Poza tym mamy niepokojący wzrost bezrobocia w lipcu, czyli w momencie, w którym zazwyczaj ono spada. Do tego rośnie popyt na kredyty mieszkaniowe, w końcu rosną zamówienia przemysłowe w Niemczech, a stacja TVN być może zostanie wystawiona na sprzedaż.

Oto poranny brief - wszystko, co musisz wiedzieć o tym, co teraz dzieje się w gospodarce.

Japoński bank centralny uspokaja rynki finansowe

Japoński bank centralny, który niechcący zdestabilizował globalne rynki finansowe, podnosząc niedawno stopy procentowe i dając do zrozumienia, że kolejne podwyżki są w drodze, próbuje teraz uspokoić sytuację. Zastępca prezesa banku, Shinichi Uchida powiedział, że przy tak dużych wahaniach notowań na rynkach, nie ma mowy o żadnych kolejnych podwyżkach i że „na jakiś czas konieczne jest utrzymywanie obecnych parametrów polityki monetarnej”.

Ostatnie, bardzo duże spadki na giełdach zdaniem wielu analityków zostały w sporej części wywołane likwidowaniem przez inwestorów tak zwanych carry trades. To taktyka polegająca na inwestowaniu na rynkach pieniędzy, które najpierw pożyczyło się gdzieś indziej – tam gdzie są bardzo niskie stopy procentowe. Od lat takim miejscem była Japonia ze swoimi rekordowo niskimi, a jakiś czas temu nawet ujemnymi stopami procentowymi. Teraz, gdy zaczęły one rosnąć, carry trades z ich wykorzystaniem stał się zbyt ryzykowny i zbyt mało opłacalny. Inwestorzy, aby wycofać się z nich muszą oddać pożyczone z Japonii pieniądze, a żeby je zdobyć, muszą sprzedać to, co za nie kupili na giełdach. Gdy wielu z nich sprzedaje w tym samym momencie i na tych samych rynkach, wywołuje w ten sposób duże spadki, które właśnie w ostatnich dniach mogliśmy obserwować.

Słowa Shinichi Uchidy mogą jednak oznaczać, że carry trades nadal, jeszcze przez jakiś czas, będą miały sens, a więc będą stosowane. W reakcji więc ponownie zaczęły rosnąć indeksy giełdowe w Azji (Nikkei 225 w Japoniio 4,3 proc.) oraz kontrakty terminowe na indeksy w Europie i USA. Także na giełdzie warszawskiej, dzięki słowom zastępcy szefa Bank of Japan powinniśmy przynajmniej na początku notowań mieć powrót do wzrostów.

ikona lupy />
Notowania kontraktów futures na DAX / investing.com

We wtorek giełdy odreagowywały potężne poniedziałkowe spadki, odbijając się w górę, jednak w miarę upływu czasu impet tego odbicia wyraźnie słabł. Na większości rynków do końca dnia niewiele z niego zostało, a nasz WIG 20 w trakcie sesji zaczął ponownie lecieć w dół i pomimo obiecującego początku sesji, zakończył notowania spadkiem o 1,3 proc.

Bezrobocie urosło w lipcu do 5 proc. i wygląda to dziwnie

Oficjalna stopa bezrobocia, czyli ta wyliczana na podstawie danych z urzędów pracy, niespodziewanie urosła w lipcu do 5 proc. – szacuje Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej. W urzędach zarejestrowanych było 766,4 tys. bezrobotnych, czyli o 4,2 tys. więcej niż w czerwcu. To bardzo zaskakujące dane, ponieważ z powodów sezonowych, czyli głównie prac w rolnictwie i w sektorze budowlanym, stopa bezrobocia latem raczej spada, a nie rośnie.

Ostatni przypadek takiego wzrostu w lipcu mieliśmy w 2020 roku, czyli w czasach pandemii i lockdownów, a wcześniej w 2009 roku, czyli w okresie globalnej recesji po kryzysie finansowym z 2008 roku. Bezrobocie potrafiło też rosnąć w lipcu w latach 1999-2002, czyli wtedy gdy generalnie stopa bezrobocia była w Polsce najwyższa i w porywach przekraczała 20 proc. We wszystkich pozostałych latach w XXI stuleciu lipiec przynosił nam spadki liczby bezrobotnych.

Do tego liczba ofert zgłoszonych do urzędów przez firmy poszukujące pracowników zmniejszyła się o 3,9 tys. do 94,2 tys. Wprawdzie dane te i tak są nadal lepsze niż rok temu: ofert pracy jest więcej, a bezrobotnych mniej, ale dynamika zmian na przestrzeni ostatnich miesięcy może niepokoić, ponieważ sugeruje, że polska gospodarka nie rozwija się obecnie tak, jak powinna.

Warto też pamiętać o tym, że tak, jak piszą o tym ekonomiści z PKO BP, za wzrostem stopy bezrobocia stoi też spadek liczby osób aktywnych zawodowo, czyli zła demografia.

Warner Bros. Discovery rozważa sprzedaż TVN

Financial Times pisze, że Warner Bros. Discovery rozważa sprzedaż polskiego TVN. Miałby to być element szerszego programu zmian w amerykańskiej spółce, które mają poprawić jej rentowność, a także pozwolić zmniejszyć jej zadłużenie.

