Powoli dochodzimy do krańców naszych możliwości poznawczych, barierą jest zdolność poznawcza naszego mózgu, która nie może rosnąć w nieskończoność. Natomiast w trendach długofalowych całkowitej mocy obliczeniowej komputerów, to – sky is the limit, to rośnie i rośnie, barier póki co nie widać – mówi Obserwatorowi Finansowemu Profesor Jakub Growiec z SGH i NBP.

Obserwator Finansowy: Jest Pan ekonomistą zajmującym się teorią wzrostu gospodarczego. Posługuje się Pan w swoich pracach naukowych bardzo złożonymi narzędziami analizy matematycznej i statystyczno-ekonometrycznej. Te modele i narzędzia służą zasadniczo do opisu zjawisk z przeszłości i teraźniejszości, czasem też do tworzenia prognoz wybiegających kilka lat w przód. A my umówiliśmy się na rozmowę o przyszłości bardziej odległej, którą zajmują się np. autorzy fikcji literackiej czy filmowej. Czy ekonomista ma narzędzia, żeby analizować taką odległą w czasie przyszłość i żeby np. odpowiedzieć na pytanie, jak będzie wyglądał świat za 20, 30, 40 lat, i na czym wtedy będzie się opierał wzrost gospodarczy?

Jakub Growiec: Oczywiście narzędzia analityczne, narzędzia modelowe mają swoje ograniczenia i wiadomo, że im dalej w przyszłość wybiegamy, tym więcej tu jest spekulacji a mniej twardych, konkretnych liczb. Na pewno można powiedzieć, że jeśli śledzimy trendy długofalowe, czyli zmiany trwające przez dziesiątki lat, czasem nawet setki lat, to jesteśmy w stanie je ekstrapolować w przyszłość z trochę większą dozą ufności, niż gdy patrzymy na jakieś krótkie zdarzenia, które pojawiają się i znikają. Zdarzeń krótkotrwałych oczywiście nie przewidzimy. Nikt nie przewidział pandemii COVID-19, poprzedniego kryzysu finansowego też zasadniczo nikt nie przewidział. To są zjawiska, które pojawiają się nagle. Natomiast długofalowe trendy, np. technologiczne, są bardziej możliwe do uchwycenia i prognozując na 20-30 lat do przodu, tylko na nich możemy się opierać.

A na czym opiera się obecnie wzrost gospodarczy i czym może się różnić od wzrostu, z którym będziemy mieli do czynienia np. w połowie tego wieku?

Reklama

Myślę, że w tej chwili jesteśmy na takim etapie, że pojawiły się i szybko się rozwijają nowoczesne technologie, zwłaszcza w krajach wysoko rozwiniętych. Są to w szczególności technologie cyfrowe. Ich rozwój jest kluczowym mechanizmem wzrostu w krajach najbogatszych. Ale z drugiej strony, w skali świata bardzo ważna jest też konwergencja. Bardzo ważne dla wzrostu gospodarczego na świecie jest to, że kraje wcześniej słabiej rozwinięte nadganiają dystans do krajów najbardziej rozwiniętych i odbywa się to często w oparciu o technologie, które znamy od dłuższego czasu, ale które wcześniej nie były na tak szeroką skalę wykorzystywane, np. w Chinach czy w krajach Azji Południowej i Południowo-Wschodniej. To są regiony, które rosną dzisiaj najszybciej i niekoniecznie tylko ze względu na postęp technologiczny i najnowocześniejsze technologie. Chociaż akurat Chiny tutaj również są istotnym graczem.

Rewolucja cyfrowa nie spowodowała zwiększenia produktywności, w przeciwieństwie do rewolucji przemysłowej w XIX wieku, która – mechanizując pracę człowieka – wygenerowała skokowy wręcz wzrost produktywności. Czy ten dynamiczny wzrost wreszcie nastąpi w związku z kolejnymi etapami rozwoju rewolucji cyfrowej? Jakie muszą być spełnione warunki?

