę. Za wwóz do Polski okazów CITES grozi kara od 3 miesięcy do nawet 5 lat pozbawienia wolności. Zatrzymane okazy do momentu rozstrzygnięcia przez sąd, przechowywane są u nas w depozycie. Po decyzji sądu takie przedmioty trafiają do nas i służą, jako eksponaty edukacyjne albo przekazujemy je do ogrodów zoologicznych, zgodnie ze wskazaniem Ministerstwa Klimatu i Środowiska.

Podinspektor Mracin Gołaszewski jest kierownikiem Oddziału Celnego Port Lotniczy Gdańsk-Rębiechowo.

autor: Piotr Mirowicz