Po dwóch latach od przeprowadzenia fuzji Warner Brothers z Discovery widać już dość wyraźnie, że biznesowo się ona nie udała i przynosi więcej problemów, niż zysków. Od jej wdrożenia w maju 2022 roku kurs akcji amerykańskiej spółki spadł aż o ponad 55 proc. Właściciele domagają się więc od zarządu zmian, a ten początkowo wymyślił, żeby wydzielić część telewizyjną i utworzyć z niej oddzielną spółkę, zostawiając sobie tylko biznes związany ze streamingiem i studiami filmowymi. Szybko jednak okazało się, że próba rozdzielenia produkcji filmów i seriali od telewizji, w której się potem je pokazuje, będzie ogromnie skomplikowane i ryzykowne od strony prawnej.

Spółka więc teraz zdaniem Financial Timesa przechodzi do planu B i rozważa w nim sprzedaż różne poboczne, mniej istotne z jej punktu widzenia aktywa, w tym także TVN. Doniesienia są nieoficjalne i nie wiadomo czy zostaną zrealizowane, bo przecież to nie TVN jest źródłem problemów Warner Bros. Discovery, więc jego sprzedaż żadnego z nich nie rozwiąże. Jeśli jednak faktycznie do tego dojdzie, to z punktu widzenia amerykańskiej firmy będzie to drobiazg, ale z punktu widzenia polskiego rynku mediowego będzie to ogromne wydarzenie. TVN jest jednym z trzech głównych graczy na rynku telewizyjnym w Polsce, obok Polsatu i publicznej TVP. W 2023 roku miał nieco ponad 400 mln zł zysku operacyjnego i blisko 350 mln zł zysku netto. Opierając się tylko na tych liczbach, można szacować, że spółka w ewentualnej transakcji mogłaby być warta od 2,5 do 3,5 mld złotych, chociaż dla wycen sporządzanych w takich sytuacjach znacznie ważniejsze są prognozy przyszłych wyników spółki (których w przypadku TVN nie znamy), a nie wyniki z przeszłości.

Zamówienia przemysłowe w Niemczech rosną pierwszy raz w tym roku

Coś drgnęło w końcu w pogrążonej w ekonomicznym maraźmie gospodarce Niemiec. W czerwcu zamówienia fabryczne w przemyśle urosły w stosunku do maja o 3,9 proc. To pierwszy wzrost tych zamówień od grudnia. Nieco lepiej wygląda obecnie sytuacja w kluczowym u naszych zachodnich sąsiadów sektorze motoryzacyjnym – tam zamówienia urosły o 9,3 proc. a w branży „innych środków transportu”, czyli w produkcji np. samolotów, statków, czy też wagonów kolejowych wzrost zamówień wynosi nawet 11,7 proc.

Zamówienia krajowe urosły o 9,1 proc., te zagraniczne tylko o 0,4 proc. przy czym te ze strefy euro spadły o 0,3 proc.

Niestety, aby móc ogłosić jakąś nową falę ożywienia w niemieckim przemyśle potrzeba czegoś znacznie bardziej trwałego, niż lepsze dane z jednego miesiąca. Zarówno produkcja przemysłowa, jak i zamówienia fabryczne są w wieloletnich trendach spadkowych. Poprzednie dane, z maja, były najgorsze od czerwca 2020 roku.

Od szczytu z lipca 2021 roku do maja w tym roku zamówienia w niemieckim przemyśle zmalały aż o 24 proc. Aby powrócić na tamten poziom, musiałyby rosnąć w takim tempie, jak w czerwcu jeszcze przez osiem kolejnych miesięcy z rzędu.

Popyt na kredyty mieszkaniowe wzrósł w lipcu o blisko 10 proc.

Klienci banków złożyli w nich w lipcu ponad 30 tysięcy wniosków o kredyt mieszkaniowy – podaje Biuro Informacji Kredytowej. To o blisko 10 proc. więcej niż w czerwcu i najwięcej od kwietnia, co może sugerować, że rynek znów się zaczyna powoli ożywiać. Lekko spadła za to średnia wartość wniosku kredytowego, z 442,8 tys. zł w czerwcu do 435,9 tys. zł teraz. Jeśli przemnożymy liczbę wniosków przez ich średnią wartość, wyjdzie nam wartość łącznego popytu na kredyty mieszkaniowe, która w lipcu wynosi 13,35 mld złotych. To o 1,2 mld zł, czyli o 9,8 proc. więcej niż w maju.

ikona lupy />
Popyt na kredyty mieszkaniowe / Forsal.pl

Z drugiej strony wszystkie te dane wyglądają bardzo słabo w stosunku do tego, co działo się rok temu. Licząc w ten sposób, liczba wniosków i łączna wartość popytu są o ponad 25 proc. mniejsze. Ale to tylko efekt bazy statystycznej: rok temu lipiec był pierwszym miesiącem funkcjonowania rządowego programu dopłat do kredytów, znanego jako program „kredyt 2 proc.”, siłą rzeczy więc wtedy na rynku działo się znacznie więcej.