Wyższa kwota wolna kosztuje 52,5 mld zł

Podniesienie kwoty wolnej w podatku PIT oznaczałoby zmniejszenie dochodów podatkowych państwa w przyszłym roku o 52,5 mld złotych – napisał w odpowiedzi na jedną z interpelacji poselskich wiceminister finansów Jarosław Neneman. 52,5 mld złotych to ponad 1,5 proc. PKB.

Dwa miesiące temu, odpowiadając na inną interpelację, ale na ten sam temat, Neneman pisał o ewentualnym koszcie dla państwa na poziomie 48 mld złotych, ale wtedy chodziło mu o koszt tegoroczny. Ten przyszłoroczny jest więc większy o 9,4 proc.

Reklama

W gospodarce, w której z różnych przyczyn deficyt finansów publicznych przekracza 5 proc. PKB trudno sobie wyobrazić wprowadzanie w życie pomysłu, który ten deficyt zwiększy o kolejne 1,5 proc. PKB, dlatego też z pism Nenemana jasno wynika, że nie stanie się to szybko. Tyle, że używa on innych argumentów. Podkreśla przede wszystkim wpływ ewentualnej zmiany na finanse samorządów, które obecnie otrzymują część dochodów z podatku PIT. Dlatego wszelkie decyzje mają być najpierw uzgadniane z samorządami i podjęte w oparciu o rzetelne analizy.

Nie brzmi to jak zapowiedź szybkiego podniesienia kwoty wolnej w PIT. Do tego minister Neneman pisze, że trwają prace w zakresie zmiany całego systemu finansowania samorządów, aby zapewnić im większą stabilność i przewidywalność. Jak wiadomo, prace nad zmianami systemowymi mogą trwać bardzo długo.

W odpowiedzi na interpelację grudniową minister Neneman pisał z kolei, że najpierw trzeba zrobić audyt finansów publicznych i że trzeba przeanalizować wpływ planowanej zmiany na systemy IT płatników.

EBC i Fed widzą nadchodzące obniżki stóp procentowych

Za nami dzień pełen polityki pieniężnej, prawie w tym samym czasie na te tematy wypowiadali się: szefowa Europejskiego Banku Centralnego Christine Lagarde, szef Fed Jerome Powell i prezes NBP Adam Glapiński. Na rynkach finansowych z tego miksu wyszło pewne osłabienie dolara, umocnienie euro i powrót wzrostów na giełdach, ponieważ inwestorzy znowu spodziewają się czterech, a nie tylko trzech obniżek stóp w tym roku w Stanach. Podobne oczekiwania dotyczą też strefy euro. W obydwu miejscach pierwsza obniżka ma nastąpić w czerwcu.

Christine Lagarde nawet otwarcie wspomniała o tym miesiącu, mówiąc: „Potrzebujemy więcej dowodów oraz danych, które pojawią się w nadchodzących miesiącach. Będziemy wiedzieć trochę więcej w kwietniu, a dużo więcej w czerwcu” Chodziło o dowody w kwestii tego, czy spadek inflacji jest na tyle trwały, aby można było na niego zareagować obniżką stóp.

Powell z kolei, mówiąc dokładnie o tym samym, wspomniał, że Fed „nie jest daleko” od uzyskania pewności w tym temacie.

Europejski Bank Centralny opublikował też nowe prognozy gospodarcze (Lagarde przemawiała na konferencji po jego posiedzeniu). PKB strefy euro ma w tym roku rosnąć o 0,6 proc. co oznacza obniżenie prognozy w stosunku do 0,8 proc. z poprzedniego dokumentu z grudnia. Inflacja ma średniorocznie wynieść 2,3 proc. w tym roku i 2 proc. w przyszłym. W grudniu EBC zakładał 2,7 proc. inflacji w tym roku i 2,1 proc. w przyszłym. Niższe prognozy w oczach inwestorów także stanowią sygnał tego, że EBC jest już bardzo blisko momentu, w którym zacznie obniżanie stóp procentowych. Jednak większa zmiana w oczekiwaniach rynku nastąpiła po stronie Fed i Stanów Zjednoczonych, dlatego dolar się osłabił, a kurs euro do dolara najwyższego od połowy stycznia.

U nas dolary potaniały o 2 grosze i kosztują teraz 3,93 zł, czyli najmniej od grudnia 2023 r. Euro cały czas nie może się przebić poniżej bariery 4,30 zł. Jeśli to zrobi, będzie najtańsze od marca 2020 r.

Prezes NBP: po odmrożeniu cen prądu inflacja może urosnąć do 8 proc.

