To bezzałogowce klasy MALE, które zwiększą zdolności rozpoznania naszych wojskowych. Warto jednak pamiętać, że choć w początkowej fazie agresji Rosji na Ukrainę obrońcy ukraińscy tworzyli nawet piosenki na cześć tego rodzaju sprzętu, to już później gdy Rosjanie opanowali początkowy chaos i podciągnęli obronę przeciwlotniczą, TB2 na froncie okazały się mniej przydatne. Warto pamiętać, że na polu walki nawet przeżywalność doskonałych polskich bezzałogowców FlyEye jest liczona zaledwie w tygodniach. Te tureckie ponoć wypadają gorzej w tym porównaniu. Tak czy inaczej, jeśli do Bayraktarów dołożymy amerykańskie aerostaty z programu Barbara, na które umowę mamy podpisać jeszcze w tym miesiącu, szwedzkie samoloty rozpoznawcze Saab 340 AEW i dwa francuskie satelity Airbusa, które już kupiliśmy, to za trzy-cztery lata nasze zdolności do rozpoznania po raz pierwszy w historii będą na całkiem przyzwoitym, wysokim poziomie.

Zarzuty NIK wobec Agencji Uzbrojenia

Niestety, takiego poziomu raczej nie trzymają kontrolerzy Najwyższej Izby Kontroli, którzy zarzucili Agencji Uzbrojenia, czyli podmiotowi odpowiedzialnemu za zakupy sprzętu dla Wojska Polskiego to, że… za szybko wydają pieniądze. Problem ciągnie się od lat – pod koniec grudnia z Agencji wysłane są przelewy na zaliczki w ramach różnych programów wieloletnich. Wynika to z tego, że pieniądze niewydane do 31 grudnia wracają do tzw. budżetu centralnego, czyli z punktu widzenia resortu obrony, przepadają. Bez tego mechanizmu co roku na obronność byśmy wydawali co najmniej kilkaset mln, a czasem wręcz kilka mld zł mniej.

Dziwią przy tym zagadnieniu dwie kwestie. Po pierwsze, fakt że mimo wojny na Ukrainie kontrolerzy nie zauważają tego, że wydatki na obronność to teraz rzecz kluczowa dla bezpieczeństwa państwa. Po drugie, to że system od lat jest tak skonstruowany, że by faktycznie zrealizować budżet, trzeba się imać takiego kombinowania.

Innym zarzutem kontrolerów jest to, że w kontraktach ze zbrojeniówką Agencja stosuje zbyt niskie kary umowne. Warto jednak pamiętać, że im wyższe kary umowne, tym wyższe cena dostarczanego uzbrojenia – producenci to wkalkulowują. Poza tym jest to kolejny przykład tego, że polska zbrojeniówka jest traktowana często gorzej niż jej zagraniczni odpowiednicy. Np. przy kontraktach w ramach procedury Foreign Military Sales, czyli zakupie amerykańskiego uzbrojenia od amerykańskiego rządu, pojęcie kar umownych… nie występuje. Tymczasem NIK krytykuje to, że kary (dla polskich firm) są zbyt niskie.

Komitet Wojskowy UE nie dla Polaka

W tym tygodniu okazało się także, że gen. Sławomir Wojciechowski nie zostanie Szefem Komitetu Wojskowego Unii Europejskiej. Jest to wiadomość o tyle zaskakująca, że wszystko wskazywało na to, że jednak tak się wydarzy – m.in. z myślą o tym, dwa tygodnie temu generał otrzymał czwartą gwiazdkę. Były minister obrony Mariusz Błaszczak sugeruje, że to ma związek z odwołaniem gen. Jarosława Gromadzińskiego ze stanowiska dowódcy Eurokorpusu. To jednak zarzut trudny, czy wręcz niemożliwy do zweryfikowania. Nie zmienia to faktu, że zapowiadana m.in. przez szefa sztabu gen. Wiesława Kukułę polska ofensywa na wysokie stanowiska militarne w UE, ale też w NATO, na razie okazała się niewypałem.

Presja na Patrioty

Jeśli mówimy o NATO, to trzeba odnotować, że tak jak donosi m.in. Polityka, rośnie presja na sojuszników, by przekazać Ukrainie kolejne zestawy systemu Patriot, a w gronie poddawanych tej presji jest również Warszawa. Problem w tym, że my operacyjną to mamy jedną baterię, która stacjonuje na stołecznym Bemowie. Drugapowinna być w gotowości bojowej za kilka miesięcy. Ale o tym by przekazywać jakiekolwiek Patrioty, to będziemy mogli myśleć jakoś w 2029 r., gdy do Polski trafią ostatnie z sześciu kolejnych baterii systemu, które już zamówiliśmy. Ewentualne słowa prezydenta Zełenskiego, który także przy tej okazji może chcieć zasugerować, że Polska stoi w jednym szeregu z Rosją, nie powinny zmieniać polityki Warszawy.

Oczywiście to nie zmienia tego, że ukraińskich obrońców trzeba wspierać sprzętem, choćby przekazując stare czołgi T-72, których wciąż w Wojsku Polskim mamy ponoć ok. setkę. Ale wydaje się, że czas bezwarunkowej pomocy naszym wschodnim sąsiadom można uznać za miniony. I za to Ukraińcy mogą podziękować w głównej mierze swoim politykom.