Rzeczywiście, tradycyjnie mierzony wzrost produktywności czynników nie jest jakiś zachwycający. Kontrastuje dość mocno z tym, jak bardzo szybko rozwijają się dziś technologie cyfrowe. I rzeczywiście jest to różnica w stosunku do tego, co miało miejsce podczas rewolucji przemysłowej.

Zdania ekonomistów są podzielone. Mamy z jednej strony obóz, który twierdzi, że ten trend, który widzimy, czyli raczej spowolnienia wzrostu produktywności niż przyspieszenia, to jest ten trend, który będzie nam towarzyszył przez najbliższe dziesiątki lat. Mamy też drugi obóz, który twierdzi, że jest to przejściowe spowolnienie i właśnie te technologie cyfrowe, które tak dynamicznie się teraz rozwijają, zaczną w końcu pozytywnie oddziaływać na wzrost produktywności. Tylko stanie się to na trochę późniejszym etapie, dlatego że te technologie prowadzą m.in. do automatyzacji, prowadzą do gwałtownych zmian w tym, co wytwarzamy i jak wytwarzamy. Ich wydajność bazuje na tym, jaka jest moc obliczeniowa komputerów, jak szybko są przetwarzane informacje, i na ile wydajne są zastosowane algorytmy. Te przełomowe zmiany, które teraz są widoczne np. na polu osiągnięć sztucznej inteligencji, jeszcze nie przekładają się na dynamikę PKB, ale być może kiedyś zaczną się przekładać, kiedy będziemy na dalszym etapie automatyzacji. To jest ten drugi obóz.

Czyli przełomem będzie maksymalizacja automatyzacji?

Takim potencjalnym przełomem jest moment całkowitej automatyzacji pewnego procesu, czyli – dopóki proces jest wieloetapowy, składa się np. z 10 etapów, a zautomatyzujemy pierwszy, drugi, trzeci, czwarty etap, to tempo wytworzenia całości i tak będzie czekać na te pozostałe, niezautomatyzowane etapy. W tych niezautomatyzowanych częściach procesu będziemy przywiązani do tego, jak pracują ludzie i na ile szybko są w stanie przechodzić przez poszczególne etapy. Automatyzacja będzie wchodzić, ale jej wpływ na produktywność nie będzie tak duży, jak mógłby być, gdyby automatyzacja była całkowita.

Człowiek hamuje produktywność?

Wydaje się, że jeśli chodzi o erę cyfrową i automatyzację procesów produkcyjnych, to tak. W ogóle, dobrze jest odróżnić mechanizację od automatyzacji. Mechanizacja to jest coś, co ma miejsce już od dawna, w szczególności od rewolucji przemysłowej. Polega w dużej mierze na tym, że praca fizyczna, którą wcześniej wykonywali ludzie, jest wykonywana przez maszyny, które pozyskują energię ze spalania paliw kopalnych albo z różnych innych źródeł. I to jest proces, który ma miejsce od ponad 200 lat i który rzeczywiście bardzo silnie wpływa na produktywność.

Teraz mamy jednak też automatyzację. To jest coś innego, bo to jest zmiana, jeśli chodzi o przetwarzanie informacji i podejmowanie decyzji. To nie dzieje się w warstwie wykonywania fizycznych czynności, tylko w warstwie informacyjnej. Zastrzeżenie jest takie, że jest to w pewnym sensie inny wymiar, a PKB jest jednak miarą w dużej mierze zakorzenioną w fizycznych czynnościach. W tym sensie, być może ten szybki wzrost w innym wymiarze, cyfrowym, niekoniecznie w stu procentach będzie się kiedyś przekładał na wzrost w wymiarze PKB. To jest jedno zastrzeżenie. A drugie zastrzeżenie jest takie, że właśnie do tej pory, zanim nie pojawiły się komputery o dużej mocy obliczeniowej, za analizę danych i za podejmowanie decyzji odpowiedzialny był zawsze człowiek. Powiedzmy sobie – teraz powoli dochodzimy już do krańców naszych możliwości poznawczych, tzn. coraz większy procent osób ma wyższe wykształcenie, to wykształcenie też zdobywamy coraz efektywniej, ale to jest proces, który ma swoją górną barierę. Tą barierą jest po prostu zdolność poznawcza naszego mózgu, która nie może rosnąć w nieskończoność. Natomiast w trendach długofalowych całkowitej mocy obliczeniowej komputerów, to – sky is the limit, to rośnie i rośnie, i nie widać tego górnego ograniczenia, tak jak widać moment spadku możliwości poznawczych naszego mózgu. Więc tutaj – tak – potencjalnie w dłuższym okresie ta bariera poznawcza może być barierą spowalniającą dalszy wzrost gospodarczy. O ile automatyzacja nie będzie całkowita.