Siła złotego wynika między innymi z tego, że w przeciwieństwie do Fed i EBC, nasza Rada Polityki Pieniężnej nie ma zamiaru wracać do obniżek stóp procentowych w najbliższym czasie. A prezes Glapiński w czasie swojej konferencji po posiedzeniu Rady powiedział nawet, że obniżki w USA i w strefie euro nie będą przesłanką do podobnego ruchu u nas

„Z góry uprzedzam, że jeśli one obniżą stopy procentowe to nie oznacza, że i my mamy obniżyć. To jest odmienna sytuacja, główną niepewność u nas powodują ceny administrowane, wiec to nie będzie żadna przesłanka, żeby u nas obniżyć stopy” – powiedział Glapiński.

Odnosząc się do cen administrowanych mówił głównie o odmrażaniu przez rząd cen energii, którego można oczekiwać w lipcu. W scenariuszu całkowitego wycofania się z mrożenia cen i braku jakiegokolwiek nowego systemu interwencji na tym rynku ze strony rządu, inflacja mogłaby do końca roku urosnąć do 8 proc.

Z kolei w scenariuszu dalszego mrożenia cen energii, inflacja w ostatnim kwartale tego roku miałaby się znaleźć na poziomie 3,4 proc.

Pod koniec 2025 roku to dalej mają być 3,4 proc., ale w scenariuszu odmrożenia cen energii, po sporym wzroście cen w tym roku, nastąpiłby wyraźny spadek inflacji w przyszłym, dzięki tzw. efektom bazy. W tej wersji więc inflacja w ostatnim kwartale 2025 roku wynosi tylko 1,6 proc.

Pod koniec 2026 roku inflacja ma wynosić 2,7 proc. albo 2,4 proc., w zależności od tego, czy ceny energii i gazu zostaną za cztery miesiące dalej zamrożone, czy też będą odmrożone. Różnica między tymi scenariuszami jest więc istotna tylko pod koniec tego i przyszłego roku, a w 2026 praktycznie zanika.

Deweloperzy wprowadzają na rynek więcej mieszkań, niż sprzedają

Luty był drugim z kolei miesiącem, w którym deweloperzy w największych miastach w Polsce więcej mieszkań wprowadzili do sprzedaży niż faktycznie sprzedali. Jednak w przeciwieństwie do stycznia różnica pomiędzy tymi dwoma liczbami była minimalna. Sprzedaż wyniosła 4,6 tysięcy, a ofertę zwiększono o 4,7 tys. lokali. Oznacza to więc wzrost podaży na rynku mieszkaniowym, ale na zbyt małą skalę, aby powstrzymać wzrost cen.

ikona lupy />
Podaż na rynku mieszkań w lutym 2024 / Forsal.pl / Rafał Hirsch

Według nowych danych Otodom Analitycs na siedmiu największych rynkach w Polsce (Warszawa, Kraków, Trójmiasto, Wrocław, Poznań, Łódź, Katowice) pod koniec lutego w ofercie było łącznie ponad 40 tysięcy mieszkań, czyli najwięcej od kwietnia ubiegłego roku.

W okresie od lutego do września 2023 r. w każdym miesiącu sprzedaż nowych mieszkań była wyraźnie większa od nowej podaży. Zmieniło się to w październiku. W ciągu ostatnich pięciu miesięcy popyt nad podażą przeważał tylko raz, w grudniu. Z drugiej strony, 4,7 tys. mieszkań wprowadzonych do sprzedaży w lutym to o 12 proc. mniej niż w styczniu. Podaż jednak rośnie także dlatego, że do oferty deweloperów wracają mieszkania wcześniej zarezerwowane, z których zakupu jednak zrezygnowano. Takich przypadków w lutym było aż 800. Najprawdopodobniej jest to efekt wygaśnięcia w styczniu rządowego programu dopłat do rat kredytowych „Bezpieczny Kredyt 2 proc.”. Jakaś część potencjalnych nabywców bez tego programu albo nie miała odpowiedniej zdolności kredytowej, albo po prostu zrezygnowała z zakupu.

Akcje Dino w dół o ponad 8 proc. przez Biedronkę i wojnę cenową

Akcje spółki Dino spadły w czwartek na warszawskiej giełdzie o ponad 8 proc. co wyglądało interesująco, ponieważ był to rzadko spotykany przypadek reakcji jednej spółki na komunikat innej spółki.

ikona lupy />
Kurs akcji Dino / Forsal.pl / Rafał Hirsch

Tą inną w tym przypadku była Jeronimo Martins, czyli właściciel sieci Biedronka. Dzień wcześniej w jej komunikacie pojawiły się sformułowania zapowiadające ciąg dalszy wojny cenowej na polskim rynku detalicznym i związany z tym spadek marż. Oczywiście w takim scenariuszu do tej wojny będą musiały dołączyć też inne podmioty na tym rynku, poza Biedronką i Lidlem, i także one będą takim spadkiem marż zagrożone.

Inwestorzy doszli więc do wniosku, że na wojnie Biedronki z Lidlem Dino także relatywnie straci (czyli mniej zarobi) i będzie to raczej nie do uniknięcia. Stąd niektórzy z nich postanowili się pozbyć tych akcji, a zwiększona podaż spowodowała spory spadek ceny.