Mityczny Tyfon – jak pisał Jan Parandowski – był najstraszliwszym potworem, jakiego oglądało słońce. „Wzrostem najwyższe góry przenosił i aż do gwiazd sięgał”, „największymi skałami rzucał jak piłką”. Na sam jego widok pod bramami Olimpu bogowie w popłochu czmychnęli do Egiptu i ze strachu przemienili się w zwierzęta. Później co prawda Zeus pokonał bestię i przywalił go Sycylią, ale go nie zgładził, lecz tylko uwięził.
Funkcjonowanie przepisu zezwalającego na legalną terminację ciąży ze względu na przesłankę embiopatologiczną było solą w oku nie tylko najtwardszego prawicowego elektoratu, lecz także dużej części umiarkowanych konserwatystów. Z tego względu opatrzenie tej regulacji glejtem konstytucyjności nie wchodziło w rachubę. To byłby cios dla tego środowiska. Mogło ono oczekiwać, że skoro na skutek poprzednich orzeczeń TK – jeszcze przed czasami „dobrej zmiany” – przepisy antyaborcyjne były coraz bardziej zaostrzane, to obecny trybunał pójdzie przynajmniej o krok dalej. I to milowy krok.
Stwierdzenie niekonstytucyjności przesłanki embriopatologicznej de facto oznacza delegalizację przerywania ciąży w ogóle. Większość przypadków dokonywanych w Polsce legalnie aborcji dotyczy bowiem właśnie sytuacji, gdy „badania prenatalne lub inne przesłanki medyczne wskazują na duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu”. I choć jest to po myśli większości własnego elektoratu obecnie rządzących, spowoduje wściekłość pozostałej części społeczeństwa, która nie ma złudzeń, że zainteresowanie konstytucyjnym prawem do ochrony życia i godności kończy się wraz z chwilą narodzin.
Treść całej opinii można przeczytać w piątkowym wydaniu Dziennika Gazety Prawnej i w jej internetowym wydaniu.
Reklama