Sekta?
Filip Springer: My?
Julia Fiedorczuk: Do sekciarstwa jest nam daleko.
Dyba Lach: Staramy się unikać moralizatorstwa.
Ludzie w depresji klimatycznej
F.S.: Jednym z najskuteczniejszych sposobów wyjścia z depresji klimatycznej jest odnalezienie wspólnoty, w której będzie pewien rodzaj możliwości działania. Nieważne, czy to będzie działanie twórcze, czy sprawcze, czy na poziomie etyki. Kiedy nie mogłem sobie poradzić z pewnym rodzajem depresji klimatycznej, to zacząłem szukać rozwiązań, współbudując z Julią wspólnotkę, a później wspólnotę.
D.L.: Nie jesteśmy zamknięci. To jest pewien ruch myślenia ludzi, którzy są głęboko przejęci tym, co się dzieje, m.in. z klimatem.
F.S.: Założyliśmy Szkołę Ekopoetyki.
J.F.: I nie mówimy jednym głosem. Nie budujemy wspólnego języka, choć jesteśmy zgodni, że jeżeli w jakiejś sprawie obowiązuje konsensus naukowy, to jest on uzgodnieniem innej rangi niż czyjaś opinia w komentarzu na Facebooku.
F.S.: Gdyby pani przyszło w rozmyślaniach o nas zamienić słowo „sekta” na „grupa lobbingowa”, tobym się bardziej uśmiechnął. Z tą myślą przyjmujemy ludzi do szkoły.
D.L.: Poza tym nie ma zbawienia, jest tylko kompost. A to wyklucza możliwość sekty.
F.S.: No chyba że stawiać na ołtarzu kompost.
Czego najbardziej się boicie?
F.S.: Ale tak w ogóle, w życiu? Najbardziej to chyba nie konsekwencji katastrofy ekologicznej, że przyjdzie tornado albo że wszyscy się ugotujemy, tylko tego, że załamie się umowa społeczna i zaczniemy się tłuc o worek ziemniaków. Tak, tego się boję. A jak patrzę, co się dzieje w Polsce, to boję się faszyzmu zbudowanego na kryzysie. Tego się boję jeszcze bardziej niż załamania umowy społecznej. Choć w sumie to, co robi dziś PiS, to jest łamanie tej umowy, niszczenie porządku.
J.F.: Boję się utraty resztek wolności, sojuszu kultury konsumpcyjnej z technologią. Boję się nowych sposobów przenikania do umysłów, generowania potrzeb, kontrolowania pragnień. Technologia dużo nam daje, sama w sobie jest wspaniała. Jednak użytek, który z niej robi korpokapitalizm, jest czymś bardzo niebezpiecznym. To, że jesteśmy poddawani eksperymentowi socjologicznemu za pomocą mediów społecznościowych, którego wyników nikt nie zna - też jest wielkim niebezpieczeństwem.
D.L: A ja się najbardziej boję Polski i polskości. Boję się, że będę musiała z tej Polski wyjechać, bo nie wytrzymam. Boję się, że nigdy nie zamienimy się w społeczeństwo myślące, w społeczeństwo humanitarne, które opiera się na innych wartościach niż wzbogacanie się. Boję się, że Polska może mi nie pozwolić na działanie, na twórczość, na uwrażliwianie ludzi.
F.S.: Kiedy dziewczyny mówiły, to pomyślałem, że mam jednak mądrzejszą odpowiedź. Jak się głębiej zastanowić, to najbardziej boję się tego, czego doświadczyliśmy w trakcie kryzysu na granicy, a mianowicie, że totalnie znormalizujemy to, iż ktoś może umierać gdzieś w lesie, cierpieć, marznąć, głodować. I tak sobie ułożymy ten świat, że nie będzie nas to obchodziło. Bardzo się boję życia w takiej rzeczywistości, w której uznamy, że jest wszystko w porządku. Nie wiem, jak miałbym taki świat opowiedzieć swojemu dziecku.
Straszycie.
F.S.: To nie nasza wina, że świat się wali.
J.F.: Powiedzenie wprost, że jest źle i z dużym prawdopodobieństwem będzie gorzej, nie jest kwestią wyboru strategii retorycznej, tylko szczerości i prawdy.