Człowiek versus automatyzacja i sztuczna inteligencja… W jednej ze scen filmu Stanleya Kubricka 2001 Odyseja kosmiczna uczestnicy misji na Jowisza zadają sobie pytanie, czy superkomputer kierujący statkiem kosmicznym ma, poza ogromną mocą obliczeniową, również uczucia. Okazuje się, że ma i chce ich użyć do zdominowania człowieka. Ostatecznie człowiek wygrywa pojedynek z komputerem, a właściwie – sztuczną inteligencją, ale tylko dlatego, że superkomputer można po prostu – ogólnie mówiąc – odłączyć od zasilania… Pełna automatyzacja, o której Pan mówi, może postawić człowieka zupełnie z boku całego procesu produkcyjnego, bo nie będzie musiał a nawet mógł nadzorować poszczególnych etapów czy całości produkcji. Sztuczna inteligencja może sama zorganizować proces wytwórczy. To powoli staje się niebezpieczne?

Tak, teraz Pan zadaje pytanie, które daleko wykracza poza instrumentarium ekonomisty, więc zastrzegam, że to, co teraz powiem, to bardziej spekulacja i science-fiction niż moja praca naukowa. Generalnie z tego, co mi wiadomo, to te scenariusze, tak jak je Pan opisuje, nie są zbyt realistyczne. Jeśli mamy jakiś byt o wyższej inteligencji niż inny byt, to na ogół ten inny nie wygra w tym sporze. To znaczy – nie odłączymy tej wtyczki zasilania, bo ten inteligentniejszy byt będzie na tyle inteligentny, że będzie wiedział, że my będziemy chcieli wyłączyć tę wtyczkę i zrobi wszystko, żeby jej się nie dało wyłączyć lub żeby wyłączenie wtyczki nie dało tego efektu, którego oczekujemy.

Tak, to zaczyna być niebezpieczne i zgadzam się, że jest to bardzo ważna dyskusja. Swoją drogą bardzo polecam książkę Nicka Bostroma Superinteligencja: scenariusze, strategie, zagrożenia. Naprawdę świetna rzecz, która wszystkie tego typu dylematy bardzo mądrze i głęboko analizuje.

A co np. z pewnym jednostkowym przykładem automatyzacji, jakim jest automatyzacja prowadzenia samochodu. Jesteśmy pewnie wszyscy zafascynowani ideą wprowadzenia pojazdów autonomicznych na drogi, ale pojawia się problem moralny – decyzji podejmowanych czasem przez człowieka zupełnie indywidualnie i w ułamku sekundy. Np. czy przejechać psa, który jest po lewej stronie drogi, czy potrącić dziecko, które akurat wbiega na ulicę po prawej stronie drogi. I gdzie w tym momencie złamać przepisy drogowe… Czy sztuczna inteligencja da sobie radę z takimi dylematami?

Tak, tu mówimy o trochę węższej aplikacji sztucznej inteligencji, która dla ludzkości stwarza znacznie mniejsze zagrożenie niż taka ogólna superinteligencja, o której była mowa przedtem. Wydaje mi się, że takie dylematy w ułamku sekundy i tak będą rozwiązywane pewnie lepiej niż robi to przeciętny człowiek, który panikuje i wykonuje jakieś losowe ruchy. Nie wiem, zamyka oczy… Nie obawiałbym się tego typu rzeczy. W ogóle wydaje mi się, że potencjalnie, gdyby rzeczywiście udało się ostatecznie dopracować sztuczną inteligencję, która by świetnie sobie radziła na drogach, to jest to jest to możliwość ogromnej redukcji liczby wypadków i ofiar wypadków drogowych.

