Miliony myszy wtargnęły do szkół, domów i szpitali we wschodnich stanach Nowa Południowa Walia i Queensland, siejąc spustoszenie i pozostawiając za sobą nieznośny odór. Coraz częściej pojawiają się doniesienia, że gryzonie zjadają części martwych ciał myszy i w ciągu kilku tygodni mogą dotrzeć do Sydney na ciężarówkach przewożących żywność.

Podczas gdy Australijski Urząd ds. Pestycydów i Leków jeszcze nie zatwierdził wysoce toksycznych preparatów do zwalczania gryzoni, to stan Nowa Południowa Walia stara się już o odpowiednie pozwolenia. Tamtejsze władze zabezpieczyły 5 tys. litrów bromadiolonu, który jest jedną z najsilniejszych trutek na myszy, aby móc rozprowadzić preparat w 20 najbardziej narażonych na plagę miejscach.

Gigantyczne straty w rolnictwie

Monstrualne roje myszy zagrażają australijskiemu rolnictwu, którego wartość wynosi ok. 51 mld dol. Gwałtowne zwiększenie się populacji gryzoni to skutek dużych zbiorów w poprzednim sezonie. Nic nie wskazuje na to, aby plaga miała się osłabić, dlatego część rolników powstrzymuje się z sadzeniem zbóż ozimych w obawie o to, że utracą świeżo posadzone ziarna – relacjonuje Matthew Madden z grupy przemysłowej NSW Farmers.

Reklama

„Ludzie po prostu porzucają uprawy, ponieważ wychodzą z założenia, że dalsze sadzenie jest bez sensu, skoro wszystko i tak zostanie zjedzone” – dodaje Madden.

W przypadku niektórych zbiorów sorgo rolnicy odnotowali straty wysokości od 20 nawet do 100 proc. Zbiory z zeszłego roku zaś jeśli nie zostały jeszcze zjedzone, to zostały skażone mysimi odchodami. Oznacza to dodatkowe koszty związane z czyszczeniem.

Szkody na skutek plagi myszy dotyczą jednak nie tylko rolników. Gryzonie niszczą maszyny, zbiorniki magazynowe czy domy. Matthew Madden, który sam stracił ciągnik po tym, jak myszy poprzegryzały przewody w pojeździe, ocenia, że straty są nie do oszacowania.

„Nie znamy skali strat do czasu zbiorów” – zauważa Madden. „To po prostu niewyobrażalne”.