Żadna grupa nie ucierpiała na kryzysie tak bardzo jak najbiedniejsze 20 proc. społeczeństwa.
Inflacja obrała wyraźnie kurs w dół i w najbliższych miesiącach spadnie pewnie do jednocyfrowego poziomu. Można więc zacząć podsumowywać kryzys kosztów życia, który przetoczył się właściwie przez cały świat. Rosnące ceny będą nam towarzyszyć jeszcze przez wiele kwartałów, ale najprawdopodobniej zmiany nie będą już przypominać wyników totolotka. W ostatnich dwóch latach temat drożyzny rozpalał media oraz królował w dyskusjach towarzyskich. Rywalizacja polityczna tylko tę dyskusję podkręcała. Opozycja nie wahała się używać najbardziej kuriozalnych argumentów, byle zaszkodzić PiS. Oczywiście rząd nie był lepszy – za pośrednictwem swoich ośrodków przekazu, zwanych dla zmyłki „mediami”, manipulował danymi, żeby zneutralizować argumenty przeciwników.
Kryzys w trzech aktach
W takiej atmosferze musiały się pojawić katastroficzne komentarze o rażącej pauperyzacji Polaków i zmarnowaniu trzech dekad nieprzerwanego rozwoju. Gdy kurz zaczął opadać, okazało się, że sytuacja jest znacznie lepsza, niż można by sądzić. Owszem, kryzys kosztów życia dał się ludziom we znaki i jeszcze przez wiele miesięcy będziemy odczuwać jego konsekwencje. Ale większości Polek i Polaków żyje się dzisiaj nie gorzej niż przed pandemią.
W czerwcu inflacja w naszym kraju wyniosła 11,5 proc., co nadal jest jednym z najwyższych wyników w Unii Europejskiej, choć znacznie niższym od przodujących pod tym względem Węgier (22 proc. w maju). Według najnowszej projekcji inflacyjnej Narodowego Banku Polskiego wzrost cen w nadchodzących miesiącach powinien systematycznie słabnąć, a w ostatnim kwartale tego roku ma sięgnąć ok. 8 proc. Niestety okolice celu inflacyjnego (2,5 proc. +/− 1 pkt proc.) pojawią się na odczytach dopiero w ostatnim kwartale 2025 r.
CAŁY TEKST W WEEKENDOWYM MAGAZYNIE DZIENNIKA GAZETY PRAWNEJ ORAZ NA E-DGP