W jakich zakresach gospodarki widziałby Pan taką możliwość pełnej automatyzacji, czyli dojścia do momentu, w którym są pewne procesy w pełni zautomatyzowane?

W tej chwili można powiedzieć o tym, które zastosowania najszybciej się rozwijają i później można się zastanawiać nad tym, jakie są możliwości przekroczenia barier, kiedy np. jeden algorytm będzie sobie radzić z coraz większą liczbą różnych zadań naraz. Aplikacje, które mamy obecnie są jednak dość wąskie. Chociaż rozwój jest oczywiście niesamowity. Np. można pomyśleć o tym prowadzeniu samochodu, o którym Pan mówił. To się rozwija, ale jeszcze nie jest zaawansowane dostatecznie. Tak jak tłumaczenie tekstów na bieżąco, symultanicznie.

Tłumaczenia są coraz lepsze, ale często jednak bardzo niedokładne, mamy bardzo duże uproszczenia, czasem zmiany znaczenia, z czego nie jesteśmy zadowoleni.

Jeśli człowiek tłumaczy tekst, to potem też nie zawsze jesteśmy do końca zadowoleni. Czasem widzę jakieś tłumaczenie i myślę sobie, że ja bym przetłumaczył to inaczej. I być może ja nie mam racji, to jest często dość uznaniowe. Kiedyś to było ewidentne, że te tłumaczenia maszynowe były po prostu fatalne, nic z tego się nie dało zrozumieć. Teraz już zdecydowanie tak nie jest. Natomiast, jeśli to jest kwestia interpretacji pewnych zdań, które są dwuznaczne, to – kwestia jest otwarta, i nie jestem przekonany, że tutaj człowiek będzie zawsze miał przewagę. Ale mam wrażenie, że nawet w takich zakresach jak twórczość artystyczna, następuje bardzo duży postęp i jest duże pole dla sztucznej inteligencji.

Jaki zakres pracy człowieka nie podda się tak łatwo albo – w ogóle nie podda się automatyzacji, nawet za te 20, 30, 40 lat?

Myślę, że pewnie w tym horyzoncie jest jednak duże prawdopodobieństwo, że nie będzie ogólnej sztucznej inteligencji o wyższych możliwościach niż człowieka. W tym horyzoncie czasowym raczej nie spodziewamy się tego i wtedy rzeczywiście mamy pewne zadania, w których ludzie nadal będą radzić sobie na tle algorytmów relatywnie dobrze. Tutaj widać już dziś taki trend, że najszybciej automatyzowane są prace rutynowe, takie, które łatwo skodyfikować i łatwo wykonywać mechanicznie, a najtrudniej jest zautomatyzować albo prace, które są kreatywne, wymagające dużej wiedzy i kompetencji, wymagające współdziałania w grupie, w zespołach, albo prace w kontakcie z człowiekiem, czyli np. opieka. To są prace niewymagające – wydawałoby się – superkwalifikacji, ale wymagające specyficznego podejścia, które po prostu człowiek ma, bo przez te tysiące lat ewolucji je wytworzył, a maszyny tworzymy od niedawna.

Coraz pełniejsza automatyzacja będzie miała z pewnością duży wpływ na społeczeństwa. One będą bardziej egalitarne, zadowolone? Czy przeciwnie – zwiększą się nierówności i niezadowolenie?

Wydaje mi się, że są tutaj dwa aspekty. Z jednej strony mamy korzyść ogólną dla wszystkich wynikającą ze wzrostu tego tortu, który jest do podziału, czyli mamy wzrost produktywności, mamy lepsze produkty, dające nam więcej radości. Ale z drugiej strony – rzeczywiście ta tendencja może pogłębiać nierówności i w szczególności osoby, które dotąd wykonywały powtarzalne, łatwe do zautomatyzowania czynności mogą tracić pracę, mogą mieć problem, żeby się przekwalifikować. Wiele osób na pewno odczuje negatywnie skutki tych procesów.

