Pod koniec stycznia "Gazeta Wyborcza" rozpoczęła cykl publikacji dotyczących planów budowy w Warszawie dwóch wieżowców przez powiązaną ze środowiskiem PiS spółkę Srebrna. W swoich artykułach gazeta wykorzystała m.in. zapis i nagranie dotyczącej tej inwestycji rozmowy m.in. prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego z austriackim przedsiębiorcą Geraldem Birgfellnerem z lipca 2018 r. Budowa miała być sfinansowana z kredytu udzielonego przez bank Pekao SA w wysokości do 300 mln euro, czyli ok. 1,3 mld zł - podała "GW". W biurowcu miały się znaleźć m.in. apartamenty, hotel i siedziba fundacji Instytutu im. Lecha Kaczyńskiego.

Pytany w środowej rozmowie w TVN24, czy jest zaskoczony tym, że z publikacji "GW" wyłania się obraz lidera PiS jako "dość twardego negocjatora" w sprawach biznesu i nieruchomości, b. premier stwierdził, że zna Kaczyńskiego długo. "Ale, że jest aż tak owładnięty obsesją pieniędzy - to nie sądziłem, że to dojdzie do tego etapu" - powiedział Tusk.

Jak zaznaczył, na początku lat 90. był "wiele razy" w kontaktach ze środowiskiem politycznym Jarosława Kaczyńskiego i "już wtedy było widać tę obsesję pieniędzy - że trzeba mieć bardzo dużo pieniędzy do robienia polityki, takie było zawsze podejście do tych spraw działaczy PC, dzisiaj PiS-u, i że te pieniądze dają szansę na równoważenie wpływów SLD, czy spadkobierców PZPR".

"Ten sposób rozumienia polityki, że to polega też na tym, żeby mieć jak najwięcej środków, w tym pieniędzy, był obecny w ich myśleniu od samego początku, ale zdaje się, że ewoluował do stanu dzisiejszego, czyli czegoś na poziomie wręcz obsesji" - mówił.

Reklama

Dopytywany, czy sprawa wieżowców Srebrnej powinna zostać wyjaśniona i czy jest to możliwe, Tusk ocenił, że "nie ma dzisiaj żadnych powodów, abyśmy uwierzyli w bezstronność i determinację aktualnej władzy, żeby powyjaśniała jakieś złe, czy podejrzane rzeczy, które sama realizuje". "Więc być może będziemy musieli kilkanaście miesięcy poczekać na wyjaśnienie tej sprawy, ale ona na pewno doczeka się wyjaśnienia" - dodał.

Tusk był też pytany o swój udział w procesie likwidacji RSW "Prasa-Książka-Ruch", która doprowadziła do przekazania poszczególnych tytułów prasowych wydawanych przez to wydawnictwo partiom politycznym.

"Kiedy premier Tadeusz Mazowiecki powoływał komisję likwidacyjną, czyli ciało, które miało zlikwidować komunistyczny monopol prasy, kolportażu, wydawnictw, drukarni, etc., nikomu do głowy nie przyszło, że ta szlachetna idea (...), żeby pluralistyczny świat polityki wyposażyć w elementarne instrumenty takie, jak choćby tytuły gazet, szczerze powiedziawszy ja sobie nie przypominam, żebyśmy przez sekundę zastanawiali się, że ktoś będzie przy tej okazji robił interesy na nieruchomościach" - powiedział Tusk.

Jak zaznaczył, również jego intencją jako członka tej komisji "było nie to, żeby ktoś stał się właścicielem budynków, czy działek w Warszawie, czy gdziekolwiek indziej, tylko żeby zadbał o nową i demokratyczną treść w gazetach, w tytułach, które otrzymał".

"To przedsięwzięcie, o którym premier Mazowiecki myślał z jak najlepszą wolą i jak najlepszą intencją, nie do końca się powiodło; no bo trochę też zawiedli ludzie, którzy dostali ten depozyt od nowego demokratycznego państwa, wielu to niestety zmarnowało" - dodał Tusk.

W związku z publikacjami "Gazety Wyborczej" prezes PiS skierował do prokuratury zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa zniesławienia przez dziennikarzy "GW" oraz posłów Platformy Obywatelskiej. Pierwsze z zawiadomień do prokuratury dotyczy dziennikarzy "GW", a także portali wyborcza.pl i gazeta.pl. Wskazano w nim m.in., że przestępstwo zniesławienia miało polegać "na opublikowaniu przez dziennikarzy szeregu materiałów prasowych na łamach +Gazety Wyborczej+ i portalu wyborcza.pl w dniach 29-30.1.2019 r. (...), w których to rozpowszechniono twierdzenia, tj. wypowiedzi innych osób, że Jarosław Kaczyński popełnił, względnie mógł popełnić przestępstwa: płatnej protekcji, przekroczenia uprawnień posła w celu osiągnięcia korzyści majątkowej, oszustwa".