Oto Tydzień Okiem Sokały – podsumowanie mijającego tygodnia w polityce i gospodarce.
Świat. Czas na ocenę realnego stanu „partnerstwa” Moskwy i Pekinu
Pekin chyba nie przyjął dobrze marchewki, z którą w poprzednim tygodniu odwiedził go sekretarz stanu USA Antony Blinken. Waszyngton sięgnął więc po kij. No, bądźmy poważni – na razie niezbyt gruby. Ale podwyższenie ceł na szereg towarów (w tym pojazdy elektryczne, akumulatory, półprzewodniki, stal, aluminium, minerały krytyczne, ogniwa słoneczne i produkty medyczne), przy jednoczesnym podtrzymaniu wielu innych, jednak zaboli chińską gospodarkę.
Mimo to Xi Jinping, w imię wielkiego projektu „przebudowy porządku światowego”, zdaje się wciąż przytulać do swej piersi Władimira Putina. „Zdaje się” to ważny zwrot w tym zdaniu – bo w dyplomacji czasami stosuje się gesty i szumne deklaracje do zamaskowania prawdziwych intencji. W warstwie wizualno-propagandowo-ceremonialnej wizyta rosyjskiego dyktatora u jego chińskiego odpowiednika była sukcesem (tu: zero zaskoczeń), festiwalem wzajemnych komplementów i wspólnych powarkiwań pod adresem Zachodu. Ale za moment przyjdzie czas na ocenę realnego stanu „partnerstwa” Moskwy i Pekinu oraz proklamowanej hucznie „nowej ery” w ich relacjach. A papierkiem lakmusowym, który bardzo polecam Państwa uwadze, będzie między innymi los gazociągu „Siła Syberii 2”.
Rosja od dawna stara się o tę inwestycję, która miałaby zapewnić dostawy błękitnego paliwa z Półwyspu Jamalskiego na chłonny rynek chiński, pozwalając wypełnić dochodową lukę po utraconych odbiorcach europejskich. Chińczycy jak dotąd wykazywali jednak wstrzemięźliwość, zwłaszcza co do poziomu swojego wkładu finansowego i technologicznego, a także warunków cenowych – co nie tylko powodowało przesuwanie kolejnych, planowanych terminów, ale wręcz stawiało sens całego przedsięwzięcia pod znakiem zapytania. Podobną grę Pekinu można było zresztą zaobserwować także wobec wcześniejszego projektu „Siła Syberii 1”, znacznie mniejszego i mniej strategicznego (bo wykorzystującego złoża wschodniosyberyjskie, a więc niebędącego alternatywą dla dostaw dla Europy). Po 10 latach „czołgania” Rosjan inwestycja ta wreszcie doszła do skutku w roku 2019 i pompuje gaz, ale Chińczycy wymusili bardzo asymetryczne (czytaj: korzystne dla siebie) warunki handlowe.
Potem zmieniła się jednak sytuacja geopolityczna, co teoretycznie powinno skutkować łagodniejszym podejściem ChRL do będącego w wyjątkowo trudnym położeniu partnera. Ale nic z tych rzeczy: jeszcze w styczniu i w lutym mieliśmy liczne sygnały, że Pekin nie popuszcza, a szanse Kremla na rychłe popchnięcie kluczowego projektu do przodu są bliskie zeru.
Teraz jednak Aleksandr Nowak, wicepremier odpowiedzialny w rządzie rosyjskim za kwestie energetyczne, towarzyszył Putinowi podczas wizyty w Chinach – i w jej ostatnim dniu obwieścił, że podpisanie ostatecznej umowy nastąpi „niebawem”.
Jeśli tak się faktycznie stanie, i jeśli jej warunki okażą się korzystniejsze dla Rosjan niż w przypadku poprzedniego projektu syberyjskiego, będziemy mieć ważny sygnał, że Pekin jednak idzie na otwartą konfrontację z Zachodem. Jeśli sprawa będzie się mimo wszystko dalej ślimaczyć albo warunki porozumienia będą znów uwzględniać interesy głównie silniejszej strony, będzie to znaczyć, że Xi co prawda nie chce krachu Rosji (to oczywiste), ale też niekoniecznie życzy jej nadmiernych sukcesów. A sobie – trwałego pogorszenia relacji z Zachodem.