Taka pełna automatyzacja może dotyczyć, przynajmniej na początku, dosyć niewielkich obszarów na świecie. Trudno sobie wyobrazić, żebyśmy w perspektywie kilkudziesięciu lat widzieli zautomatyzowane niektóre regiony Afryki czy Azji?

Geograficznie będą różnice, ale też w przekroju między sektorami gospodarki to się będzie mocno różnić.

Nierówności się więc – ogólnie – pogłębią?

Myślę, że to może być tak, jak z rewolucją przemysłową. Tzn. w długim horyzoncie, po wielu wielu dziesiątkach, setkach lat ostatecznie skorzystają wszyscy, ale na początku rewolucji przemysłowej nierówności bardzo wzrosły. Ci, którzy byli pierwsi, żeby się załapać na ten pociąg, bardzo mocno skorzystali, włącznie z tym, że równolegle było jeszcze wtedy wiele innych procesów towarzyszących, np. kolonializm, który też był napędzany dysproporcją w produktywności, wynikającą z zastosowania maszyn.

Najzdolniejsi i najlepiej wykształceni będą jeszcze chętniej migrować do regionów, które są centrami technologii i automatyzacji. Czy to będzie zjawisko jednoznacznie negatywne dla peryferii pozbawianych kapitału ludzkiego?

Na pewno wytwarzają się takie ośrodki, jak Dolina Krzemowa, do której przyjeżdżają najzdolniejsi ludzie z całego świata i wykonują pracę, która w ostatecznym rozrachunku będzie korzystna dla całego świata. Efekty będą powszechnie wykorzystywane, albo konsumpcyjnie, albo produkcyjnie. Ale w międzyczasie oczywiście dysproporcje wzrosną, bo te ośrodki najszybciej rozwijające się uciekną do przodu, zostawiając pozostałych w tyle. Czy różnice kiedykolwiek się wyrównają? Tego nie wiemy. Porównując z przeszłością, widać, że dziś mamy silną konwergencję. Kraje afrykańskie, mimo dużego dystansu, stopniowo doganiają, choć wciąż głównie w ramach technologii ery przemysłowej.

A ekspansja człowieka poza Ziemię, poszukiwanie nowych możliwości dla ludzi w przestrzeni kosmicznej, to może być dodatkowe źródło rozwoju za kilkadziesiąt lat? Czy jednak jako ekonomista nie zajmuje się Pan tym aspektem?

To jest na razie futurologia. Nie myślę o tym za wiele. Niewątpliwie, gdybyśmy mieli technologię pozwalającą kolonizować inne planety i wykorzystywać surowce, przetwarzać to w produktywną pracę, to wiadomo, że z punktu widzenia wzrostu gospodarczego byłoby to super korzystne.

Byłaby to ekspansja podobna do tej w XIX wieku? Czyli tak jak ówczesny kapitalizm z ośrodkami w Europie i w Stanach Zjednoczonych, który mógł się rozwijać dzięki temu, że pochłaniał powoli regiony mniej rozwinięte, czyli Afrykę i Azję.

Pytanie, czy rzeczywiście mógł się rozwijać dlatego, że pochłaniał, czy pochłaniał, bo dzięki rewolucji przemysłowej osiągnął taką możliwość. Rzeczywiście jedną z kwestii, ale na pewno nie jedyną, są surowce energetyczne i inne surowce wykorzystywane w produkcji, które były rzeczywiście eksploatowane, często rabunkowo. Mielibyśmy na pewno mniej moralnych problemów, bo na innych planetach nikt nie mieszka, więc taka rabunkowa eksploatacja może by nas mniej oburzała. Jest to jakieś pole do rozważań. Inne pole do rozważań, to jest to, co mówił Elon Musk w kontekście lotów na Marsa, że jest to też swego rodzaju polisa ubezpieczeniowa, gdyby coś się złego stało z Ziemią jako całością.

