Liczne badania – a także wielu demagogów – wskazują, że przy urnach wyborczych obywatele kierują się wszystkim, tylko nie tym, czym powinni. Liczy się dla nich np. to, czy kandydat/kandydatka na posła/posłankę lub prezydenta/prezydentkę jest przystojny/ładna albo czy ma wystarczająco uroczy uśmiech. Ponoć nawet – o zgrozo – w ogóle nie zwracają uwagi na program wyborczy, a jedynie na krótkie kampanijne slogany, których zresztą najczęściej nie rozumieją. A najbardziej kompromituje ich to, że najważniejszy dla nich jest ich własny interes, ich tu i teraz. Przywołując obfitą literaturę, dowodzącą, że wyborcy nie powinni wybierać, należałoby zabronić demokracji, a rządy – zamiast politykom – powierzyć oświeconej sztucznej inteligencji. A może jednak nie jest z nami tak tragicznie?