Gdy oglądałem jej wykład na Uniwersytecie Stanforda zatytułowany „Geopolityka i jej wpływ na handel światowy i dolara” w głowie miałem piosenkę „Rosjanie” Stinga z 1985 roku i słowa: „Pan Chruszczow powiedział: >>Pochowamy was<< / Nie podzielam tego punktu widzenia/ Byłoby to taką głupotą, jeśli Rosjanie też kochają swoje dzieci”. A później jeszcze: „Nie ma czegoś takiego jak wojna, którą można wygrać/ To kłamstwo, w które już nie wierzymy”.
Prawie 40 lat po premierze tego utworu przywódca Rosji prowadzi w Europie regularną wojnę, w której giną tysiące obywateli Ukrainy i co jakiś czas grozi Zachodowi „śmiercionośną zabawką Oppenheimera”. Nasza, Zachodu odpowiedź wydaje się trochę spóźniona, trochę mało stanowcza, jakbyśmy wciąż byli zszokowani, że w XXI w. musimy reagować na agresję kraju, który ma 17 mln km kw. i chce jeszcze więcej. Wspiera go w tym jednak światowa gospodarka numer dwa. W ten sposób prymat polityki nad gospodarką staje się faktem.
Świat podzielony na trzy bloki
„Rozważmy świat podzielony na trzy bloki: blok skłaniający się ku USA, blok skłaniający się ku Chinom i blok krajów niezaangażowanych” – zaproponowała Gita Gopinath.
„Średni ważony kwartalny wzrost handlu między krajami skłaniającymi się ku USA a krajami skłaniającymi się ku Chinom od II kwartału 2022 r. do III kwartału 2023 r. był o prawie 5 punktów procentowych niższy niż średni kwartalny ważony wzrost handlu od I kwartału 2017 r. do I kwartału 2022 r. Jednocześnie kwartalny wzrost handlu w ramach bloków odnotował spadek tylko o 2 punkty procentowe” – wymieniała.
„Średnio w okresie po inwazji Rosji na Ukrainę widzimy, że handel i bezpośrednie inwestycje zagraniczne między blokami spadły odpowiednio o około 12 i 20 proc. więcej niż przepływy wewnątrz bloków” – dodała i zauważyła, że zerwanie więzi gospodarczych między Waszyngtonem a Pekinem byłoby jeszcze bardzie widoczne, gdyby nie kraje-pośrednicy takie jak Meksyk czy Wietnam.
„Dalsza droga zależeć będzie od decydentów politycznych. Mogą oni zaakceptować takie przekierowanie handlu i bezpośrednich inwestycji zagranicznych w celu zachowania niektórych korzyści płynących z integracji gospodarczej. Mogą też nadal podnosić bariery dla transgranicznego handlu i inwestycji, jeszcze bardziej zrywając zarówno bezpośrednie, jak i pośrednie powiązania między odległymi politycznie krajami” – zauważyła zastępczyni dyrektor zarządzającej Międzynarodowego Funduszu Walutowego (MFW).
Jak źle będzie, jeśli politycy wybiorą drugi scenariusz? Otóż, gorzej niż za poprzedniej zimniej wojny. Wówczas handel towarami odpowiadał za 16 proc. PKB, teraz za 45 proc. PKB. Skalę negatywnego wpływu może ograniczać jednak fakt, że państwa niezaangażowane są teraz elementami łańcuchów dostaw, co może łagodzić napięcia.
7 proc. PKB świata zagrożone
„Szacunki kosztów ekonomicznych fragmentacji są bardzo zróżnicowane i wysoce niepewne. W łagodnym scenariuszu z niskimi kosztami dostosowania, straty mogą wynieść zaledwie 0,2 proc. światowego PKB, podczas gdy w skrajnym scenariuszu fragmentacji handlu z ograniczoną zdolnością gospodarek do dostosowania, straty mogą wynieść nawet 7 proc. światowego PKB. Jeśli chodzi o bezpośrednie inwestycje zagraniczne, fragmentacja w świecie podzielonym na dwa bloki skupione wokół USA i Chin, przy czym niektóre kraje pozostałyby niezaangażowane, mogłaby spowodować długoterminowe straty w wysokości około 2 proc. światowego PKB” – wymieniała Gita Gopinath.
Choć ciężko określić liczbowe implikacje deglobalizacji, to da się opisać cztery jej następstwa. Po pierwsze, fragmentacja handlu, która obniżałaby zyski krajów ze specjalizacji, ograniczałaby wymianę wiedzy i ekonomię skali. Po drugie, fragmentacja finansowa, która ograniczałaby napływ kapitałów, osłabiła międzynarodowe dzielenie ryzyka i powiększyła zmienność makroekonomiczną. Po trzecie, rynki wschodzące i rozwijające się mogłyby stracić najmocniej ze względu na swoją zależność od bezpośrednich inwestycji zagranicznych, eksportu surowców lub fluktuacji cen żywności. Po czwarte, stracilibyśmy możliwość globalnego działania w takich kwestiach, jak zmiany klimatu czy regulacja sztucznej inteligencji.
Dolar będzie dominował
Deglobalizacja w wykonaniu Chin, Rosji, Iranu czy Wenezueli oznaczałaby też spadek znaczenia amerykańskiej waluty. Wciąż do tego jednak daleka droga. Według SWIFT dolar stanowi ponad 80 proc. finansowania handlu. Odpowiada również za prawie 60 proc. rezerw walutowych, mimo że banki centralne dywersyfikują się ostatnio również o dolara australijskiego i dolara kanadyjskiego, o złocie nie wspominając.
„W przypadku bloku chińskiego udział dolara amerykańskiego w płatnościach finansowania handlu spadł od początku 2022 r. W tym samym czasie udział renminbi (RMB) wzrósł ponad dwukrotnie, z około 4 proc. do 8 proc. Nie jest to tylko historia Rosji. (…) Większość finansowania handlu denominowanego w RMB ujęta w danych SWIFT odzwierciedla transakcje między Chinami a krajami prochińskimi” – zauważyła Gita Gopinath.
„Patrząc na Chiny, udział złota w całkowitych rezerwach walutowych wzrósł z mniej niż 2 proc. w 2015 r. do 4,3 proc. w 2023 r. W tym samym okresie wartość amerykańskich obligacji w stosunku do rezerw walutowych spadła z 44 proc. do około 30 proc. Odzwierciedla to zarówno zakupy netto, jak i efekty wyceny” – dodała zastępczyni dyrektor zarządzającej MFW.
Wszystkie te fakty wskazują, że Waszyngton i Pekin obrały już przeciwne wektory. (Kilka dni po tym wykładzie Biały Dom zapowiedział nowe cła na chińskie towary). I choć Gita Gopinath zauważyła, że nie ma jeszcze wyraźnych oznak deglobalizacji na poziomie zagregowanym (od czasu globalnego kryzysu finansowego stosunek handlu towarami do PKB jest stabilny – od 41 proc. do 48 proc.), to sporo mamy przesłanek, że taki świat odchodzi w przeszłość.