Cywilizacja oparta na globalnej rewolucji cyfrowej i danych przechowywanych w chmurze obliczeniowej będzie mniej czy bardziej wrażliwa na ewentualne szoki i załamania? Gdyby coś się stało, polecimy na Marsa… Wiemy z historii, że cywilizacje czasem dość gwałtownie upadały, wystarczył np. dłuższy okres suszy czy wybuch wulkanu, wędrówki ludów, zmiany w łańcuchach handlowych. Pouczający jest upadek cesarstwa zachodniorzymskiego, po którym nastąpiło kilkaset lat regresu w technologiach, również w sztuce.

Tak, np. widać to było też w inżynierii. Co ja myślę na ten temat? Myślę, że świat jest coraz bardziej powiązany i globalny przepływ informacji jest błyskawiczny. Jesteśmy coraz bardziej współzależni. Technologia jest coraz bardziej rozwinięta. Z punktu widzenia ludzkości ryzyko wzrasta, natomiast z punktu widzenia lokalnych społeczności – pewne ryzyka zostały wyeliminowane. Np. susza w jednym regionie kiedyś zabijała ludzi w tym regionie. Dzisiaj – nie. Są powiązania handlowe, można braki żywności uzupełnić na rynku, więc tego typu ryzyka zmalały.

Natomiast z punktu widzenia ludzkości jako całości, to pierwsza technologia, która jest w stanie nas wszystkich zabić, to broń jądrowa i to już z nami jest, funkcjonuje od drugiej wojny światowej, na szczęście od czasu Hiroszimy i Nagasaki ta broń nie jest wykorzystywana. Są oczywiście też inne globalne zagrożenia – np. obecna pandemia COVID-19, która rozprzestrzenia się dzięki temu, że osiągnęliśmy historycznie niezwykłą łatwość podróżowania po całym świecie.

Rzeczywistość jako obszar badań dla ekonomisty jest ciekawsza obecnie, kiedy – jak często mamy wrażenie – jesteśmy w środku wielkich przemian cywilizacyjnych, czy będzie ciekawsza za kilkadziesiąt lat? A może za kilkadziesiąt lat sporo zjawisk się ustabilizuje?, uprości?

Jeśli się uprości, to chyba zły znak. Wydaje mi się, że prawdopodobnie złożoność będzie wzrastać, tak jak wzrastała historycznie. Uważam, że – jest ciekawie teraz, będzie ciekawie dalej.

Ale jeśli Pan pyta o tę złożoność cywilizacji, to jest to właśnie taki symptom rozwoju cywilizacji. Nie tylko wzrasta PKB ogółem, ale też – per capita. W czasach przedprzemysłowych rozwój ludzkiej cywilizacji polegał na tym, że było coraz więcej ludzi na planecie. Dziś również poszczególni ludzie, przeciętnie rzecz biorąc, stają się stopniowo coraz bogatsi i to jest ogromna korzyść. Jednak PKB per capita to nie jest jedyny sposób pomiaru stopnia rozwoju cywilizacji. Wydaje mi się, że kiedyś np. całkowita moc obliczeniowa na Ziemi kiedyś była proporcjonalna do tego, ile było ludzi. Po prostu każdy miał mózg i to był jedyny efektywny sposób wykonywania obliczeń. Dzisiaj te dwie rzeczy – liczba ludzi i łączna moc obliczeniowa naszej cywilizacji – zupełnie się odkleiły od siebie, dlatego że mamy wykładniczy, szybki wzrost mocy obliczeniowej komputerów.

Jak zmierzyć produktywność w sytuacji, w której gospodarka się automatyzuje i do obsługi jakiegoś procesu produkcyjnego potrzeba coraz mniej ludzi?

W produkcji wykorzystujemy różne nakłady i jednym z nakładów jest właśnie praca ludzka. Jeśli mierzymy produktywność na osobę zatrudnioną, to ona może dążyć do nieskończoności. W tym sensie, że być może kiedyś powstaną procesy, które będą w ogóle funkcjonować bez ludzi, więc – jeśli się dzieli przez zero, czego oczywiście w sensie ścisłym nie wolno robić, ale w rozumieniu asymptotycznym stopniowo taka liczba dążyłaby do nieskończoności. To jest jedna miara. Ale inna ważna miara to miara całkowitej produktywności, czyli – produkt podzielony przez nakład. Wtedy te nakłady będą inne niż praca ludzka, będą nakłady kapitałowe czy nakłady mocy obliczeniowej komputerów. Wchodzą tu też kwestie efektywności, tj. że być może pewien produkt da się wytworzyć mniej lub bardziej efektywnie pod względem np. wykorzystania energii czy mocy obliczeniowej.