„Siła Syberii 2”, kosztująca szacunkowo 14 miliardów dolarów, miałaby transportować prawie tyle gazu, ile wynosiły maksymalne możliwości nieświętej pamięci gazociągu „Nord Stream 1”. Rzecz w tym, że zdaniem analityków rynku chińska gospodarka aż tyle nie potrzebuje – przynajmniej nie do roku 2030. I dlatego decyzja władz ChRL, jaką by się ostatecznie nie okazała, będzie efektem kalkulacji głównie politycznej, nie biznesowej.
Europa. Przeglądy procedur bezpieczeństwa VIP-ów
Strzały zamachowca, wymierzone w słowackiego premiera Roberta Fico, wstrząsnęły politykami na Starym Kontynencie. Niektórzy z nich doznali olśnienia, i nawet ogłosili to publicznie, że przemoc nie jest dobra – podobnie jak nadmierny poziom polaryzacji społecznej i hejtu w kampaniach wyborczych. Wśród wygłaszających piękne deklaracje na ten temat są i tacy, którzy do wczoraj sami ów hejt radośnie uprawiali; może nie aż tak jak sam Fico, ale jednak. I podobnie jak on grali na polaryzację, kalkulując, że im się to taktycznie opłaca.
Skądinąd, słusznie – bo jako wyborcy nieodmiennie dajemy się na te plewy nabierać. Dlatego (obym się mylił, ale szczerze wątpię) zamach na Fico nie spowoduje ani obniżenia temperatury, ani wzrostu jakości polityczno-partyjnych sporów. Tak na Słowacji, jak gdzie indziej. Przeciwnie, po rytualnym wezwaniu do opamiętania, adresowanym oczywiście głównie do przeciwników, bo nie do własnego zaplecza, a skądże – liczni liderzy partii i partyjek już wrócili do obrzucania rywali błotem. A także – do szukania możliwie gorącychtematów zastępczych, żeby nie być rozliczanymi z realnych błędów i zaniedbań.
Natomiast, jak oficjalnie i nieoficjalnie słychać w kilku państwach europejskich, szefowie rządów i ministrowie w trybie nagłym zarządzili przeglądy procedur bezpieczeństwa VIP-ów. Bo to, co zrobiła (a zwłaszcza czego nie zrobiła) słowacka ekipa bodyguardów, a co cały świat mógł „podziwiać” na nagraniach, faktycznie wołało o pomstę do wszelkich możliwych bogów. I musiało dać do myślenia innym ochranianym. Niech więc nikt nie mówi, że politycy nie wyciągają wniosków z tej tragedii…
Polska. Cepy i maczugi aż furczą
Chciałbym w tej części napisać, że nasi politycy są chlubnym wyjątkiem od opisanego wyżej trendu. Ale niestety, nie da się. Cepy i maczugi aż furczą, a brunatna, śmierdząca substancja pryska obficie wokół. Na większość przykładów „szkoda palc i ócz”, ale pewnego arcymistrza tygodnia chyba warto wyróżnić.
Oto na posiedzeniu zarządu „Orlenu” zmarł – prawdopodobnie na serce – jeden z uczestników. Ludzki dramat, skądinąd niezbyt zaskakujący, bo wiadomo, jaki jest charakter i ryzyko pracy menedżera tego szczebla. Wieloletni stres niestety nierzadko kończy się w ten sposób, czasem w domu, a czasem na posterunku, w firmie. Ale czemuż nie wykorzystać śmierci człowieka i jego bliskich do bieżącej, partyjnej nawalanki? I przy okazji, domyślnie, do przedstawiania samego siebie w roli niewinnej ofiary jakichś straszliwych, a niezawinionych represji? „Jestem wstrząśnięty tą informacją. To ogromna tragedia. Efekt polityki Tuska. Polityki zastraszania uczciwych ludzi i szukania afer tam, gdzie ich nie ma. W myśl zasady, że na każdego paragraf się znajdzie” – to wpis na platformie X niejakiego Jacka Sasina, byłego ministra, oskarżanego publicznie m.in. o zmarnowanie grubych milionów z państwowej kasy przy okazji niesławnych wyborów kopertowych czy zakupów pandemijnych.
Internauci piszą mu w odpowiedziach coś o hienie. A ja nie mogę opędzić się od myśli, że w tym kontekście to przecież niezasłużony despekt dla zwierzęcia, które spełnia w ekosystemie całkiem pożyteczną rolę.