Z Jakubem Banasiem rozmawia Magdalena Rigamonti
Kto w PiS jest już z wami?
Pracujemy intensywnie.
Wystarczyłoby trzech.
Dobrze pani liczy.
Tylu macie?
Marian Banaś jest z tego środowiska, choć w polityce rozumianej jako gra partyjna jest od niedawna. W PiS nie mamy tylko do czynienia z tzw. żoliborskimi, ale też z wieloma ludźmi przyzwoitymi.
Pan posługuje się nomenklaturą mafijną.
Na czele żoliborskich stoi naczelnik. On przewodzi Panom o pseudonimach Mario Bros czy Zizu. To oni stworzyli z Mariana Banasia prawdziwego państwowca. Oni i koncern medialno-polityczno-biznesowy z Wiertniczej.
To nie pan doniósł na ojca do mediów, żeby wyciągnąć go z PiS?
Nie, to sprawa służb. Moim zdaniem stał za tym interes polityczny.
Sugeruje pan, że dziennikarze TVN dostali informacje o kamienicy Banasia w Krakowie od podwładnych ministra Kamińskiego?
To, co się stało, to szczęście od losu albo transformująca obecność Opatrzności, jak kto woli. Uważam, że cała akcja TVN i PiS, Kamińskiego i służb to błąd systemu, błąd matriksa. Siedzę w tym biznesie już dosyć długo i wiem, że nie jest tak, że redaktor Bertold Kittel obudził się pewnego pięknego dnia i pomyślał: „a, zrobię materiał o Banasiu”. Tak to nie działa. Można powiedzieć, że Opatrzność pisze na liniach krzywych. I ojcem sukcesu - tego, że Najwyższa Izba Kontroli stała się niezależną instytucją patrzącą władzy na ręce - jest Bertold Kittel, stojący za nim koncern TVN do spółki z Nowogrodzką. Oni stworzyli Mariana Banasia. I dziękuję za to redaktorowi Kittelowi, zrobił kawał dobrej roboty. Różnię się z nim co do merytoryki tego reportażu, ba, sądzę się z nim nawet. Ale koniec końców, dziękuję za metamorfozę ojca. Okazał się narzędziem w rękach Opatrzności. Mario Bros też okazał się narzędziem w rękach Opatrzności. I to jest pewien chichot historii.
Po co pan robi te mafijne dowcipy?
OK, dowcipy, ale dobrze opisujące rzeczywistość. Kilka tygodni temu dostałem informację, że zrobiono na mnie zlecenie, żeby mnie ktoś na mieście pobił. Potem, żebym uważał, bo może drogówka będzie mnie zatrzymywać. Powinienem więc patrzeć, żeby mi czegoś nie podrzucili, bo mam być załatwiony „na Matę”, jak to się ostatnio mówi. Oczywiście podchodzę do tych informacji z dystansem, ale jednocześnie biorę je na poważnie, bo wiem, do czego ci goście są w stanie się posunąć. Gramy o bardzo, bardzo wysoką stawkę. Byłem już czterokrotnie zatrzymywany przez służby. Był okres, gdy ciągle miałem jakiś ogon. Chodziło o to, żeby mnie wystraszyć. Ktoś próbował zagrać moim samobójstwem w dniu konferencji o wyborach kopertowych. Przypadki? Normalne działanie służb? Bez jaj, tak właśnie się robi w Polsce politykę, pani redaktor. Widzę partyjność i system sprawowania władzy jako coś skrajnie nieuczciwego, jako system mafijny, w którym wrogów się po prostu eliminuje z przestrzeni publicznej, np. wsadzając do aresztu, dyskredytując, organizując na nich tzw. oeski, czyli operacje specjalne. I PiS w tej quasi-mafijności z wykorzystaniem służb wzniósł się na wyżyny, posługując się dwoma kluczowymi sposobami: korupcją i hakami. Jednocześnie, jak już mówiłem, są tam ciągle przyzwoici ludzie, którzy też to widzą i zaczynają się buntować. Być może trzeba jeszcze poczekać. Może parę dni.
Pan ich traktuje instrumentalnie.
Goście w PiS, podobnie jak kiedyś tata, są silni tylko siłą partii, organizacji, zasobów. Jak są w grupie, to czują się watahą, sforą. Każdy z nich wtedy kozakuje. Natomiast w pojedynkę, bez tego wsparcia, to są po prostu cienkie Bolki. Mój ojciec jest na to dowodem. To wyszło po całej akcji z TVN w 2019 r. Wtedy objawiła się prawda, także o ojcu. Doświadczył własnej słabości, własnej nędzy bym nawet powiedział. To był pierwszy krok do tego, że jego późniejsza metamorfoza mogła się zacząć. I pamiętam, jak tylko troszeczkę złapał wiatr w żagle, jak chciał wyprzeć i zapomnieć, w jakiej sytuacji psychicznej, emocjonalnej i fizycznej był jeszcze trzy miesiące wcześniej...
Pan wtedy postanowił zmienić ojca.
Żaden psycholog, coach, ksiądz, terapeuta, żaden współpracownik nie dałby rady. Każdego z nich ojciec by usunął. Mnie nie mógł usunąć. Nawet jeśli próbował, jeśli publicznie przy swoich współpracownikach mnie upokarzał, obrażał, poniżał, to ja i tak wracałem. Zobaczyłem, że z nim jest szansa na realny opór wobec żoliborskich i ich działań. Musi tylko zacząć bronić niezależności NIK i pozwolić kontrolerom działać. Tylko tyle i aż tyle.
Ci pisowscy posłowie potrzebni są wam do tego, żeby obóz władzy nie miał w Sejmie większości do odebrania pańskiemu ojcu immunitetu.
I proszę zauważyć, że zapowiadane głosowania w tej sprawie wciąż się nie odbyły. Są posłowie, szczególnie ci z ostatnich ław sejmowych, którzy zostali rozjechani przez polityczny walec, którzy doświadczyli wewnętrznej gry partyjnej, tej wielkiej miłości z góry, z Żoliborza, z Nowogrodzkiej. I myślę, że wielu chce móc patrzeć na siebie w lustrze.
Niech pan przestanie krążyć. Macie ich?
Wciąż nie było głosowania.
Pan lubi takie gierki.
Nie działamy tak jak partia PiS. Nie mamy spółek Skarbu Państwa, nie mamy żadnych benefitów, którymi możemy obdzielać. My raczej gramy na...
Zaraz pan powie o strunach prawdy.
Bardziej górnolotnie bym nie wymyślił. Unikam słów „patos, etos i domestos”, których jest pełna polska polityka. Ale tu trzeba się odwołać do tego, co nazywa się imponderabiliami. Z jednej strony są chciwość i strach - i na tym się opiera polityka PiS; z drugiej - to, o czym pani powiedziała. PiS potrzebuje bezwzględnej większości do tego, żeby załatwić kwestię NIK i jej prezesa.