Czy obecnie używane instrumentarium ekonometryczne umożliwia dobry opis gospodarki zautomatyzowanej, gospodarki przyszłości? Czy rewolucja cyfrowa wymaga ewolucji po stronie narzędzi pracy ekonomistów?

Zdecydowanie wymaga ewolucji po stronie narzędziowej. Bo jeśli pomyślimy o takich koncepcjach jak rachunki narodowe, to one tak naprawdę wyewoluowały, próbując mierzyć to, co się dzieje w gospodarce typu przemysłowego. W jeszcze dawniejszych czasach, w gospodarce rolnej głównym miernikiem produktywności były plony z hektara i po prostu nie było specjalnie sensu mierzyć innych rzeczy. Po rewolucji przemysłowej to się zmieniło. Analogicznie, w kontekście obecnych czasów szybkiego rozwoju technologii cyfrowych mamy ten problem, że PKB świetnie mierzy, ale jednak tylko część gospodarki. Być może wartość płynąca dla ostatecznego użytkownika stopniowo będzie odklejać się od PKB, tak jak PKB kiedyś odkleiło się od produkcji rolnej. Coraz większa część wartości będzie tworzona np. w wymiarach cyfrowych, które nie są uznawane za składnik PKB w tradycyjnym rozumieniu. W tym sensie uważam, że wskaźnik PKB jest bardzo ważny i potrzebny, natomiast można też równolegle obok niego próbować wdrażać coraz precyzyjniejsze miary, właśnie m.in. związane z danymi, z przetwarzaniem danych – z tego typu cyfrowymi miernikami.

Oprócz pracy typowo naukowej i publikacji naukowych prowadzi Pan również konto na You Tube, z materiałami wideo, rodzaj wideo bloga. Dlaczego wybrał Pan taką formę opowiadania o świecie, o gospodarce i o przyszłości?

Rzeczywiście podjąłem taką próbę. Dlaczego? Myślę, że to wynikało z tego, że przemyślałem pewien wątek i mam przygotowany manuskrypt książki, której jeszcze nie opublikowałem. To są takie rzeczy, które nie do końca daje się łatwo przekazać w formie artykułów naukowych, a potencjalnie są ciekawe też dla osób spoza branży. Tematyka – to w dużej mierze to, o czym rozmawialiśmy. Takie szerokie spojrzenie na historię rozwoju ludzkiej cywilizacji oczami ekonomisty, czyli też z uwzględnieniem procesów technologicznych i gospodarczych, które w moim odczuciu były motorem rozwoju, które sprawiały, że ludzkość przeszła tę całą drogę – od niewielkich grup łowiecko-zbierackich do dzisiejszej zglobalizowanej technologii i do cywilizacji światowej.

Prof. dr hab. Jakub Growiec jest wykładowcą SGH w Warszawie oraz doradcą ekonomicznym w Departamencie Analiz Ekonomicznych NBP. Jest autorem i współautorem wielu publikacji naukowych z zakresu ekonomii, laureatem m.in. Nagrody Naukowej „Polityki” w dziedzinie nauk społecznych, nagrody „Banku i Kredytu” za najlepszy artykuł opublikowany na łamach tego czasopisma w 2013 oraz 2015 roku, a także laureatem Nagrody Narodowego Centrum Nauki w 2020 roku. Jego publikacje dotyczą m.in. wzrostu gospodarczego i postępu technologicznego w długim okresie.

Profesor Jakub Growiec wyraża w rozmowie własne opinie, a nie oficjalne stanowisko NBP.

Maciej Danielewicz, Redaktor Naczelny Obserwatora Finansowego